Chłopcy na posyłki
W „taśmowych” refleksjach z czerwca 2014 roku, naczelny polskiej edycji „Newsweeka” pisze, że gdyby trafiła w jego ręce taśma, to jako dziennikarz po prostu musiałby wykonać i kilka podstawowych czynności:
Muszę skontaktować się z „bohaterami” nagrań. Muszę zażądać od premiera zapoznania się z nimi i ustosunkowania się do nich. Jeśli tego nie zrobię, nie jestem dziennikarzem, jestem co najwyżej chłopcem na posyłki
— zarzekał się Tomasz Lis.
Co zrobili jego podwładni z „Newsweeka”? Skontaktowali się z Mateuszem Morawieckim i Zbigniewem Jagiełłą.
Zarówno Morawiecki, jak i Jagiełło podkreślają w e-mailach przesłanych do „Newsweeka”, że mają status pokrzywdzonych w śledztwie podsłuchowym i że ze względu na jego dobro nie będą komentować przebiegu rozmów z Sowy
— napisali w swoim tekście autorzy „Taśmy wicepremiera”.
Niestety nic nie wspominają o pozostałych uczestnikach zarejestrowanej rozmowy - Krzysztofie Kilianie i Bogusławie Matuszewskiej. Może był utrudniony kontakt, może za mało czasu? A może w ogóle nie próbowali? Wszystko wskazuje także na to, że autorzy – czniając dziennikarskie abc, napisane przez swojego szefa – nie zażądali od premiera zapoznania się z treścią nagrania i ustosunkowania się do niego.
No i co teraz? Pracownicy redakcji „Newsweek Polska”, którzy napisali rzeczony tekst są dziennikarzami, czy „chłopcami na posyłki”?
Zanim czytelnik sam sobie odpowie na to pytanie, trzeba jeszcze raz przypomnieć o istocie tzw. „afery taśmowej” czyli konieczności jej wyjaśnienia, którą w 2014 roku Tomasz Lis – słusznie - uważał za dziennikarski obowiązek.
MUSZĘ poszukać, a najlepiej znaleźć odpowiedź na pytanie, kto nagrywał, jakie były jego motywy i jakie są jego intencje
— podkreślał Lis w swoim orędziu do dziennikarzy.
Niestety jego podwładni potraktowali ten obowiązek zaledwie jednym, z gruntu fałszywym sformułowaniem (więcej o tym kto i dlaczego nagrywał w ogóle nie piszą):
Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister rozwoju, to jedyny członek rządu Beaty Szydło nagrany przez kelnerów z restauracji Sowa i Przyjaciele.
Dzisiaj chyba nawet dzieci w przedszkolu nie wierzą w „gang kelnerów”.
Współsprawca
Tomasz Lis kończy swój taśmowy manifest dziennikarski z 2014 roku tak:
I dokładnie taką pracę bym zlecił. Premier ma prawo odmówić. Nagrywani też. Ale to już ich problem. Wyjaśnienie najważniejszych wątków rozmowy należy do redakcji. Znalezienie informacji kto nagrywał i dlaczego też. To zrobić musimy. A gdy już zrobiliśmy, możemy publikować to, co mamy, dokładniej - to, co jest ważne.
Musimy to zrobić w ten sposób, bo w innym przypadku musi się pojawić pytanie nie tylko o etyczne, ale także prawne współsprawstwo w przestępstwie. Musimy tak zrobić, by uczynić zadość fundamentalnym standardom dziennikarskim, a nie by im zaprzeczyć, by je złamać i podeptać.
Tymczasem gdy niespełna dwa lata później w ręce ludzi Tomasza Lisa wpadły „nowe taśmy”, piewca fundamentalnych standardów dziennikarskich wykazał się moralnością Kalego. Tomasz Lis i jego ludzie wydrukowali stenogramy - podsłuchanych przez wciąż nieznanych sprawców – rozmów i zachowali się jeszcze gorzej niż „stenotypiści” z „Wprost”, bo treść podsłuchanych rozmów opatrzyli komentarzami z kosmosu, niczego nikomu nie wyjaśniając. Postanowili się poruszać w sferze plotek, niedomówień i insynuacji.
Sam Lis udaje, że tekstu w ogóle nie było. W zarządzanym przez siebie tygodniku, przemilczał skwapliwe sprawę, jakby był zakneblowany „taśmą wicepremiera”. Branżowe portale, które tak biły na alarm, wtórując Lisowi w czerwcu 2014 roku też wydają się nie zauważać tego problemu.
Dlatego zadaję publicznie pytanie: czy publikując tzw. „taśmę wicepremiera” Tomasz Lis i jego współpracownicy z „Newsweek Polska” wykazali się nie tylko etycznym, ale także prawnym współsprawstwem w przestępstwie, jaki była niewątpliwie „afera taśmowa”? Czy zaprzeczyli, złamali i podeptali fundamentalne standardy dziennikarskie?
