Wdowa po Czesławie Kiszczaku odegrała piękny teatr dla naiwnych. Jej czyn nie był żadnym wyskokiem

fot. PAP/Jakub Kamiński
fot. PAP/Jakub Kamiński

Maria Teresa Kiszczak wybrała IPN ze względów bezpieczeństwa. Z punktu widzenia osobistego bezpieczeństwa to było najlepsze rozwiązanie. Załóżmy bowiem, że sprzedałaby czy przekazała archiwum komuś ze służb. Taki nabywca chciałby sprawdzić, czy nie było czegoś więcej i czy nie da się tego przejąć nie płacąc. Wśród ludzi służb nie ma czegoś takiego jak zaufanie, lecz są tylko interesy, także te ściśle materialne. Nabywca nie uspokoiłby się, dopóki by się nie przekonał, że naprawdę nie ma już nic więcej, i to nie tylko w domu Kiszczaków w Warszawie. Dla takich osób życie ludzkie nie stanowi wielkiej wartości, jeśli można zdobyć cenne „kwity”. W tej sytuacji oddanie archiwum do IPN oraz wpuszczenie do domu ekipy prokuratorów instytutu, która wszystko przeszukała jest swego rodzaju polisą. Temu samemu służyły publiczne wystąpienia Marii Kiszczak oraz wpuszczenie do domu telewizji. W ten sposób wdowa po Czesławie Kiszczaku powiedziała wszystkim chętnym, że w jej domu nie mają już czego szukać. Tym bardziej nie mają czego szukać, że skoro oddała archiwum do IPN, jest w jakimś sensie pod opieką i kontrolą państwa.

Między bajki można włożyć te wszystkie opowieści o dziwactwie starszej pani, jej wyskoku czy braku rozsądku. Między bajki można też włożyć jej opowieści, że się wygłupiła i oddała archiwum przedwcześnie. To była bardzo racjonalna, bardzo wykalkulowana i przemyślana decyzja, w największym stopniu gwarantująca bezpieczeństwo. A sposób, w jaki Maria Kiszczak to wszystko rozegrała, świadczy o dobrym aktorstwie. I dowodzi, że Czesław Kiszczak dobrze ją do tej roli przygotował. Ktoś mógłby powiedzieć, że ten piękny teatr byłby niepotrzebny, gdyby Czesław Kiszczak po prostu w porę te papiery spalił. Problem z ludźmi służb, szczególnie tymi z ich szczytów, polega na tym, że oni bardzo rzadko definitywnie coś niszczą. Dla nich archiwa są wręcz fetyszem, a najlepiej jeśli mają je gdzieś schowane, ale łatwo dostępne. Czesław Kiszczak nawet na łożu śmierci zapewne uznał, że spalenie archiwum to złe wyjście, bo nigdy nie wiadomo, czy się do czegoś ono nie przyda. Także jego żonie czy dzieciom, choćby po to, by im zapewnić bezpieczeństwo.

Przy okazji teatru odegranego przez wdowę po Czesławie Kiszczaku wyszło na jaw, że piękny teatr dla naiwnych odegrał też Lech Wałęsa. Gdyby istniały jakieś oryginały dokumentów obciążających Wałęsę, po co SB robiłaby na początku lat 80. fałszywki, by skompromitować go i uniemożliwić przyznanie nagrody Nobla? Takie pytanie na swój temat Lech Wałęsa zadał w stolicy Wenezueli Caracas. Takie postawienie sprawy ma dowodzić, że teczki pracy i personalna dotyczące agenta Bolka są spreparowane. Ta linia obrony Lecha Wałęsy jest obliczona na naiwność opinii publicznej. Tylko wewnątrz Służby Bezpieczeństwa (i jest to rutynowa praktyka tajnych służb, gdziekolwiek one działają) używano oryginalnych dokumentów, natomiast we wszelkich zewnętrznych operacjach, akcjach dezinformacyjnych czy prowokacjach używa się podróbek czy też kompilacji. Bo dobra podróbka powinna zawierać elementy prawdziwe, aby została uznana za wiarygodną. Sama w sobie jest jednak fałszywką, bo służby nie są takie głupie, żeby pokazywać własną kuchnię i własne aktywa.

Jest oczywiste, że to, co się robi na potrzeby prowokacji czy dezinformacji nie jest tym, co spoczywało w archiwach bezpieki jako teczka personalna i teczka pracy TW Bolka. Istnienie podróbek z operacji specjalnej świadczy tylko o tym, że taka akcja była prowadzona. Z realnymi aktami zgromadzonymi w różnych instancjach Służby Bezpieczeństwa nie ma to wiele wspólnego. Lech Wałęsa dobrze o tym wie, bo choćby podczas prezydentury miał wokół siebie ludzi doskonale obeznanych z metodami działania tajnych służb. Lech Wałęsa miał wiele okazji, np. gdy jako otrzymał materiały dotyczące TW Bolka, żeby się zorientować, iż spreparowane dokumenty operacji specjalnej mają mało wspólnego z prawdziwymi aktami TW Bolka. Teraz odgrywa teatr, bo najpewniej uznał, że to dobra linia obrony. Tyle tylko, że tak w wypadku Marii Teresy Kiszczak, jak i Lecha Wałęsy teatr jest dobry i wiarygodny tylko w teatrze.

CZYTAJ TAKŻE: Kilka pytań ws. szafy Kiszczaka. Czy generałowa podjęła decyzję samodzielnie? Kto wyjął Wałęsę spod ochrony? Gra dopiero się zaczyna…

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.