Pojawienie się w księgarniach rocznika „Teologii Politycznej” jest jednym z najciekawszych momentów w roku na rynku polskiej prasy. Tak jest i w przypadku najnowszego (choć spóźnionego o ponad pół roku!) wydania „TP” zatytułowanego „My, Rzymianie”. Lektura autorów „TP” to niemal zawsze nie tylko świetna odtrutka na wszechobecną postpolitykę i płytkie, jałowe (choć czasem emocjonujące) przepychanki w studiach telewizyjnych, ale przede wszystkim intelektualna podróż, z której czytelnik wraca o wiele bardziej bogaty.
Tematem nowej „Teologii Politycznej” jest próba refleksji nad rzymskimi korzeniami polskości i redefinicji spojrzenia na miejsce Polski w Europie. W czym rzecz? Odsyłam do krótkiego fragmentu tekstu Marka Cichockiego i Dariusza Karłowicza:
Dlaczego utrata pamięci o rzymskiej formie to problem? Otóż próba zredukowania polskości do rozmiarów wyznaczonych przez pooświeceniową optykę nie mogła odbyć się bez szkody dla polskiej tożsamości i podmiotowości. I mowa nie tylko o podmiotowości kulturowej, lecz także politycznej. Bez zrozumienia, czym dla polskości jest rzymska forma, jak odciska się na kulturze, cywilizacji, duchowości i polityce, niepodobna zrozumieć, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy.
Przypomnienie o rzymskich fundamentach polskości jest dość nieoczywiste. Odwołania się do takich źródeł wydają się być dziwnym kaprysem zakochanych w antyku, a przy tym oderwanych od rzeczywistości elit, a nie argumentem do dyskusji w roku 2016.
I trzeba przyznać, że trochę tak jest - ale tylko na pierwszy rzut oka. Autorzy „Teologii Politycznej” w kolejnych tekstach udowadniają, jak mocno rzymskie nawyki i odruchy w polityce, prawie, relacjach społecznych i myśleniu o państwie zakorzeniły się w polskiej mentalności.
Wciąż katoliccy, z moralnością poukładaną w jurydyczne rzymskie kanony zasług i win, cnót i wad, zawsze z lekką skłonnością do pelagianizmu, po republikańsku rozgadani, w retoryce nadmiarowi, w polityce wiecznie moralizujący, niezmiernie drażliwi na punkcie wolności, krytyczni wobec przerostów władzy, niechętni zbyt silnym, brzydzący się oligarchami (zwłaszcza tymi z obcego nadania) i nieodmiennie marzący o kończącej spór pełnej zgodzie – choć wywodzimy się z peerelowskiego awansu i chłopskiej chaty, to mamy dawnego obywatela pod skórą. Co ciekawe jednak – ta niespójna, poszarpana ciągłość jest dużo lepiej widoczna w faktycznych odruchach niż w autoportrecie
— pisze Karłowicz.
To zresztą bardzo optymistyczna lektura, która rysuje nas, Polaków, całe nasze społeczeństwo, trochę lepszymi niż jesteśmy na co dzień. Nowy numer „Teologii Politycznej” daje cały szereg dowodów na to, że nie mamy powodów do kompleksów: ani względem krajów Zachodu, ani Południa. Że jesteśmy częścią Europy w sposób najbardziej naturalny i prawdziwy jak tylko można. Przy tym wszystkim zupełnie inaczej, z szerszej perspektywy patrzy się na dzisiejszy spór o Trybunał Konstytucyjny i zakres władzy sądowniczej, na obawy przed tym, co napisze o nas niemiecka prasa, albo i nawet na ostre dyskusje na Wiejskiej.
Ale obok optymizmu (kto wszak nie chciałby mieć przodków - niechby nawet wyłącznie intelektualnych - w Rzymie) jest i gorzka refleksja nad tym, co pozostało w nas z etosu obywatelskiego, republikańskiego, propaństwowego. W gruncie rzeczy ponurych wnioskach w tekście Arkadego Rzegockiego pada stwierdzenie, że cała ta piękna opowieść o rzymskich fundamentach polskości pozostała do dziś jedynie w podświadomości: ujawnia się gdzieś przy okazji, w momentach kryzysowych lub charakteryzujących się wielkimi emocjami: tragedią smoleńską, śmiercią Jana Pawła II, etc. Codzienność zjadła nam ten piękny etos - a może nie tyle zjadła, co zamknęła na cztery spusty i zmusiła do milczenia: polityków, dziennikarzy, obywateli. Czasem tylko właśnie w instynktach i odruchach widać dawne pierwiastki.
Czy całą odpowiedzialność można zrzucić na zaborców i najeźdźców, mordujących nasze elity i orzących naszą świadomość i kulturę? Czy w III Rzeczpospolitej, świecie Unii Europejskiej i polityki prowadzonej przez grające na emocjach telewizje faktycznie niemożliwy jest powrót do dawnych wzorców, zwyczajów, autorytetów? Wreszcie - czy cały ten rzymski fundament nie jest jedynie mrzonką, która musiała z biegiem czasu zblednąć, by w końcu całkowicie zniknąć w kraju nad Wisłą?
