Dokładnie z tym samym mamy do czynienia obecnie. Jeśli w kwestii papierów Kiszczaka można mieć do kogoś żal, to przede wszystkim do prokuratorów i szefa pionu śledczego, a nie do IPN jako całości i jego prezesa. Zwłaszcza zaś można mieć pretensję do tych, którzy tak, a nie inaczej skonstruowali (i nowelizowali w roku 2010) ustawę o IPN oraz stworzyli sześć lat temu ustawę o prokuraturze, która nie uwzględniała w najmniejszym stopniu specyfiki Instytutu.
Na tym jednak nie koniec, bo hunwejbińskie tyrady przeciwko Kamińskiemu wskazują na typowy dla rewolucjonistów krótki horyzont myślowy. Gdyby IPN miał działać zgodnie z ich oczekiwaniami, musiałby – po pierwsze – funkcjonować na granicy prawa, a najlepiej poza nimi, bo inaczej nie dałoby się zrealizować pięknie brzmiących, radykalnych postulatów. Po drugie – stałby się po prostu kolejna agendą realizacji planu politycznego tej czy innej partii. Radykałowie być może nie widza w tym nic złego, ponieważ obce jest im mądre powiedzenie „dłużej klasztora niż przeora” i z zasady uważają, że lepiej jest polec wraz z instytucją, wykrzykując słuszne hasła niż idąc na kompromis instytucję uratować. Po trzecie – po czasie, gdy IPN-em kierowałby ktoś na wzór Janusza Kurtyki, w razie zmiany władzy (która przecież, prędzej czy później, nastąpi – nie sięgnęliśmy końca historii, wbrew oczekiwaniom niektórych) Instytut szybko zakończyłby swój żywot. W pierwszym kroku mielibyśmy zapewne drastyczne obcięcie budżetu, potem zmianę ustawy, kastrującą IPN tak, żeby całkowicie stracił zęby, a po pewnym czasie nowa władza doszłaby do wniosku, że tak słabą i nic nierobiącą instytucję można właściwie zlikwidować i zmienić w strażnika archiwów.
Czy zatem Kamiński był szefem doskonałym? Oczywiście – nie. Nikt nie jest doskonały. Zapewne w niektórych sprawach mógł zadziałać ostrzej. Być może w innych był zbyt wstrzemięźliwy w wypowiedziach. Ale zarzucanie mu skrajnego oportunizmu, uległości wobec poprzedniej władzy, o chronieniu komunistycznych zbrodniarzy nie mówiąc, jest po prostu skrajną nieuczciwością.
Zwolennikom radykalnej wizji IPN zalecam zatem wzięcie głębokiego oddechu, lekturę odpowiednich przepisów prawa oraz ćwiczenie to co zawsze: wyobrażenie sobie, że IPN z ich wymarzonym bezkompromisowym szeryfem na czele (ktokolwiek by nim miał być) próbuje działać w warunkach kohabitacji z dzisiejszą opozycją.
Polecamy „wSklepiku.pl:” „Czekiszczak. Biografia gen. broni Czesława Kiszczaka” - Lech Kowalski.
Biografia Kiszczaka to historia PRL w pigułce, ze zbrodniami, skrytobójczymi mordami, torturami, walkami bratobójczymi, pałowaniem, aresztami, więzieniami i innymi bezeceństwami, w tle, z udziałem bohatera niniejszej książki.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Dokładnie z tym samym mamy do czynienia obecnie. Jeśli w kwestii papierów Kiszczaka można mieć do kogoś żal, to przede wszystkim do prokuratorów i szefa pionu śledczego, a nie do IPN jako całości i jego prezesa. Zwłaszcza zaś można mieć pretensję do tych, którzy tak, a nie inaczej skonstruowali (i nowelizowali w roku 2010) ustawę o IPN oraz stworzyli sześć lat temu ustawę o prokuraturze, która nie uwzględniała w najmniejszym stopniu specyfiki Instytutu.
Na tym jednak nie koniec, bo hunwejbińskie tyrady przeciwko Kamińskiemu wskazują na typowy dla rewolucjonistów krótki horyzont myślowy. Gdyby IPN miał działać zgodnie z ich oczekiwaniami, musiałby – po pierwsze – funkcjonować na granicy prawa, a najlepiej poza nimi, bo inaczej nie dałoby się zrealizować pięknie brzmiących, radykalnych postulatów. Po drugie – stałby się po prostu kolejna agendą realizacji planu politycznego tej czy innej partii. Radykałowie być może nie widza w tym nic złego, ponieważ obce jest im mądre powiedzenie „dłużej klasztora niż przeora” i z zasady uważają, że lepiej jest polec wraz z instytucją, wykrzykując słuszne hasła niż idąc na kompromis instytucję uratować. Po trzecie – po czasie, gdy IPN-em kierowałby ktoś na wzór Janusza Kurtyki, w razie zmiany władzy (która przecież, prędzej czy później, nastąpi – nie sięgnęliśmy końca historii, wbrew oczekiwaniom niektórych) Instytut szybko zakończyłby swój żywot. W pierwszym kroku mielibyśmy zapewne drastyczne obcięcie budżetu, potem zmianę ustawy, kastrującą IPN tak, żeby całkowicie stracił zęby, a po pewnym czasie nowa władza doszłaby do wniosku, że tak słabą i nic nierobiącą instytucję można właściwie zlikwidować i zmienić w strażnika archiwów.
Czy zatem Kamiński był szefem doskonałym? Oczywiście – nie. Nikt nie jest doskonały. Zapewne w niektórych sprawach mógł zadziałać ostrzej. Być może w innych był zbyt wstrzemięźliwy w wypowiedziach. Ale zarzucanie mu skrajnego oportunizmu, uległości wobec poprzedniej władzy, o chronieniu komunistycznych zbrodniarzy nie mówiąc, jest po prostu skrajną nieuczciwością.
Zwolennikom radykalnej wizji IPN zalecam zatem wzięcie głębokiego oddechu, lekturę odpowiednich przepisów prawa oraz ćwiczenie to co zawsze: wyobrażenie sobie, że IPN z ich wymarzonym bezkompromisowym szeryfem na czele (ktokolwiek by nim miał być) próbuje działać w warunkach kohabitacji z dzisiejszą opozycją.
Polecamy „wSklepiku.pl:” „Czekiszczak. Biografia gen. broni Czesława Kiszczaka” - Lech Kowalski.
Biografia Kiszczaka to historia PRL w pigułce, ze zbrodniami, skrytobójczymi mordami, torturami, walkami bratobójczymi, pałowaniem, aresztami, więzieniami i innymi bezeceństwami, w tle, z udziałem bohatera niniejszej książki.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/282123-krytykom-prezesa-kaminskiego-przypominam-dluzej-klasztora-niz-przeora?strona=2