Winnicki w sądzie za słowa o szefie policji

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Youtube.com
Fot. Youtube.com

Oskarżony o znieważenie komendanta głównego policji prezes Ruchu Narodowego, poseł Kukiz ‘15 Robert Winnicki uznał, że jego wypowiedź o szefie policji nie podgrzewała nastrojów przed Marszem Niepodległości w 2014 roku.

Winnicki, mówiąc wtedy o działaniach policji, w tym kontrolach autokarów z jadącymi na demonstrację, nazwał na konferencji prasowej ówczesnego komendanta głównego policji generalnego inspektora Marka Działoszyńskiego „bandytą w mundurze” i „politycznym pachołkiem”. Prokuratura uznała to za przekroczenie granic dozwolonej krytyki i zniesławienie osoby, która pełniąc taką funkcję musi być apolityczna i niekarana.

Za znieważenie funkcjonariusza publicznego za pośrednictwem środków masowego przekazu grozi kara grzywny lub do roku pozbawienia wolności.

W środę przed warszawskim sądem Winnicki powiedział, że jego wypowiedź padła ok. dwie godziny przed rozpoczęciem Marszu Niepodległości 11 listopada 2014, a była podyktowana „pewnym stanem wzburzenia” związanego z wydarzeniami tego dnia. Na pytanie sądu, czy nie uważa, że taka wypowiedź mogła eskalować nastroje i wręcz prowokować zamieszki, Winnicki odpowiedział, że nie, bo choć na konferencji znajdowali się nie tylko dziennikarze, ale i uczestnicy manifestacji, to wypowiedź „do ogromnej większości uczestników marszu nie mogła dotrzeć”, bo ci byli w drodze lub gromadzili się na mieście.

Jak rozumiem, wyklucza pan korzystanie przez uczestników marszu z telefonów komórkowych i innych urządzeń

– spytała przewodnicząca.

Winnicki zaprzeczył, dodając zarazem, że „wypowiedź nie ukazała się na tyle szybko i szeroko”, by do nich dotrzeć. Dodał, że nie wie, by podczas manifestacji narodowców doszło do zajść między nimi a „przedstawicielami innych środowisk ideowo-politycznych”.

Jako świadek wystąpił ówczesny szef Biura Spraw Wewnętrznych KGP Ryszard Walczuk. Do zadań Biura należy czuwanie nad przestrzeganiem prawa przez funkcjonariuszy i ujawnianie przestępstw popełnionych na szkodę policji. Świadek zeznał, że o wypowiedzi deprecjonującej komendanta głównego dowiedział się od innych policjantów, zlecił więc jej analizę. Autorzy analizy zaproponowali, by zapis przekazać prokuraturze. Były szef BSW odebrał słowa Winnickiego jako obraźliwe, szkalujące i naruszające autorytet społeczny niezbędny na stanowisku komendanta głównego.

Walczuk powiedział, że nic mu nie wiadomo, by po Marszu Niepodległości w 2014 r. do Biura wpłynęły jakieś skargi na nieprawidłowe działania policjantów. Odpowiadając na pytania zeznał, że nic nie wie o tym, by Działoszyński (odszedł z policji w lutym 2015) uzgadniał swoje decyzje kadrowe z politykami rządzącej koalicji.

Zeznał też, że Działoszyński, dopóki pozostawał w czynnej służbie, nie angażował się w działalność polityczną, choć już jako emeryt kandydował do Sejmu z listy PSL. Sąd oddalił wniosek obrony o włączeniu do dowodów materiałów mówiących o starcie Działoszyńskiego w wyborach roku 2015, nie zgodził się też przesłuchać jednego z proponowanych przez obronę świadków. Wskazał, że jego wypowiedź z wydarzeń w trakcie marszu i po jego zakończeniu nie mają związku - podobnie jak kandydowanie Działoszyńskiego - ze słowami Winnickiego wygłoszonymi przed marszem.

Zgodził się natomiast wysłuchać kilku innych świadków. Na kolejnej rozprawie, wyznaczonej na maj, ma też zeznawać Działoszyński, który w procesie ma status pokrzywdzonego.

bzm/PAP

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych