Wałęsa ma być usprawiedliwiony, bo miał tylko 27 lat. Ale Inka nie pękła mając lat 17 i czekając na śmierć

fot. PAP/Adam Warżawa
fot. PAP/Adam Warżawa

Po pierwsze - z powodu sporej liczebności ostatnich manifestacji KOD. A po drugie – ze względu na Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. A właściwie wiele dni, bo te uroczystości zaczęły się w sobotę 27 lutego, czyli w tym samym dniu, gdy na ulicach i placach fetowano TW Bolka i urządzano pochwałę marności.

Rzeczywiście trzeba usprawiedliwić 27-letniego Lecha Wałęsę? Rzeczywiście znalazł się on w grudniu 1970 r. w jakiejś strasznej matni, z której nie było wyjścia? Widać, że „wybielacze” TW Bolka próbują postawić na głowie wszelkie hierarchie. Tym bardziej to było widać, im więcej w mediach zaczęło się pojawiać informacji o biografiach żołnierzy wyklętych. Ci z nich, którzy zostali zamordowani przez komunistów w polskich mundurach, a zanim do tego doszło byli torturowani w czasie przesłuchań i zastraszani informacjami o tragicznym losie najbliższych, mieli przecież za sobą koszmar okupacji niemieckiej i sowieckiej, dramatyczne przejścia jako żołnierze AK, NSZ czy innych formacji. A często także rany odniesione w walce, pobyty w więzieniach, obozach i aresztach, ucieczki, akcje zbrojne i kilka lat życia w nieustannym zagrożeniu i napięciu. I skoro oni nie ulegli, nie dali się złamać, zastraszyć, nigdy się nie zeszmacili, to usprawiedliwienia obrońców TW Bolka wyglądają przy tym marnie i blado. Tak, losy żołnierzy wyklętych i dzieje Lecha Wałęsy to nie są porównywalne sytuacje, ale przecież to sam Wałęsa się o nie prosił. Choćby wtedy, gdy tuż przed 1 marca opowiadał, że był tak brawurowo odważny, dzielny i bezkompromisowy, że aż „za odważny”. Gdy opowiadał, że w pojedynkę wygrał z całym aparatem przemocy PRL, a nawet z imperium zła, jakim był ZSRS. To on bez końca powtarza „ja, ja, ja, ja, ja” i maluje swoją osobę jako herosa. A skoro tak, to nie sposób go nie porównywać do bohaterów walk o polską niepodległość i wolność.

Przypominam zatem, że gdy komunistyczni bandyci w polskich mundurach wykonywali na Danucie Siedzikównie wyrok orzeczony przez bandytów w togach miała ona ukończone zaledwie 17 lat.Siedemnastoletnia dziewczyna, wcześniej sanitariuszka w jednym z oddziałów podległych majorowi Zygmuntowi Szendzielarzowi („Łupaszce”), osierocona, bo jej matkę zabiło gestapo, a ojciec wywieziony przez Sowietów dostał się wprawdzie do armii gen. Andersa, ale był tak wykończony, że zmarł w 1943 r. w Teheranie.

Dziewczyna schwytana przez NKWD i odbita z transportu. Nastoletnia Inka nie pękła znajdując się w samym jądrze piekła. Jasne, że wiele lat później Lech Wałęsa nie musiał być żadnym wielkim bohaterem wobec ubecji. Ale przekonywanie, że to przecież normalne, iż uległ, jest okropne. Tak jak okropne jest usprawiedliwianie brania pieniędzy za donosy. No bo przecież miał zaledwie 27 lat. Przypomnę więc, że gdy w walce z komunistami ginął wyklęty porucznik Leon Taraszkiewicz („Jastrząb”), miał tylko 21 lat, st. sierż. Mieczysław Dziemieszkiewicz („Rój”) – 26 lat, mjr Marian Bernaciak – 28, ppor. Edward Taraszkiewicz – 30. Zabici po haniebnych procesach oficerowie byli niewiele starsi od Wałęsy, gdy podpisywał zobowiązanie do współpracy: mjr Hieronim Dekutowski („Zapora”) miał przecież tylko 30 lat, kpt. Kazimierz Kamieński („Gryf”, „Huzar”) – 34, kpt. Stanisław Sojczyński („Warszyc”) – 36, płk Łukasz Ciepliński („Pług”, „Ludwik”) – 37.

Powstaje ogromny niesmak, gdy wydumaną martyrologię Lecha Wałęsy zestawić z tym, co przeszedł mjr Zygmunt Szendzielarz („Łupaszka”), zabity przez komunistycznych bandytów w mundurach polskiego wojska, gdy miał 40 lat. A już krew się burzy, gdy Wałęsa zaczyna we własnej obronie parodiować niezwykle przejmujące i dowodzące wielkiej odwagi oraz godności słowa katowanego podczas przesłuchań płk. Łukasza Cieplińskiego. Musi istnieć jakaś granica żenady, bo za chwilę zacznie on parodiować rotmistrza Witolda Pileckiego (zgładzonego, gdy miał 46 lat) czy generała Augusta Emila Fieldorfa („Nila”), zamordowanego w wieku 57 lat. Powtarzam, nikt nie rozliczałby Lecha Wałęsy, gdyby on sam nie stawiał się wysoko ponad wszystkimi ważnymi osobistościami „Solidarności” razem wziętymi. Gdyby nie drażnił ludzi swoją pychą i urojoną wielkością oraz równie urojonymi czynami herosa. Pal sześć te urojenia, ale to jest zwyczajnie obrzydliwe, gdy zaczyna parodiować zabitych bohaterów. Podobnie jak obrzydliwe jest pompowanie Wałęsy specjalnie przed 1 marca.

Jeśli sam Lech Wałęsa nie zna miary, powinni ją znać ci wszyscy, którzy wynoszą go pod niebiosa w dniach pamięci o żołnierzach wyklętych. Ostatecznie nie chodzi tu nawet o samego Wałęsę, tylko o kompletne rozwalanie ładu moralnego i porządku wartości, które spajają Polaków jako wspólnotę. Musi być jakaś granica tego moralnego zdziczenia.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.