NASZ WYWIAD. Wicepremier Gowin: Odkrycie szafy Kiszczaka jest rozstrzygnięciem wielkiego sporu w III RP. "Ci, którzy byli uważani przez 25 lat za oszołomów, mieli rację"

Fot. Julita Szewczyk
Fot. Julita Szewczyk

Mówił pan, że Lech Wałęsa ma miejsce w panteonie bohaterów. Pozostaje jednak pytanie, czy jego uwikłanie z lat 70. nie wpłynęło na jego późniejszą postawę - jeśli nie w latach 80., to później. Znikające dokumenty, postać Mieczysława Wachowskiego obecna do dziś przy byłym prezydencie…

Ma pan rację, to ważny problem. Zwłaszcza lata 90. są szczególnie zagadkową fazą w biografii Lecha Wałęsy. Jestem członkiem rządu, dlatego chcę się wstrzymać od pochopnych stwierdzeń, nie czuję się też na siłach, by oceniać moralnie. Ta sprawa powinna zostać wyjaśniona od początku do końca. Przede wszystkim dlatego, że prawda historyczna jest wartością samą w sobie, ale po drugie - na przykładzie szafy Kiszczaka znaleźliśmy dowody na trwałość „pajęczyny”, która oplata polskie życie polityczne i gospodarcze. I jeszcze jedno - jeżeli jest szafa Kiszczaka, to czy ktokolwiek może wątpić, że kopie tego typu dokumentów są tysiące kilometrów od granicy polskiej? Że istnieją kolejne szafy dokumentów czy mikrofilmy w zasobach generałów, ale o niekoniecznie polskich nazwiskach…?

Był pan w rządzie, gdy ówczesne elity przy władzy, delikatnie mówiąc, mocno krytycznie reagowały na sam fakt zainteresowaniem się przeszłością Lecha Wałęsy. Donald Tusk sugerował, że takie książki jak duetu Cenckiewicz/Gontarczyk nie powinny się pokazywać na rynku, a minister Kudrycka kontrolowała UJ pod kątem pracy magisterskiej Zyzaka…

Byłem wtedy politykiem Platformy i doskonale pamiętam, jak po jednym z głosowań sejmowych Paweł Graś zaprosił minister Kudrycką i mnie do gabinetu, gdzie spotkaliśmy wściekłego Donalda Tuska. Wściekłego na decyzje minister Kudryckiej. Przyznaję to jako świadek historii, że Tusk w mojej obecności zażądał odwołania tej kontroli. Nie zmienia to jednak faktu, że ze strony wielu polityków PO - w tym samego Tuska - padły słowa, które były niesprawiedliwe wobec takich ludzi jak Paweł Zyzak czy jego promotor prof. Andrzej Nowak. To drastycznie kłóciło się z zasadą wolności badań naukowych. Gdyby w relacjach międzynarodowych obowiązywały naprawdę rzetelne standardy, to komisja wenecka powinna się pojawić w Polsce wtedy, a nie teraz.

Zwolennicy lustracji i dekomunizacji mogą mieć dzisiaj gorzką satysfakcję?

To śmiech przez łzy. Tym bardziej, że nie mam wątpliwości, że istnieje coś takiego jak ciągłość pokoleniowa. Dawni marksistowscy profesorowie zostawili w polskich uczelniach swoich wychowanków, a komunistyczni prezesi sądów wpłynęli na kształt stanu sędziowskiego. Nie mam wątpliwości, że brak dekomunizacji będzie się na Polsce odciskał przez pokolenia. Aby uniknąć zarzutu, że kogoś krzywdzę, dodam, że mam świadomość, że większość środowiska akademickiego i sędziowskiego nie ma nic wspólnego z dawnym systemem.

Nie zmienia to jednak faktu, że jako państwo nie przecięliśmy pępowiny i zatrute pokłady postkomunizmu będą oddziaływać na polskie życie publiczne przez długie dekady. Odkrycie szafy Kiszczaka jest tego dowodem.

Rozmawiał Marcin Fijołek

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.