Nie będzie UE pluć nam w twarz…
W znakomitej wydanej w 2013 r. książce „Antykaczyzm”, będącej studium „choroby polskiej” o tej właśnie nazwie, prof. Ryszard Legutko podał nie tylko definicję choroby, lecz także opisał jej symptomy i źródła. Tłumacząc użycie określenia „choroby” autor wyjaśniał, iż „trudno inaczej jak stan chorobowy interpretować sytuację, kiedy w wolnym kraju wybucha bez istotnego powodu wojna domowa i kiedy walka z jedną partią reprezentującą pokaźną część społeczeństwa angażuje wielkie siły narodu i jego elit, a te w swojej agresji tracą umiar, podporządkowując dobro kraju logice walki z wewnętrznym wrogiem”. Wśród źródeł antykaczyzmu, stanowiących jednocześnie miazmaty polskiej ortodoksji, prof. Legutko wymienił m. in. inklinację do protekcji obcych państw. Owa skłonność była jedną z przyczyn upadku I RP, w niewoli uchodziła za pragmatyzm, w PRL miała być antidotum intelektualistów i komunistów na mrzonki o niepodległości, reaktywował ją akces do UE. Sam proces wstępowania do Unii, wg profesora, „elity” przedstawiały Polakom jako coś w rodzaju przygotowywania się do egzaminu czeladnika egzaminowanego przez wielkich majstrów i pragnącego u nich znaleźć zatrudnienie. Po łaskawym przyjęciu nas do Unii powinniśmy porzucić własne cele, nazywane odtąd roszczeniami oraz zaniechać prób ich realizacji, czyli nie „machać szabelką”. Za optymistyczny fakt uznano, że wiele spraw będą rozstrzygać ponad naszymi głowami europejscy urzędnicy i komisarze. Wszak w ten sposób pozbędziemy się brzemienia suwerenności. Unijne prawodawstwo, dyrektywy, karty praw, orzeczenia trybunałów, rezolucje będą po to, żeby się im potulnie podporządkowywać. Odtąd mądrzyć się (czyt. mieć własnego zdania) nie należy, bo mądrzejsi od nas wszystko już wymyślili. Można by tu sparafrazować przebrzmiałą ideę Francisa Fukuyamy: historia, wraz z przystąpieniem Polski do UE, miała się dla Polski skończyć.
Polakom, którzy wolą nazywać się Europejczykami, należałoby, na podstawie diagnozy prof. Legutki, postawić następujące pytania. Dlaczego polubili traktowanie Polski jako brzydkiej panny bez posagu? Dlaczego nieufnie odnoszą się do tych, którzy namawiają ich do lepszej samooceny i wyższych aspiracji? Dlaczego wolą uważać się za ludzi drugiej kategorii niż mieć odwagę bycia obywatelami kategorii pierwszej? Dlaczego boją się myśleć i postępować suwerennie? Dlaczego wszelkie próby pchnięcia Polski w kierunku samodzielności kojarzą im się z nieprzystojnym awanturnictwem? Dlaczego żywią chorą niechęć do tego, by nasz kraj odgrywał bardziej niezależną rolę w świecie? Dlaczego pragną, by raczej chował się zawsze za plecami jakiegoś protektora? Dlaczego nieustannie snują fantazje o dobroczynnych opiekunach Polski? Dlaczego uważają, że wartość polskiej polityki zagranicznej miałaby być mierzona niesprawianiem problemów innym krajom? Dlaczego działają nie z przekonania o własnych racjach i celach, lecz po to, by się podobać przywódcom innych państw i Komisji Europejskiej? Dlaczego nie interesuje ich, jaka naprawdę jest Polska, lecz to, czy jej władze są chwalone? Dlaczego przedkładają wizerunek nad stan rzeczy? Dlaczego chętnie przyjmą z zagranicy nieszczere fawory, byle tylko pognębić znienawidzonych w kraju oponentów?
Jak sprawić, by wszyscy Polacy poczuli smak godności? – zapytywał prof. Ryszard Legutko.
Śp. Prezydent RP Lech Kaczyński pragnął nauczyć zakompleksionych Polaków szacunku dla samych siebie i dla Ojczyzny. W swoim przemówieniu inauguracyjnym w Sejmie 23.12.2005 r. Prezydent apelował:
Aby być traktowanym jako duży europejski naród, trzeba chcieć nim być. Gdy się chce szacunku innych, trzeba najpierw szanować siebie.
