Można oczywiście uważać, że PiS atakując Trybunał Konstytucyjny odpłacił PO pięknym za nadobne z czystej żądzy odwetu. Można się również zastanawiać, czy PiS-owi opłacało się w ogóle wszczynać ten spór. Jednak nie można mieć wątpliwości, że Platformą i prezesem Andrzejem Rzeplińskim kierowały złe intencje przy pisaniu ustawy o TK.
Nie ma także dwóch zdań, że ta partia w osobie Bronisława Komorowskiego zamówiła napisanie takiej, a nie innej ustawy u prezesa Rzeplińskiego. Są po prostu na to dowody.
Nie jest natomiast prawdą, że PiS postanowił sparaliżować pracę Trybunału tylko na podstawie złych doświadczeń z przeszłości, czyli z kadencji rządów 2005-2007. Przeczy takiemu scenariuszowi sekwencja zdarzeń, które doprowadziły do sytuacji, którą mamy obecnie. Wszystko wskazuje na to, że PiS bronił się przed oczywistą próbą zablokowania reform jego rządu.
Byli i obecni sędziowie TK rozpoczęli pracę nad ustawą o TK (czyli faktycznie pisali także „pod siebie”) w 2011 roku. Prace trwały w tajemnicy – dopiero wyrok NSA zmusił sędziów TK do przyznania, że piszą taką ustawę - do roku 2013. Ponieważ TK nie posiada inicjatywy ustawodawczej, więc w 2013 roku weszli w spółkę z PO i prezydentem Komorowskim, żeby on posłał projekt do Sejmu, który uczynił to skwapliwie i bez zbędnej zwłoki.
Był rok 2013, do wyborów daleko, zaś wygrana PO i Komorowskiego za dwa lata zdawała się być niezagrożona, więc prace w Sejmie toczyły się leniwie aż do marca 2015, kiedy to prezydentowi Komorowskiemu zrobiło się nagle gorąco w miejscu, w którym plecy tracą swoją szlachetną nazwę. Wtedy roboty ruszyły z kopyta. Ustawę uchwalono w Sejmie pod koniec maja.
W międzyczasie, gdzieś na przełomie kwietnia i maja 2015 sprytny poseł Kropiwnicki z PO zgłasza poprawkę o wybraniu sędziów „na zapas”, jeszcze przed końcem ich kadencji, przed wyborami parlamentarnymi i objęciem urzędowania przez prezydenta Andrzeja Dudę. Wcześniej przyjęto przepis, który faktycznie dawał marszałkowi Sejmu prawo do decydowania, czy prezydent jest zdolny do pełnienia swojej funkcji.
Już na początku czerwca 2015 ustawa jest w Senacie i na biurku prezydenta. Tuż przed uchwałą Senatu występuje tam prezes Rzepliński, składający akurat sprawozdanie z prac TK. Prezes wychwala pod niebiosa nową ustawę o TK:
Szanowni Państwo, pragnę wyrazić zadowolenie, że prace nad projektem nowej ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, choć trwały długo, zbliżają się do finału procesu legislacyjnego. Mam nadzieję, że wysiłek włożony w Sejmie i w Senacie w opracowanie treści tej nowej ustawy, której projekt przedłożył prezydent Rzeczypospolitej 15 lipca 2013 r., nie zostanie zaprzepaszczony.
Mało tego, prezes Rzepliński odpowiadał wtedy na pytania senatorów, zarzucających ustawie niekonstytucyjność w kontekście skrócenia kadencji niektórych sędziów, Rzepliński obiecał wówczas, że w przypadku zaskarżenia niekonstytucyjności tej ustawy wstrzyma się od udziału w orzekaniu na ten temat. Sędzia Zubik, który bez skrępowania orzekał w składzie sprzecznym z ustawą, był autorem następujących przemyśleń w pracy „Status prawny sędziego Trybunału Konstytucyjnego”:
W ramach rozpoznawania spraw sędziowie Trybunału związani są wszystkimi ustawowymi regulacjami procedury sądowo-konstytucyjnej. Nie mogą samodzielnie pomijać takich przepisów, choćby je uznali za oczywiście niekonstytucyjne.
Zatem z każdego punktu widzenia sędziowie mieli pełną świadomość niekonstytucyjności napisanej przez siebie i kolegów ustawy, która oddawała Trybunał w pacht partii ówcześnie rządzącej PO. I mimo wszystko lobbowali za jej uchwaleniem, co w sposób oczywisty dowodzi złych intencji. Sędzia Rzepliński nie może bowiem twierdzić, że po dwóch latach od przesłania ustawy do prezydenta Komorowskiego nie zajrzał do niej na sam koniec procedury legislacyjnej, a mimo to ją akceptował i rekomendował Senatowi bez zastrzeżeń.I w tej sytuacji ktoś jeszcze śmie mówić, że Jarosławowi Kaczyńskiemu chodziło wyłącznie o sparaliżowanie TK, bo ma taki zaczepny charakter.
Cóż bowiem można powiedzieć o nich – sędziach Trybunału, posłach i senatorach z PO, prezydencie z PO, o znanych konstytucjonalistach popierających PO – którzy wszyscy razem i w jednym czasie dostali takiego zaćmienia mózgów, że nie zauważyli oczywistego złamania konstytucji w ustawie, którą sami pisali, która komentowali i procedowali? I to przez kilka lat, pomimo głośnych zastrzeżeń opozycji. A jeśli to nie była także premedytacja, to znaczy, że mieliśmy do czynienia z gromadą idiotów. Czy ktoś widzi jakieś inne wyjaśnienie tego fenomenu?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/287796-bo-prezes-rzeplinski-nic-nie-wiedzial-a-kaczynski-juz-ma-taki-zaczepny-charakter
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.