Najbardziej niebezpieczni dla każdej nowej władzy są oportuniści o mentalności konfidentów. Myślę o ludziach funkcjonujących w poprzednich układach, którzy byli dość sprytni, by się jednoznacznie i bezpośrednio nie deklarować, choć pośrednio jak najbardziej. Nazywam ich oportunistami o mentalności konfidentów, gdyż oni, w przeciwieństwie do klasycznych wazeliniarzy i mniej sprytnych oportunistów, pozują na pragmatyków i realistów. I każda nowa władza, także ta z Prawa i Sprawiedliwości, na ten ich pragmatyzm się nabiera. Tymczasem to są zwykle najwięksi hamulcowi przedsięwzięć nowej ekipy. Bo są kompletnie amoralni i bezideowi. Oni niczego nie robią bez wyrachowania i dbałości o własny interes. I są pierwszymi, którzy nowym panom wbiją nóż w plecy, gdy tylko nadarzy się taka okazja. Najczęściej pozują oni na bezpartyjnych fachowców. Są jeszcze ludzie o mentalności otwarcie konfidenckiej. Ci przychodzą do nowej ekipy z donosami na poprzednich panów. Uważają, że jeśli przedstawią wystarczająco kompromitujące „kwity” czy choćby paskudne plotki na ludzi poprzedniej władzy ze swego otoczenia, zostanie to docenione i będą z tego powodu nagrodzeni. Takich ludzi bez wysłuchania powinno się wyrzucać za drzwi, ale niestety często się nie wyrzuca. Bo doraźnie są użyteczni. I to jest wielki błąd popełniany przez rządzących, gdyż zadawanie się z konfidentami zawsze brudzi tych, którzy to robią. Sami konfidenci są już dostatecznie ubrudzeni, więc po nich to spływa.
Rządzący zawsze popełniają błędy, lecz jeśli je w porę korygują nie ma problemu. Powstaje on wtedy, gdy korekcie podlegają tylko niektóre błędy i tylko niektórzy błądzący. Jeśli w rządzącej partii i generalnie w obozie władzy obowiązują takie same zasady dla wszystkich, błędy są skuteczniej naprawianie. Nie są, gdy istnieją nietykalni czy święte krowy. Bo to zniechęca do naprawiania błędów i podważa wiarę w zasady. Jeśli przywódcy partii czy obozu władzy za te same przewinienia jednych rozgrzeszają, a innych nie, lecz wręcz ich eliminują z polityki, powstaje problem, i to nie tylko moralny. Podobnie jest wtedy, gdy po pewnym czasie jednych uważa się za „zresocjalizowanych” a innych wręcz przeciwnie, choć popełnili błędy tego samego kalibru. Takie postępowanie burzy zaufanie do obozu władzy, a jego zaplecze umacnia w przekonaniu, że są jednak równi i równiejsi. Albo, że nie ma jasnych reguł i zasad. Często takie różnicowanie wynika z doraźnej taktyki i można je zrozumieć, ale jako zasada staje się czymś destrukcyjnym, przede wszystkim dla obozu władzy, o czym najlepiej świadczy bardzo wybiórczy kodeks Donalda Tuska (a właściwie antykodeks). A największą ofiarą tego wybiórczego kodeksu przez pięć lat był obecny przewodniczący PO Grzegorz Schetyna. Takim postępowaniem można własne zaplecze zastraszyć, ale - jak wiadomo - z niewolnika nie ma pracownika.
Mogę zrozumieć, że się nie upublicznia wszystkiego, co dzieje się na zapleczu władzy w kwestii naprawiania błędów, bo i tak ma ona dość problemów. Nie uważam też za uzasadnione surowe rozliczanie obecnej ekipy i przesadne wybrzydzanie, bo działa ona zbyt krótko, żeby po trzech miesiącach były już bardzo spektakularne efekty. Byłoby jednak błędem udawanie, że jest się nieomylnym, że ma się wyłącznie świetne kadry, a jakakolwiek krytyka jest niegodziwością czy nawet zdradą. Jeśli bowiem nie naprawia się małych błędów szybko stają się one dużymi i szkodzą nieporównanie bardziej niż te małe. A samo naprawianie nie musi mieć charakteru czystek. Wystarczy zdrowy rozsądek.
„Dialogi o naprawie Rzeczypospolitej” - Krzysztof Szczerski, Leszek Sosnowski.
Książka dla wszystkich interesujących się polityką, a dla samych polityków lektura obowiązkowa. Do nabycia: TUTAJ!