W rozmowie z red. Łukaszem Warzechą Lech Kaczyński („Lech Kaczyński – ostatni wywiad”, 2010) wyjaśniał, że racją stanu Polski jest silne państwo. Uznanie Polski za takie państwo jest potrzebne po to, żeby dobrze funkcjonować w rzeczywistości międzynarodowej. Jest także potrzebne obywatelom. Ich status bowiem zależy od statusu państwa. Dodajmy, że w świetle powyższych słów Prezydenta, dyfamacja własnego kraju za granicą musi jawić się jako brak szacunku dla samych siebie i działanie zmierzające do obniżenia statusu państwa, a więc i jego obywateli.
Opisując sytuację Polski po wejściu do UE Prezydent RP Lech Kaczyński mówił:
Chciałbym bardzo mocno podkreślić – nie wybory dokonane przez naród polski (…) tylko wynik drugiej wojny światowej jest przyczyną, dla której rok 2004 to był rok naszego debiutu. I stąd ad limina odrzucam w dyskusjach z naszym krajem tego rodzaju argumentację, że skoro zostaliście przyjęci, to musicie w dyskusjach, które toczą się w łonie UE, zajmować stanowisko, które tam uchodzi za poprawne. (…) Stąd też bez najmniejszych kompleksów podchodzimy do naszego udziału w dyskusjach dotyczących zarówno teraźniejszości, jak i przyszłości Unii. (…) Uważamy, że w UE nie ma członków nieistotnych”. (Przemówienie na spotkaniu z ambasadorami państw członkowskich i krajów kandydujących do UE, Warszawa, 22.02.2006 r.).
Prezydent RP Lech Kaczyński realistycznie oceniał kondycję UE. Unia ogranicza suwerenność państw narodowych. Nie uważał jej też za organizację demokratyczną. Dlaczego? Gdyż jest republiką, w ramach której państwa najsilniejsze mają dużo więcej do powiedzenia niż państwa słabsze. Jest to więc republika arystokratyczna (vide wykład podczas uroczystości nadania Prezydentowi RP tytułu doktora honoris causa Narodowej Akademii Administracji Państwowej przy Prezydencie Ukrainy w Kijowie, 6.12.2007 r.). Podobnie w rozmowie z red. Warzechą Prezydent uznał za podstawowy problem UE brak demokracji pomiędzy państwami członkowskimi i dominację państw dużych. Skonstatował też fakt, iż normy UE mają to do siebie, że dotyczą przede wszystkim „słabszych lub mniej bezczelnych”. I dodawał: „W istocie obowiązuje tylko wola najsilniejszych. Otóż to jest koncepcja skrajnie szkodliwa dla Polski, a na dłuższą metę także skrajnie szkodliwa dla Unii”. Lech Kaczyński zauważał, iż w Unii wiele decyzji nie służy szybkiemu rozwojowi Polski ani naszej podmiotowej roli. Dlatego polską racją stanu powinno być, jego zdaniem, „zachowanie możliwie dużej swobody decyzji w naszych własnych sprawach”. Ale niestety przedstawiciele wielu środowisk w Polsce sądzą, iż „przed UE należy leżeć plackiem”, gdyż, jak tłumaczył Prezydent: w przyjęciu takiej pozycji mają jakiś własny interes. I ostrzegał: „polityka podporządkowania się i martwoty oznacza finis Poloniae”.
Prezydent RP Lech Kaczyński nie miał złudzeń, że wpisanie się w główny nurt polityki europejskiej to, jak mówił w „Ostatnim wywiadzie”, podporządkowanie całkowicie przede wszystkim Niemcom. Dlatego też za nasze zadanie w UE Prezydent uznał grę o suwerenność wobec polityki niemieckiej.
Oczywiście, niektórzy mogą twierdzić, że w cieniu niemieckiej dominacji będzie nam dobrze. Cóż, co kto lubi
— ironizował Lech Kaczyński.