Zgodnie z tokiem rozumowania Tomasza Lisa z czerwca 2014 roku należałoby uznać, że tak.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Chłopcy na posyłki
W „taśmowych” refleksjach z czerwca 2014 roku, naczelny polskiej edycji „Newsweeka” pisze, że gdyby trafiła w jego ręce taśma, to jako dziennikarz po prostu musiałby wykonać i kilka podstawowych czynności:
Muszę skontaktować się z „bohaterami” nagrań. Muszę zażądać od premiera zapoznania się z nimi i ustosunkowania się do nich. Jeśli tego nie zrobię, nie jestem dziennikarzem, jestem co najwyżej chłopcem na posyłki
— zarzekał się Tomasz Lis.
Co zrobili jego podwładni z „Newsweeka”? Skontaktowali się z Mateuszem Morawieckim i Zbigniewem Jagiełłą.
Zarówno Morawiecki, jak i Jagiełło podkreślają w e-mailach przesłanych do „Newsweeka”, że mają status pokrzywdzonych w śledztwie podsłuchowym i że ze względu na jego dobro nie będą komentować przebiegu rozmów z Sowy
— napisali w swoim tekście autorzy „Taśmy wicepremiera”.
Niestety nic nie wspominają o pozostałych uczestnikach zarejestrowanej rozmowy - Krzysztofie Kilianie i Bogusławie Matuszewskiej. Może był utrudniony kontakt, może za mało czasu? A może w ogóle nie próbowali? Wszystko wskazuje także na to, że autorzy – czniając dziennikarskie abc, napisane przez swojego szefa – nie zażądali od premiera zapoznania się z treścią nagrania i ustosunkowania się do niego.
No i co teraz? Pracownicy redakcji „Newsweek Polska”, którzy napisali rzeczony tekst są dziennikarzami, czy „chłopcami na posyłki”?
Zanim czytelnik sam sobie odpowie na to pytanie, trzeba jeszcze raz przypomnieć o istocie tzw. „afery taśmowej” czyli konieczności jej wyjaśnienia, którą w 2014 roku Tomasz Lis – słusznie - uważał za dziennikarski obowiązek.
MUSZĘ poszukać, a najlepiej znaleźć odpowiedź na pytanie, kto nagrywał, jakie były jego motywy i jakie są jego intencje
— podkreślał Lis w swoim orędziu do dziennikarzy.
Niestety jego podwładni potraktowali ten obowiązek zaledwie jednym, z gruntu fałszywym sformułowaniem (więcej o tym kto i dlaczego nagrywał w ogóle nie piszą):
Mateusz Morawiecki, wicepremier i minister rozwoju, to jedyny członek rządu Beaty Szydło nagrany przez kelnerów z restauracji Sowa i Przyjaciele.
Dzisiaj chyba nawet dzieci w przedszkolu nie wierzą w „gang kelnerów”.
Współsprawca
Tomasz Lis kończy swój taśmowy manifest dziennikarski z 2014 roku tak:
I dokładnie taką pracę bym zlecił. Premier ma prawo odmówić. Nagrywani też. Ale to już ich problem. Wyjaśnienie najważniejszych wątków rozmowy należy do redakcji. Znalezienie informacji kto nagrywał i dlaczego też. To zrobić musimy. A gdy już zrobiliśmy, możemy publikować to, co mamy, dokładniej - to, co jest ważne.
Musimy to zrobić w ten sposób, bo w innym przypadku musi się pojawić pytanie nie tylko o etyczne, ale także prawne współsprawstwo w przestępstwie. Musimy tak zrobić, by uczynić zadość fundamentalnym standardom dziennikarskim, a nie by im zaprzeczyć, by je złamać i podeptać.
Tymczasem gdy niespełna dwa lata później w ręce ludzi Tomasza Lisa wpadły „nowe taśmy”, piewca fundamentalnych standardów dziennikarskich wykazał się moralnością Kalego. Tomasz Lis i jego ludzie wydrukowali stenogramy - podsłuchanych przez wciąż nieznanych sprawców – rozmów i zachowali się jeszcze gorzej niż „stenotypiści” z „Wprost”, bo treść podsłuchanych rozmów opatrzyli komentarzami z kosmosu, niczego nikomu nie wyjaśniając. Postanowili się poruszać w sferze plotek, niedomówień i insynuacji.
Sam Lis udaje, że tekstu w ogóle nie było. W zarządzanym przez siebie tygodniku, przemilczał skwapliwe sprawę, jakby był zakneblowany „taśmą wicepremiera”. Branżowe portale, które tak biły na alarm, wtórując Lisowi w czerwcu 2014 roku też wydają się nie zauważać tego problemu.
Dlatego zadaję publicznie pytanie: czy publikując tzw. „taśmę wicepremiera” Tomasz Lis i jego współpracownicy z „Newsweek Polska” wykazali się nie tylko etycznym, ale także prawnym współsprawstwem w przestępstwie, jaki była niewątpliwie „afera taśmowa”? Czy zaprzeczyli, złamali i podeptali fundamentalne standardy dziennikarskie?
Zgodnie z tokiem rozumowania Tomasza Lisa z czerwca 2014 roku należałoby uznać, że tak.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/280413-lis-zakneblowany-tasma-wicepremiera?strona=2
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.