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Najbardziej niebezpieczni dla każdej nowej władzy są oportuniści o mentalności konfidentów. Myślę o ludziach funkcjonujących w poprzednich układach, którzy byli dość sprytni, by się jednoznacznie i bezpośrednio nie deklarować, choć pośrednio jak najbardziej. Nazywam ich oportunistami o mentalności konfidentów, gdyż oni, w przeciwieństwie do klasycznych wazeliniarzy i mniej sprytnych oportunistów, pozują na pragmatyków i realistów. I każda nowa władza, także ta z Prawa i Sprawiedliwości, na ten ich pragmatyzm się nabiera. Tymczasem to są zwykle najwięksi hamulcowi przedsięwzięć nowej ekipy. Bo są kompletnie amoralni i bezideowi. Oni niczego nie robią bez wyrachowania i dbałości o własny interes. I są pierwszymi, którzy nowym panom wbiją nóż w plecy, gdy tylko nadarzy się taka okazja. Najczęściej pozują oni na bezpartyjnych fachowców. Są jeszcze ludzie o mentalności otwarcie konfidenckiej. Ci przychodzą do nowej ekipy z donosami na poprzednich panów. Uważają, że jeśli przedstawią wystarczająco kompromitujące „kwity” czy choćby paskudne plotki na ludzi poprzedniej władzy ze swego otoczenia, zostanie to docenione i będą z tego powodu nagrodzeni. Takich ludzi bez wysłuchania powinno się wyrzucać za drzwi, ale niestety często się nie wyrzuca. Bo doraźnie są użyteczni. I to jest wielki błąd popełniany przez rządzących, gdyż zadawanie się z konfidentami zawsze brudzi tych, którzy to robią. Sami konfidenci są już dostatecznie ubrudzeni, więc po nich to spływa.
Rządzący zawsze popełniają błędy, lecz jeśli je w porę korygują nie ma problemu. Powstaje on wtedy, gdy korekcie podlegają tylko niektóre błędy i tylko niektórzy błądzący. Jeśli w rządzącej partii i generalnie w obozie władzy obowiązują takie same zasady dla wszystkich, błędy są skuteczniej naprawianie. Nie są, gdy istnieją nietykalni czy święte krowy. Bo to zniechęca do naprawiania błędów i podważa wiarę w zasady. Jeśli przywódcy partii czy obozu władzy za te same przewinienia jednych rozgrzeszają, a innych nie, lecz wręcz ich eliminują z polityki, powstaje problem, i to nie tylko moralny. Podobnie jest wtedy, gdy po pewnym czasie jednych uważa się za „zresocjalizowanych” a innych wręcz przeciwnie, choć popełnili błędy tego samego kalibru. Takie postępowanie burzy zaufanie do obozu władzy, a jego zaplecze umacnia w przekonaniu, że są jednak równi i równiejsi. Albo, że nie ma jasnych reguł i zasad. Często takie różnicowanie wynika z doraźnej taktyki i można je zrozumieć, ale jako zasada staje się czymś destrukcyjnym, przede wszystkim dla obozu władzy, o czym najlepiej świadczy bardzo wybiórczy kodeks Donalda Tuska (a właściwie antykodeks). A największą ofiarą tego wybiórczego kodeksu przez pięć lat był obecny przewodniczący PO Grzegorz Schetyna. Takim postępowaniem można własne zaplecze zastraszyć, ale - jak wiadomo - z niewolnika nie ma pracownika.
Mogę zrozumieć, że się nie upublicznia wszystkiego, co dzieje się na zapleczu władzy w kwestii naprawiania błędów, bo i tak ma ona dość problemów. Nie uważam też za uzasadnione surowe rozliczanie obecnej ekipy i przesadne wybrzydzanie, bo działa ona zbyt krótko, żeby po trzech miesiącach były już bardzo spektakularne efekty. Byłoby jednak błędem udawanie, że jest się nieomylnym, że ma się wyłącznie świetne kadry, a jakakolwiek krytyka jest niegodziwością czy nawet zdradą. Jeśli bowiem nie naprawia się małych błędów szybko stają się one dużymi i szkodzą nieporównanie bardziej niż te małe. A samo naprawianie nie musi mieć charakteru czystek. Wystarczy zdrowy rozsądek.
„Dialogi o naprawie Rzeczypospolitej” - Krzysztof Szczerski, Leszek Sosnowski.
Książka dla wszystkich interesujących się polityką, a dla samych polityków lektura obowiązkowa. Do nabycia: TUTAJ!
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/281680-przejmujac-wladze-po-osmiu-latach-rzadow-po-ma-sie-szafy-pelne-trupow-ale-wszystkiego-to-nie-tlumaczy?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.