Wiem, że pisząc o ludziach tak potwornie nieciekawych jak Sławomir Sierakowski, łatwo narazić się na zarzut promocji kogoś zupełnie jej niewartego, by nie rzec: niegodnego. Pochylam się jednak nad Sierakowskim nie dlatego, że z całkowicie nieznanych mi przyczyn „robi” za niezależnego eksperta kilku telewizji (do niedawna z TVP Info niemal nie wychodził), ale dlatego, że reprezentuje pewien, miejmy nadzieję - odchodzący sposób myślenia o Polsce.
Napisałem: „myślenia”? Wróć – chodzi o pełną, nieskrępowaną niczym bezmyślność. Ale przecież połączoną z czymś jeszcze - butą, narcyzmem i komicznym wręcz przekonaniem o randze największej nawet pierdoły, o ile on, Sierakowski wypowie ją publicznie.
Dziś pisze dla Wirtualnej Polski. Słowo „wirtualnej” zyskuje tu zresztą znaczenie podwójne, bo i prawdy głoszone przez Sierakowskiego w żaden sposób nie mieszczą się w granicach tzw. realu. Na początek daje wyraz oburzeniu, iż ktoś mógłby odebrać państwowe odznaczenie Janowi Tomaszowi Grossowi, autorowi opluwających Polaków paszkwili, a ostatnio także słów opublikowanych w niemieckim „Die Welt”, iż „Polacy zabili podczas wojny więcej Żydów niż Niemców”. Warto przypomnieć, że to właśnie pismo Sierakowskiego jako pierwsze przetłumaczyło na polski to ohydztwo (sam się tym chwalił). Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że na tym ohydztwa związane z Sierakowskim się zakończyły.
Zygmunt Bauman ma w każdej szanującej się księgarni zachodniej półkę książek ze swoim nazwiskiem, tylko u nas jest ganiany przez młodych patriotów rozliczających go za wydarzenia z czasów ich babć i dziadków
— pisze ten biedny człowiek o szefie Oddziału Propagandy i Agitacji w Zarządzie Politycznym, który piastował tę ohydną funkcję w samym środku krwawego stalinizmu. O zagorzałym stalinowcu, który zresztą u Sierakowskiego w „Krytyce Politycznej” publikuje regularnie.
Jeszcze lepsze są kawałki o Janie Tomaszu Grossie, bo dla Sierakowskiego to bohater.
Opisując polskie winy wobec Żydów, jak nikt inny z polskich intelektualistów poprawił wizerunek naszego kraju za granicą. Przełamując polskie przekonanie o byciu wieczną niewinną ofiarą historii, tak irytujące zagranicą, dostarczył nam wreszcie dobitnego przykładu, że potrafimy na siebie i swoją przeszłość spojrzeć krytycznie i wielowymiarowo, a rozmowa z nami o historii nie zacznie i nie skończy się jedynie na wymienianiu polskich zasług
— pisze Sierakowski.
Chwilę potem zaczyna się prawdziwy odlot. Zresztą, czytajcie Państwo sami:
Ktokolwiek rozmawiał z inteligencją amerykańską czy angielską wie doskonale, jak wielki brak zaufania nam towarzyszył, gdy zaczynało się rozmowę o przeszłości. Tak, tak, wy nigdy nikomu nic nie zrobiliście, tylko samych bohaterów mieliście. - Polski antysemityzm? - A kto ma najwięcej drzewek w Yad Vashem? Nie dałbym sobie ręki uciąć, że byłoby tak samo, gdyby Holokaust odbył się w Hiszpanii, a nie głównie na polskich ziemiach. Cieszyć się trzeba z każdego odważnego. Ale wypada pamiętać, że z relacji Polaków pomagających Żydom najczęściej wynika to, że bali się przyznać do tego przed sąsiadami
— cedzi bohaterski Sierakowski
Pomijając rozmiary jego kompleksów podczas „rozmów z inteligencją amerykańską czy angielską”, a pewnie i przypadkowo napotkanymi Hiszpanami, warto docenić, że autor ten odkrywa jednocześnie największą tajemnicę działań w ukryciu. Otóż - nie mówi się o nich. A zwłaszcza, gdy ich ujawnienie grozi śmiercią całej rodziny. Wtajemniczenie kogoś obcego zaś to nic innego, tylko ściągnięcie także na niego śmiertelnego niebezpieczeństwa. Niby proste, prawda? Cóż, kiedy sam, jako najsprawiedliwszy wśród lewaków świata, ratowałby Sierakowski z całą pewnością Żydów tysiącami, trąbiąc o tym na lewo i prawo. A Niemcy? Tylko by patrzyli zasłuchani w kolejne, powtórzmy to słowo: pierdoły w stylu: „Niszczymy najlepszych Polaków, jakich mamy”.
