TYLKO U NAS. Gadowski o szukaniu archiwów SB i kwitach w polskiej gospodarce. "Wszyscy wiedzieli, jak funkcjonują haki". NASZ WYWIAD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Po 17 latach IPN zorientował się, że funkcjonariusze dawnego aparatu bezpieczeństwa mogą posiadać prywatne archiwa. To imponująca dociekliwość

— mówi portalowi wPolityce.pl Witold Gadowski.

wPolityce.pl: IPN prowadzi akcję poszukiwania prywatnych archiwów po SB. Po tym, jak zabezpieczył materiały po Czesławie Kiszczaku był w domu Jaruzelskiego, a dziś przeszukał mieszkania na Wybrzeżu. Sądzi Pan, że ta akcja będzie kontynuowana?

Witold Gadowski: Jestem pełen uznania dla refleksu Instytutu Pamięci Narodowej, a w szczególności obecnego kierownictwa. Po 17 latach IPN zorientował się, że funkcjonariusze dawnego aparatu bezpieczeństwa mogą posiadać prywatne archiwa. To imponująca dociekliwość.

Dlaczego w Pana ocenie IPN nie działał wcześniej?

U podłoża tego leży zwykłe tchórzostwo obecnego kierownictwa Instytutu, kunktatorstwo i polityczne układy. Gdyby chcieć badać tego typu sprawy, to już w pierwszym roku działania IPN należało przeprowadzić tego typu akcję i zabezpieczyć dokumenty, które są w prywatnym obiegu. Te dokumenty przez 17 lat służyły do załatwiania prywatnych karier, robienia interesów i wtrącania się byłych oficerów w każdą dziedzinę gospodarki.

Jakie miało to skutki?

Przez lata zatruwano gospodarkę i niszczono różne biznesy. Nie byłoby dziś tak patologicznej gospodarki, gdyby taka akcja rzeczywiście nastąpiła 17 lat temu.

Na jakiej podstawie Pan to mówi? Ma Pan jakieś konkretne przykłady? Czy mówi Pan o możliwych działaniach?

Konkretne przykład można zobaczyć, gdy przeanalizuje się choćby kariery byłych generałów czy pułkowników bezpieki, wojskowej i cywilnej. To są konkretne przykłady. Jak ci ludzie robili tak wielkie kariery? Okazywali się po 1989 roku geniuszami biznesu? Dlaczego brano ich wszędzie na konsultantów i doradców? Oni zarabiali gigantyczne pieniądze. Czy nie dlatego, że dysponowali odpowiednią wiedzą i materiałami, które gwarantowały im stanowiska i pieniądze? Wystarczy pobieżna analiza, by takie pytania stawiać.

O tych materiałach w takim razie wszyscy wiedzieli?

Wszyscy w biznesie wiedzieli, że funkcjonują haki, teczki i informacje niejawne, pozyskiwane przez służby. Wiadomo było, że to stanowi sprężynę karier i prywatnych biznesów. I nic z tym nie robiono przez lata. W części winni jest temu IPN, który nie zrobił wcześniej takiej akcji jak dziś.

Sprawa Kiszczaka i zmiany polityczne w Polsce sprawią, że działania IPN będą inne?

Oczywiście. Polski wymiar sprawiedliwości, w tym IPN, funkcjonuje zgodnie z wiatrami politycznymi.

Dzięki tej akcji Instytutu dowiemy się czegoś nowego?

Nie dowiemy się niczego więcej o strukturze i mechanizmach pewnych działań władzy. To starałem się opisać, ale na pewno dowiemy się o kolejnych przypadkach, które powinny być opisywane jako nowa historia gospodarcza i polityczna III RP.

Sprawa „szafy Kiszczaka” uderzyła mocno w wiarygodność Lecha Wałęsy. Sądzi Pan, że to może doprowadzić do poważniejszych zmian politycznych?

Nie sądzę, bowiem Lech Wałęsa już właściwie nic nie znaczy. On był symbolem bardziej poza granicami, a nie w Polsce, ale to dla Polaków również nie było ważne. Polacy nie odczuwali żadnych korzyści z tego tytułu. Mówi się, że Wałęsa był „polską marką”, postacią najbardziej rozpoznawalną. To być może jest prawdą. Jednak z tego nie wynikało żadne wymierne dobro dla Polaków. Nie ronię więc nad nim krokodylich łez. Niech on sobie upada. To nie ma znaczenia. Ubolewam nad tym, że nie udało się Polsce wypromować marki, która przynosiłaby choćby grosz w portfelu każdego Polaka.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych