I tutaj właśnie jest największa różnica pomiędzy Andrzejem Dudą a Jarosławem Kaczyńskim. Prezes PiS idzie konsekwentnie w ślady Jarosława Marka Rymkiewicza, który w swoich publicznych wypowiedziach stwierdzał, że owszem, żyje w Polsce potężna frakcja „wewnętrznych Moskali”, ale nimi w ogóle nie należy się przejmować. Po prostu nie warto na nich zwracać uwagi i trzeba organizować państwo wokół „prawdziwych Polaków”, drugą stronę wypychając na margines. Niech tam wegetuje aż zdechnie.
Z jakich powodów Jarosław Kaczyński wydaje się być zwolennikiem takiej polityki – to inna sprawa. Mam prezesa PiS za tak wytrawnego gracza, że poza motywacjami ideowymi przypisuję mu – podobnie jak Piotr Skwieciński – także motywację czysto pragmatyczną, dokładnie taką, o jakiej pisze mój redakcyjny kolega. Po prostu PiS-owi opłaca się stawianie na skrajność, utrzymywanie twardego elektoratu w stanie nieustannej mobilizacji i pobudzanie dramatycznie słabej intelektualnie opozycji (poza Ruchem Kukiz ’15) do coraz bardziej absurdalnych działań.
Tyle że – co, jak się zdaje, zaczyna rozumieć Andrzej Duda patrząc z wysokiej pozycji prezydenta Rzeczypospolitej – ta strategia wymaga spalania gigantycznych ilości paliwa, pochodzącego wprost z fundamentów wspólnoty narodowej, które tym samym ulegają błyskawicznej erozji. Owszem, jest grupa ludzi, którzy sami się z tej wspólnoty wyłączają – co do tego nie ma wątpliwości. To choćby troglodyci, którzy urządzali sobie w 2010 roku ponury sabat na Krakowskim Przedmieściu, bezczeszcząc brutalnie pamięć zmarłych i najdroższe wielu Polakom symbole. Ale to w istocie garstka, zaś strategia Kaczyńskiego obejmuje znacznie, znacznie większy krąg ludzi.
Andrzej Duda w swoim znakomitym wystąpieniu po raz pierwszy tak wyraźnie oderwał się od perspektywy partyjnej na rzecz perspektywy państwa i wspólnoty. Nie należy tego jednak rozumieć prostacko, jako naiwnego apelu o powszechną zgodę. Polacy lubią złudzenie, że taka sytuacja jest możliwa, ale to szkodliwa naiwność. Jest to raczej apel o wyrzeczenie się nienawiści niszczącej wspólnotę na jej najbardziej podstawowym poziomie – a z takim zjawiskiem mamy właśnie do czynienia.
Prezydent prosi, żebyśmy – różniąc się nadal – cofnęli się o kilka kroków w swoich zrozumiałych i rozbuchanych emocjach. Jak sądzę, przestrzega też stronę, która wygrała, przed nadmiernym tryumfalizmem, obracającym się w chęć dokonania choćby symbolicznej zemsty. Czyni to zapewne również z powodu słusznej obawy, że po zmianie układu politycznego rozkręcona do końca sprężyna złych emocji przesunie wahadło w jeszcze skrajniejszą pozycję, ostatecznie niszcząc poczucie wspólnoty. W tym sensie Andrzej Duda jest w stanie spojrzeć na sytuację w dalszym planie. Dla Jarosława Kaczyńskiego ten dalszy plan wydaje się nie istnieć.
Czy deklaracja prezydenta pozostanie jedynie słowami czy też odnajdziemy jej ślady w działaniach głowy państwa – zobaczymy. Z całą pewnością Andrzej Duda podczas uroczystości upamiętnienia katastrofy smoleńskiej odegrał idealnie taką rolę prezydenta, jakiej odgrywania oczekiwało od niego wielu wyborców, których dotychczas pod tym względem zawodził: nie wyrzekając się swoich poglądów ani nie kryjąc politycznej proweniencji, zadbał o wszystkich obywateli i odciął się jednoznacznie od dyskursu rewanżu i odwetu. Mam nadzieję, że będzie w tej postawie konsekwentny, bo gra na głębszy podział – obojętnie przez którą stronę prowadzona – jest obarczona ryzykiem naruszenia samych fundamentów państwa.
Rozmowy o prawdziwym obliczu katastrofy smoleńskiej w książce Joanny Lichockiej i Marii Dłużewskiej pt. „Mgła”.
