Pomijając to, na ile bracia Kaczyńscy zostali przez Wałęsę „wyrzuceni”, jak twierdzi Kurski, a na ile sami odeszli, wiceszef „GW”, jakby nie zauważał, że choć wcześniej „mówiło się” o niechlubnej działalności Wałęsy, to dopiero lustracja z 1992 r. przyniosła pierwsze w tym względzie oficjalne dowody.
Kurski, zamiast uznać ten fakt, jak również prawo i obowiązek historyków do dochodzenia prawdy, choćby była ona najbardziej gorzka, pisze:
Nie wierzę w dobre intencje ludzi, którzy dziś triumfalnie, niemal „na żywo”, relacjonują, jakie haki trzymał Kiszczak na Wałęsę. Zobowiązanie do współpracy, pokwitowania, donosy… Są w euforii drapieżnika, który dopada ofiarę. O innych papierach, na inne osoby milczą. Dla nich liczy się tylko on - Lech Wałęsa.
Kurski za wszelką cenę broni, Wałęsy, snując psychologiczne wizje, tam, gdzie fakty są bezsporne.
Młody chłopak, proletariusz z Popowa koło Lipna, elektryk ze Stoczni Gdańskiej, członek komitetu strajkowego - dał się usidlić. I jak to Wałęsa, uważał, że „zrobi bezpiekę w konia”. Weźmie może pieniądze, bo potrzebne, kolejne dzieci w drodze, nikogo nie wyda, krzywdy nie zrobi - może się odczepią
— psychologizuje.
Ma też wygodne wytłumaczenie na to, dlaczego za prezydentury Wałęsy dochodziło do niszczenia dokumentów o „Bolku”, a sam Wałęsa „szedł w zaparte” i idzie w zaparte do dziś.
Gdy Wałęsa zrozumiał, że druga strona nie ma żadnych skrupułów i użyje sprawy „Bolka”, by go obalić, zaczął grać tak samo - bez zasad i skrupułów. Był atakowany nieuczciwie, ze złą wolą - i odpowiadał nieuczciwymi chwytami. I to jest bezsporne. Dlatego zapewne w ogóle nie rozważał, że może do czegokolwiek się przed nimi przyznać, i szedł w zaparte
— pisze Kurski.
W tekście wiceszefa gazety Michnika natrętnie przewija się wątek „papierów na inne osoby”.
Charakterystyczne, że chociaż z szafy Kiszczaka wydobyto wiele dokumentów, to mówi się tylko o teczkach „Bolka” i że to „oryginały”, i że „nie ma wątpliwości”. Teczki zawsze są dobre na wrogów, a nie na swoich. A co jeszcze zabezpieczono? Cicho jakoś o tym
— stwierdza Jarosław Kurski.
Czyżby sugerował to samo, co biograf Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka, historyk dr Lech Kowalski?
CZYTAJ WIĘCEJ: Dr Kowalski: Kiszczak mógł mieć dokumenty na Michnika!
JUB/”GW”
Nieznane fakty z życia ludzi służb - Spadkobierców PRL:„Resortowe dzieci. Służby”.
Prawie 1000 stron fascynujących historii, nazwisk, dat, liczb i dokumentów. Twarde dane o dynastiach w służbach specjalnych Peerelu i III RP. Pozycja dostępna „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Pomijając to, na ile bracia Kaczyńscy zostali przez Wałęsę „wyrzuceni”, jak twierdzi Kurski, a na ile sami odeszli, wiceszef „GW”, jakby nie zauważał, że choć wcześniej „mówiło się” o niechlubnej działalności Wałęsy, to dopiero lustracja z 1992 r. przyniosła pierwsze w tym względzie oficjalne dowody.
Kurski, zamiast uznać ten fakt, jak również prawo i obowiązek historyków do dochodzenia prawdy, choćby była ona najbardziej gorzka, pisze:
Nie wierzę w dobre intencje ludzi, którzy dziś triumfalnie, niemal „na żywo”, relacjonują, jakie haki trzymał Kiszczak na Wałęsę. Zobowiązanie do współpracy, pokwitowania, donosy… Są w euforii drapieżnika, który dopada ofiarę. O innych papierach, na inne osoby milczą. Dla nich liczy się tylko on - Lech Wałęsa.
Kurski za wszelką cenę broni, Wałęsy, snując psychologiczne wizje, tam, gdzie fakty są bezsporne.
Młody chłopak, proletariusz z Popowa koło Lipna, elektryk ze Stoczni Gdańskiej, członek komitetu strajkowego - dał się usidlić. I jak to Wałęsa, uważał, że „zrobi bezpiekę w konia”. Weźmie może pieniądze, bo potrzebne, kolejne dzieci w drodze, nikogo nie wyda, krzywdy nie zrobi - może się odczepią
— psychologizuje.
Ma też wygodne wytłumaczenie na to, dlaczego za prezydentury Wałęsy dochodziło do niszczenia dokumentów o „Bolku”, a sam Wałęsa „szedł w zaparte” i idzie w zaparte do dziś.
Gdy Wałęsa zrozumiał, że druga strona nie ma żadnych skrupułów i użyje sprawy „Bolka”, by go obalić, zaczął grać tak samo - bez zasad i skrupułów. Był atakowany nieuczciwie, ze złą wolą - i odpowiadał nieuczciwymi chwytami. I to jest bezsporne. Dlatego zapewne w ogóle nie rozważał, że może do czegokolwiek się przed nimi przyznać, i szedł w zaparte
— pisze Kurski.
W tekście wiceszefa gazety Michnika natrętnie przewija się wątek „papierów na inne osoby”.
Charakterystyczne, że chociaż z szafy Kiszczaka wydobyto wiele dokumentów, to mówi się tylko o teczkach „Bolka” i że to „oryginały”, i że „nie ma wątpliwości”. Teczki zawsze są dobre na wrogów, a nie na swoich. A co jeszcze zabezpieczono? Cicho jakoś o tym
— stwierdza Jarosław Kurski.
Czyżby sugerował to samo, co biograf Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka, historyk dr Lech Kowalski?
CZYTAJ WIĘCEJ: Dr Kowalski: Kiszczak mógł mieć dokumenty na Michnika!
JUB/”GW”
Nieznane fakty z życia ludzi służb - Spadkobierców PRL:„Resortowe dzieci. Służby”.
Prawie 1000 stron fascynujących historii, nazwisk, dat, liczb i dokumentów. Twarde dane o dynastiach w służbach specjalnych Peerelu i III RP. Pozycja dostępna „wSklepiku.pl”. Polecamy!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/282290-a-to-dobre-gazeta-michnika-juz-wie-kto-jest-winny-za-walese-to-bracia-kaczynscy-byli-promotorami-lecha-na-urzad-prezydenta?strona=2