Polacy muszą zrozumieć, że Niemcom chodzi o to, żeby nie pozwolić Polsce stanąć na ich drodze do statusu mocarstwa w skali globalnej. Tymczasem, zdaniem Prezydenta, „nasze elity budowały poczucie winy Polaków wobec Niemców, zamiast w zgodzie z prawdą postępować odwrotnie”. Lech Kaczyński uznał tę postawę za „Himalaje politycznej głupoty”. „To Niemcy są nam winni, a nie my Niemcom, i ta prawda musi być nieustannie w Europie przypominana – podkreślał.
A oto jak oceniał Prezydent RP Lech Kaczyński w „Ostatnim wywiadzie” niemiecki front medialny przeciwko Polsce:
Ja opinii w niemieckich mediach absolutnie nie uważam za naszą porażkę. Niby z jakiego powodu mielibyśmy prowadzić taką politykę, żeby Niemcy nas chwalili? Jesteśmy już przecież od dawna w UE, od jeszcze dłużej w NATO. I tu nie można mówić o jakiejś »niewdzięczności«, tworząc jakąś konstrukcję, że skoro Niemcy nam w różnych sprawach pomogli, to teraz my powinniśmy zrezygnować z suwerennej polityki. Niemcy nie mają żadnego historycznego ani moralnego tytułu, aby uważać Polskę za swój kraj przyboczny.
Niezwykle adekwatnie w odniesieniu do KOD-u brzmią słowa Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego z 3.05.2009 r.:
Dzień 3 maja 1791 roku był jednak wielkim zwycięstwem tych, którzy chcieli silnego polskiego państwa. (…) ale Konstytucja majowa miała także swoich przeciwników, w imię czego oni walczyli? Jak twierdzili: w imię demokracji, w imię demokracji została obalona Konstytucja, która jak mówiłem przed chwilą, była uwieńczeniem dzieła naprawy naszego państwa. Ci, którzy powoływali się na rzekomą demokrację i jej zagrożenie nie wahali się odwołać do obcych mocarstw. (…) nie można nazwać (ich – AK) inaczej niż zdrajcami, ale powtarzam, oni twierdzili, że bronią starego modelu ustrojowego, czego bronili w rzeczywistości? Bronili swoich przywilejów. Byli to ludzie pozbawieni sumienia, a już całkowicie pozbawieni przywiązania do swojego kraju.
Prezydent RP Lech Kaczyński, pytany przez prof. Andrzeja Nowaka o problem szkalowania demokratycznie wybranych władz państwa polskiego na arenie międzynarodowej oraz zjawisko używania nacisku zewnętrznego na Polskę dla rozgrywania prywatnej batalii o utrzymanie w niej wpływów, odpowiedział:
Jeśli chodzi o arenę międzynarodową, to problem jest bardzo trudny. Raczej będzie to próba przetrwania tego nacisku. Próba dotarcia z informacją, że sytuacja w Polsce się zmieniła. Pewna miękkość dotychczasowych elit Polski, które drogę do UE potraktowały w dużym stopniu jako sposób na utrwalenie swojej dominacji (w życiu gospodarczym i politycznym) w kraju, ich miękkość w relacjach z partnerami zewnętrznymi musi być zastąpiona gotowością do bardziej stanowczej obrony polskiego interesu. I do tego trzeba będzie naszych, także zachodnich partnerów przyzwyczaić. (…) Oczywiście będziemy pod nieustannym atakiem, prowadzonym pod hasłami typu: dlaczego Niemcy nas nie kochają, a Francja nie uwielbia. Ale ten okres trzeba będzie przejść. (…) gdybyśmy tę miękkość polskiego państwa w obronie własnych interesów utrwalili, wtedy moglibyśmy się znaleźć na progu rzeczywistego zagrożenia. (…) Ostatecznie, jeżeli Polska, która miała liczne elementy państwa »miękkiego« (że użyję terminologii Gunnara Myrdala), typowego dla części krajów w trzecim świecie, stanie się państwem »twardym« – to zostanie w końcu przyjęte do wiadomości” („Arcana” nr 70-71, 2006 r.).
Miejmy nadzieję, że tak właśnie będzie.
Agnieszka Kanclerska, członkini stowarzyszenia Ruch Społeczny im. Lecha Kaczyńskiego na Dolnym Śląsku
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/278449-warto-to-przypomniec-zwlaszcza-dzis-lech-kaczynski-w-ostatnim-wywiadzie-niby-z-jakiego-powodu-mielibysmy-prowadzic-taka-polityke-zeby-niemcy-nas-chwalili
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.