Relacje szokujące i wzruszające. Relacje prawdziwe! Pozycja dostępna „wSklepiku.pl”.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
I tutaj właśnie jest największa różnica pomiędzy Andrzejem Dudą a Jarosławem Kaczyńskim. Prezes PiS idzie konsekwentnie w ślady Jarosława Marka Rymkiewicza, który w swoich publicznych wypowiedziach stwierdzał, że owszem, żyje w Polsce potężna frakcja „wewnętrznych Moskali”, ale nimi w ogóle nie należy się przejmować. Po prostu nie warto na nich zwracać uwagi i trzeba organizować państwo wokół „prawdziwych Polaków”, drugą stronę wypychając na margines. Niech tam wegetuje aż zdechnie.
Z jakich powodów Jarosław Kaczyński wydaje się być zwolennikiem takiej polityki – to inna sprawa. Mam prezesa PiS za tak wytrawnego gracza, że poza motywacjami ideowymi przypisuję mu – podobnie jak Piotr Skwieciński – także motywację czysto pragmatyczną, dokładnie taką, o jakiej pisze mój redakcyjny kolega. Po prostu PiS-owi opłaca się stawianie na skrajność, utrzymywanie twardego elektoratu w stanie nieustannej mobilizacji i pobudzanie dramatycznie słabej intelektualnie opozycji (poza Ruchem Kukiz ’15) do coraz bardziej absurdalnych działań.
Tyle że – co, jak się zdaje, zaczyna rozumieć Andrzej Duda patrząc z wysokiej pozycji prezydenta Rzeczypospolitej – ta strategia wymaga spalania gigantycznych ilości paliwa, pochodzącego wprost z fundamentów wspólnoty narodowej, które tym samym ulegają błyskawicznej erozji. Owszem, jest grupa ludzi, którzy sami się z tej wspólnoty wyłączają – co do tego nie ma wątpliwości. To choćby troglodyci, którzy urządzali sobie w 2010 roku ponury sabat na Krakowskim Przedmieściu, bezczeszcząc brutalnie pamięć zmarłych i najdroższe wielu Polakom symbole. Ale to w istocie garstka, zaś strategia Kaczyńskiego obejmuje znacznie, znacznie większy krąg ludzi.
Andrzej Duda w swoim znakomitym wystąpieniu po raz pierwszy tak wyraźnie oderwał się od perspektywy partyjnej na rzecz perspektywy państwa i wspólnoty. Nie należy tego jednak rozumieć prostacko, jako naiwnego apelu o powszechną zgodę. Polacy lubią złudzenie, że taka sytuacja jest możliwa, ale to szkodliwa naiwność. Jest to raczej apel o wyrzeczenie się nienawiści niszczącej wspólnotę na jej najbardziej podstawowym poziomie – a z takim zjawiskiem mamy właśnie do czynienia.
Prezydent prosi, żebyśmy – różniąc się nadal – cofnęli się o kilka kroków w swoich zrozumiałych i rozbuchanych emocjach. Jak sądzę, przestrzega też stronę, która wygrała, przed nadmiernym tryumfalizmem, obracającym się w chęć dokonania choćby symbolicznej zemsty. Czyni to zapewne również z powodu słusznej obawy, że po zmianie układu politycznego rozkręcona do końca sprężyna złych emocji przesunie wahadło w jeszcze skrajniejszą pozycję, ostatecznie niszcząc poczucie wspólnoty. W tym sensie Andrzej Duda jest w stanie spojrzeć na sytuację w dalszym planie. Dla Jarosława Kaczyńskiego ten dalszy plan wydaje się nie istnieć.
Czy deklaracja prezydenta pozostanie jedynie słowami czy też odnajdziemy jej ślady w działaniach głowy państwa – zobaczymy. Z całą pewnością Andrzej Duda podczas uroczystości upamiętnienia katastrofy smoleńskiej odegrał idealnie taką rolę prezydenta, jakiej odgrywania oczekiwało od niego wielu wyborców, których dotychczas pod tym względem zawodził: nie wyrzekając się swoich poglądów ani nie kryjąc politycznej proweniencji, zadbał o wszystkich obywateli i odciął się jednoznacznie od dyskursu rewanżu i odwetu. Mam nadzieję, że będzie w tej postawie konsekwentny, bo gra na głębszy podział – obojętnie przez którą stronę prowadzona – jest obarczona ryzykiem naruszenia samych fundamentów państwa.
Rozmowy o prawdziwym obliczu katastrofy smoleńskiej w książce Joanny Lichockiej i Marii Dłużewskiej pt. „Mgła”.
Relacje szokujące i wzruszające. Relacje prawdziwe! Pozycja dostępna „wSklepiku.pl”.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/288365-apel-o-wybaczenie-czyli-najwazniejsze-wystapienie-andrzeja-dudy-mam-nadzieje-ze-bedzie-w-tej-postawie-konsekwentny?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.