Kaczyński był w czasach PRL wyjątkowo dzielnym człowiekiem i tyle. O tym pisaliśmy w ostatnim numerze „wSieci”

fot.wPolityce
fot.wPolityce

W „Gazecie Wyborczej” Adam Leszczyński zaczyna swoją polemikę od cytatu ze mnie: „W dokumencie z 16 października 1980 r. SB typowała Jarosława Kaczyńskiego do internowania. Nie stało się tak z powodu przypadku”. Leszczyński, doktor historii, ale zarazem jeden z bardziej wojowniczych publicystów GW, komentuje: „Tę legendę działalności Jarosława Kaczyńskiego wytrwale budują prawicowe media. Przeczą jej jednak dokumenty SB”.

Wytrwale budują? Przecież o zaklasyfikowaniu Jarosława Kaczyńskiego do internowania na podstawie aktywności przy tworzeniu białostockiej „Solidarności” napisałem w masowej gazecie jako pierwszy.

I w jaki sposób przeczą? Czy pan doktorze-redaktorze kwestionuje istnienie dokumentu, którego zdjęcie zamieściliśmy? Pisze pan, że z innych raportów wynika, że SB traktowała Kaczyńskiego jako postać z drugiego szeregu. I cytuje je pan – chyba po to ukazała się w ogóle ta pozorna polemika. Na zasadzie, my mówimy: białe, wy – pomidor.

Ale ani ja, ani mój tygodnik, nie głosi, że był przywódcą. Musielibyśmy zwariować. Zacytuję fragment swojego własnego tekstu: „W przypadku braci nikt nie twierdzi, że byli liderami przedsierpniowej opozycji czy ruchu „Solidarność”. Sens tego odkrycia jest inny. Zacytuję kolejne zdanie swojego tekstu. „Ale przedstawianie ich jako dekowników czy tchórzy jest wyjątkowo nieprzyjemnym przykładem wziętej z powietrza propagandy.”

I jeszcze fragmencik nieco wcześniejszy. „Tomasz Lis nazwał Jarosława Kaczyńskiego „tchórzliwym bohaterem Jarusiem”. – Lech Kaczyński był tak tchórzliwy, że bał się własnego cienia – to słowa Lecha Wałęsy. Jego żona Danuta opowiadała o tchórzliwym Jarusiu, który chrapał, kiedy inni walczyli. To wszystko pokłosie wojny totalnej o agenta Bolka. Te wszystkie chamskie uwagi obrastają nieco tylko bardziej subtelnymi aluzjami polityków typu Władysława Frasyniuka, którzy wypominają Kaczyńskim stanie w drugim szeregu. I wywołują zalew memów, blogerskich popisów krasomówstwa, czasem aluzji, a czasem walenia wprost”.

Adam Leszczyński udaje, że tego nie słyszał. Zamiast tego snuje pozornie chłodne, rzeczowe uwagi na temat małego znaczenia Jarosława Kaczyńskiego. Rzecz w tym, że sam prezes PiS nigdy nie aspirował do roli historycznego lidera „Solidarności”, co mu się przypisuje. Nie wysuwał także na taki piedestał swojego brata. Jeśli o czymś mówił to o tym, że Lech Kaczyński pozostał wierny i tradycji i przesłaniu „Solidarności”. To akurat prawda.

Mnie chodziło o to, że i Lech i Jarosław Kaczyński byli na każdym etapie swego życia dzielnymi ludźmi, a od 1976 roku aktywnymi działaczami opozycji. Jednymi z kilkuset, wtedy nie było wielu chętnych do odgrywania tej roli.

Czy możliwe było pominięcie Jarosława Kaczyńskiego w pierwszą noc stanu wojennego na skutek przypadku? SB była instytucją bałaganiarską, zdarzało się wysyłanie 13 grudnia patroli po ludzi zmarłych lub takich, którzy zmienili wiele miesięcy wcześniej miejsce zamieszkania. W przypadku Kaczyńskiego ciężar jego aktywności przesunął się z Białegostoku do Warszawy. Prawda też, że niezbyt udolni esbecy mieszali go czasem z bratem.

I tyle. Fakt, że nazywam Jarosława Kaczyńskiego dzielnym człowiekiem, sprowadził na moją głowę wylew internetowych pomyj na skalę niespotykaną. Ale nie znalazłem żadnych argumentów. Same prześmieszki w stylu: „jasne, był dzielny”. Tak się toczy dziś w Polsce każda debata.

Co zabawne nasza publikacja wywołała też napaść z innej strony. Jaki to news, spytał Sławomir Cenckiewicz, skoro pisano już o tym podobno w książce o Lechu Kaczyńskim wydanej pod jego redakcją w roku 2011.

Nie pamiętam, czy tam akurat pisano, to ciężka, trudna do przebrnięcia książka. Ale my ani przez moment nie twierdziliśmy, że odkrywamy coś całkiem nowego. Powołaliśmy się zresztą na pracę białostockiego historyka i dyrektora archiwum Marka Kietlińskiego „Szkice do dziejów stanu wojennego w województwie białostockim” z roku 2012.

Rzecz w tym, że w debacie publicystycznej nikt tego faktu nie zauważył. Sam Cenckiewicz milczał o tym jak grób. Tak szczelna była to cisza, że sam Kaczyński dowiedział się o tej liście dopiero z mojego tekstu.

Prezes PiS jest w bieżącej debacie politycznej bardzo twardym zawodnikiem. Ale pytanie, o czyjąś odwagę, czyjeś zasługi, dla mnie nie jest bieżącą polityką. Dla doktora-redaktora Leszczyńskiego najwyraźniej jest. To jeden więcej pocisk w walce z PiS, która jest tematem nieomal wszystkich tekstów w tym numerze „Gazety Wyborczej”.

Ja się na takie standardy nie godzę.


Nie musisz wychodzić z domu, by przeczytać najnowszy numer tygodnika „wSieci”!

Kup e - wydanie naszego pisma a otrzymasz dostęp do aktualnych jak i archiwalnych numerów największego konserwatywnego tygodnika opinii w Polsce.

Szczegóły na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.