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Pojawienie się w księgarniach rocznika „Teologii Politycznej” jest jednym z najciekawszych momentów w roku na rynku polskiej prasy. Tak jest i w przypadku najnowszego (choć spóźnionego o ponad pół roku!) wydania „TP” zatytułowanego „My, Rzymianie”. Lektura autorów „TP” to niemal zawsze nie tylko świetna odtrutka na wszechobecną postpolitykę i płytkie, jałowe (choć czasem emocjonujące) przepychanki w studiach telewizyjnych, ale przede wszystkim intelektualna podróż, z której czytelnik wraca o wiele bardziej bogaty.
Tematem nowej „Teologii Politycznej” jest próba refleksji nad rzymskimi korzeniami polskości i redefinicji spojrzenia na miejsce Polski w Europie. W czym rzecz? Odsyłam do krótkiego fragmentu tekstu Marka Cichockiego i Dariusza Karłowicza:
Dlaczego utrata pamięci o rzymskiej formie to problem? Otóż próba zredukowania polskości do rozmiarów wyznaczonych przez pooświeceniową optykę nie mogła odbyć się bez szkody dla polskiej tożsamości i podmiotowości. I mowa nie tylko o podmiotowości kulturowej, lecz także politycznej. Bez zrozumienia, czym dla polskości jest rzymska forma, jak odciska się na kulturze, cywilizacji, duchowości i polityce, niepodobna zrozumieć, skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy.
Przypomnienie o rzymskich fundamentach polskości jest dość nieoczywiste. Odwołania się do takich źródeł wydają się być dziwnym kaprysem zakochanych w antyku, a przy tym oderwanych od rzeczywistości elit, a nie argumentem do dyskusji w roku 2016.
I trzeba przyznać, że trochę tak jest - ale tylko na pierwszy rzut oka. Autorzy „Teologii Politycznej” w kolejnych tekstach udowadniają, jak mocno rzymskie nawyki i odruchy w polityce, prawie, relacjach społecznych i myśleniu o państwie zakorzeniły się w polskiej mentalności.
Wciąż katoliccy, z moralnością poukładaną w jurydyczne rzymskie kanony zasług i win, cnót i wad, zawsze z lekką skłonnością do pelagianizmu, po republikańsku rozgadani, w retoryce nadmiarowi, w polityce wiecznie moralizujący, niezmiernie drażliwi na punkcie wolności, krytyczni wobec przerostów władzy, niechętni zbyt silnym, brzydzący się oligarchami (zwłaszcza tymi z obcego nadania) i nieodmiennie marzący o kończącej spór pełnej zgodzie – choć wywodzimy się z peerelowskiego awansu i chłopskiej chaty, to mamy dawnego obywatela pod skórą. Co ciekawe jednak – ta niespójna, poszarpana ciągłość jest dużo lepiej widoczna w faktycznych odruchach niż w autoportrecie
— pisze Karłowicz.
To zresztą bardzo optymistyczna lektura, która rysuje nas, Polaków, całe nasze społeczeństwo, trochę lepszymi niż jesteśmy na co dzień. Nowy numer „Teologii Politycznej” daje cały szereg dowodów na to, że nie mamy powodów do kompleksów: ani względem krajów Zachodu, ani Południa. Że jesteśmy częścią Europy w sposób najbardziej naturalny i prawdziwy jak tylko można. Przy tym wszystkim zupełnie inaczej, z szerszej perspektywy patrzy się na dzisiejszy spór o Trybunał Konstytucyjny i zakres władzy sądowniczej, na obawy przed tym, co napisze o nas niemiecka prasa, albo i nawet na ostre dyskusje na Wiejskiej.
Ale obok optymizmu (kto wszak nie chciałby mieć przodków - niechby nawet wyłącznie intelektualnych - w Rzymie) jest i gorzka refleksja nad tym, co pozostało w nas z etosu obywatelskiego, republikańskiego, propaństwowego. W gruncie rzeczy ponurych wnioskach w tekście Arkadego Rzegockiego pada stwierdzenie, że cała ta piękna opowieść o rzymskich fundamentach polskości pozostała do dziś jedynie w podświadomości: ujawnia się gdzieś przy okazji, w momentach kryzysowych lub charakteryzujących się wielkimi emocjami: tragedią smoleńską, śmiercią Jana Pawła II, etc. Codzienność zjadła nam ten piękny etos - a może nie tyle zjadła, co zamknęła na cztery spusty i zmusiła do milczenia: polityków, dziennikarzy, obywateli. Czasem tylko właśnie w instynktach i odruchach widać dawne pierwiastki.
Czy całą odpowiedzialność można zrzucić na zaborców i najeźdźców, mordujących nasze elity i orzących naszą świadomość i kulturę? Czy w III Rzeczpospolitej, świecie Unii Europejskiej i polityki prowadzonej przez grające na emocjach telewizje faktycznie niemożliwy jest powrót do dawnych wzorców, zwyczajów, autorytetów? Wreszcie - czy cały ten rzymski fundament nie jest jedynie mrzonką, która musiała z biegiem czasu zblednąć, by w końcu całkowicie zniknąć w kraju nad Wisłą?
Ciąg dalszy na następnej stronie.
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/285604-gdzie-sie-podzial-rzymski-republikanizm-polakow-nowa-teologia-polityczna-kaze-zadac-szereg-pytan-o-fundamenty-polskosci-i-o-jakosc-zycia-publicznego