Rozszerzający się kult Żołnierzy Wyklętych boli „Wyborczą” z wielu przyczyn. Między innymi dlatego, że osłabia obóz polityczny, z którym ona sympatyzuje, a przez to wzmacnia ten, który „Gazeta” zwalcza. Poniekąd mają, co chcieli, a przecież mogło być inaczej. Gdyby od początku lat 90 „GW” i znajdujący się pod jej wpływem politycy nie dystansowali się od powojennej partyzantki tak demonstracyjnie, gdyby przez cały ten czas zachowywali się tak, jak w czasie sprawowania urzędu prezydenckiego Bronisław Komorowski, który z jednej strony flirtował z ludźmi dawnego systemu, ale z drugiej celebrował Wyklętych, taka prawidłowość by pewnie nie powstała, a co najmniej byłaby znacznie słabsza. Ale „Wyborcza” nie była na tyle rozsądna, a Komorowski przyszedł – z ich punktu widzenia – za późno, by móc odwrócić trend.
Swoją frustrację tą sytuacją dziennik Michnika objawia na różne sposoby. Bardzo poglądowy jest pod tym względem krótki artykuł Macieja Stasińskiego w wydaniu sobotnio-niedzielnym. Zawiera on kilka kuriozów. Stasiński pisze np., że spośród akowców „jedni wspierali PSL i walkę pokojową o ocalenie demokracji, inni szli do lasu bić się z NKWD, UB, Wojskiem Polskim, gromić Białorusinów, Ukraińców czy Żydów”. Pomijając już fakt, że nie było takiego podziału, bo partyzanci – są na to niezliczone świadectwa – PSL-u bynajmniej nie potępiali i często starali się je wspierać, charakterystyczne jest, że publicysta „GW” najwyraźniej uznaje, że chęć „gromienia Żydów” lub Białorusinów była tak samo ważną, silną i powszechną motywacją idących do lasów jak pragnienie walki z komunistami… Kogoś, kto wie cokolwiek o tej epoce, musi to zdumiewać.
Ale znacznie ważniejsze niż to, co tekst Stasińskiego zawiera, jest to, czego nie zawiera, a to pominięcie jest charakterystyczne w ogóle dla agorowej produkcji na te tematy. Chodzi o jasne stwierdzenie, że w sytuacji, w której obca przemoc instaluje w kraju reżim, sprzeczny z wolą zdecydowanej większości obywateli, moralne prawo do podjęcia zbrojnego oporu jest sprawą oczywistą. I taki opór jest moralnie słuszny, niezależnie od tego, czy decyzję o podjęciu walki zbrojnej uznajemy za politycznie mądrą, czy niemądrą. Także niezależnie od zbrodni, które niektórzy ze stawiających ten słuszny moralnie opór mogli z różnych przyczyn popełnić.
Publicyści z Czerskiej snują erudycyjne dywagacje na temat ówczesnych czasów i przyczyn, dla których część wojennych partyzantów pozostała w lesie, a niektórzy młodzi wręcz do tego lasu szli. Ale ta podstawowa konstatacja z reguły nie przechodzi im przez klawiatury.
Stasiński ubolewa nad faktem, że zaproszenia do organizowanej w redakcji „Wyborczej” dyskusji nt. Wyklętych nie przyjęli profesorowie Jan Żaryn, Łukasz Kamiński i kilu innych historyków „przywiązanych do tradycji narodowo-antykomunistycznej”. W świetle opisanych powyżej konsekwentnych agorowych pominięć dziwić się odmawiającym jest jednak, doprawdy, trudno.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/284150-szli-do-lasu-bo-chcieli-gromic-zydow-kult-wykletych-gniewa-wyborcza-i-prowokuje-do-absurdalnych-wyskokow