Czytaj więcej na następnej stronie ===>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Wiem, że pisząc o ludziach tak potwornie nieciekawych jak Sławomir Sierakowski, łatwo narazić się na zarzut promocji kogoś zupełnie jej niewartego, by nie rzec: niegodnego. Pochylam się jednak nad Sierakowskim nie dlatego, że z całkowicie nieznanych mi przyczyn „robi” za niezależnego eksperta kilku telewizji (do niedawna z TVP Info niemal nie wychodził), ale dlatego, że reprezentuje pewien, miejmy nadzieję - odchodzący sposób myślenia o Polsce.
Napisałem: „myślenia”? Wróć – chodzi o pełną, nieskrępowaną niczym bezmyślność. Ale przecież połączoną z czymś jeszcze - butą, narcyzmem i komicznym wręcz przekonaniem o randze największej nawet pierdoły, o ile on, Sierakowski wypowie ją publicznie.
Dziś pisze dla Wirtualnej Polski. Słowo „wirtualnej” zyskuje tu zresztą znaczenie podwójne, bo i prawdy głoszone przez Sierakowskiego w żaden sposób nie mieszczą się w granicach tzw. realu. Na początek daje wyraz oburzeniu, iż ktoś mógłby odebrać państwowe odznaczenie Janowi Tomaszowi Grossowi, autorowi opluwających Polaków paszkwili, a ostatnio także słów opublikowanych w niemieckim „Die Welt”, iż „Polacy zabili podczas wojny więcej Żydów niż Niemców”. Warto przypomnieć, że to właśnie pismo Sierakowskiego jako pierwsze przetłumaczyło na polski to ohydztwo (sam się tym chwalił). Myliłby się jednak ten, kto sądzi, że na tym ohydztwa związane z Sierakowskim się zakończyły.
Zygmunt Bauman ma w każdej szanującej się księgarni zachodniej półkę książek ze swoim nazwiskiem, tylko u nas jest ganiany przez młodych patriotów rozliczających go za wydarzenia z czasów ich babć i dziadków
— pisze ten biedny człowiek o szefie Oddziału Propagandy i Agitacji w Zarządzie Politycznym, który piastował tę ohydną funkcję w samym środku krwawego stalinizmu. O zagorzałym stalinowcu, który zresztą u Sierakowskiego w „Krytyce Politycznej” publikuje regularnie.
Jeszcze lepsze są kawałki o Janie Tomaszu Grossie, bo dla Sierakowskiego to bohater.
Opisując polskie winy wobec Żydów, jak nikt inny z polskich intelektualistów poprawił wizerunek naszego kraju za granicą. Przełamując polskie przekonanie o byciu wieczną niewinną ofiarą historii, tak irytujące zagranicą, dostarczył nam wreszcie dobitnego przykładu, że potrafimy na siebie i swoją przeszłość spojrzeć krytycznie i wielowymiarowo, a rozmowa z nami o historii nie zacznie i nie skończy się jedynie na wymienianiu polskich zasług
— pisze Sierakowski.
Chwilę potem zaczyna się prawdziwy odlot. Zresztą, czytajcie Państwo sami:
Ktokolwiek rozmawiał z inteligencją amerykańską czy angielską wie doskonale, jak wielki brak zaufania nam towarzyszył, gdy zaczynało się rozmowę o przeszłości. Tak, tak, wy nigdy nikomu nic nie zrobiliście, tylko samych bohaterów mieliście. - Polski antysemityzm? - A kto ma najwięcej drzewek w Yad Vashem? Nie dałbym sobie ręki uciąć, że byłoby tak samo, gdyby Holokaust odbył się w Hiszpanii, a nie głównie na polskich ziemiach. Cieszyć się trzeba z każdego odważnego. Ale wypada pamiętać, że z relacji Polaków pomagających Żydom najczęściej wynika to, że bali się przyznać do tego przed sąsiadami
— cedzi bohaterski Sierakowski
Pomijając rozmiary jego kompleksów podczas „rozmów z inteligencją amerykańską czy angielską”, a pewnie i przypadkowo napotkanymi Hiszpanami, warto docenić, że autor ten odkrywa jednocześnie największą tajemnicę działań w ukryciu. Otóż - nie mówi się o nich. A zwłaszcza, gdy ich ujawnienie grozi śmiercią całej rodziny. Wtajemniczenie kogoś obcego zaś to nic innego, tylko ściągnięcie także na niego śmiertelnego niebezpieczeństwa. Niby proste, prawda? Cóż, kiedy sam, jako najsprawiedliwszy wśród lewaków świata, ratowałby Sierakowski z całą pewnością Żydów tysiącami, trąbiąc o tym na lewo i prawo. A Niemcy? Tylko by patrzyli zasłuchani w kolejne, powtórzmy to słowo: pierdoły w stylu: „Niszczymy najlepszych Polaków, jakich mamy”.
Czytaj więcej na następnej stronie ===>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/281795-cudowne-dziecko-baumana-i-grossa-lka-nad-niewdziecznoscia-polakow-czy-ktos-jeszcze-slucha-sierakowskiego?strona=1