KOD czyli BIES. ZaKODowani obrońcy demokracji nadrabiają osiem lat potulnego milczenia

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. profil M. Kijowskiego na FB/wPolityce.pl
fot. profil M. Kijowskiego na FB/wPolityce.pl

Doskonałą ilustracją totalnego fałszu jest sam lider KOD Mateusz Kijowski. Ten paradoks w jego wykonaniu - nie płacić alimentów i jednocześnie potępiać niepłacenie alimentów - to jest stara sztuka, grana od zawsze przez komunę, kontynuowana dzisiaj przez jej spadkobierców, czyli obecnych „obrońców demokracji”. Wszyscy pamiętamy, że konstytucja peerelowska była cudem demokracji, ale tylko cudem – nigdy nie wyszła do ludzi. Takie praktyki przypominają raczej totalitarny BIES niż rzekomo liberalny KOD.

Dzisiejsi zaKODowani fani demokracji pozują na obrońców „tych, którym się nie udało skorzystać na transformacji ustrojowej”, ale przecież milczeli jak zaklęci, gdy Platforma podwyższała podatki, demolowała wolność zgromadzeń, ograniczała dostęp do informacji publicznej, mnożyła biurokrację, gnębiła wręcz drobnych i średnich przedsiębiorców. Nikt się nie zająknął, że na „zielonej wyspie” najlepiej mają się oligarchowie z ubeckim rodowodem. Konia z rzędem temu, kto pokaże zaKODowanego lewicowca, który oburzył się, gdy Komorowski bredził o „złotym wieku”, który przeżywa Polska.

Dzisiaj przedstawiają Jarosława Kaczyńskiego jako autorytarnego polityka, chociaż to dzięki niemu przypomnieli sobie o „tych, którym się nie udało”. Gdyby PiS nie wygrał wyborów, gdyby nie zdobył pełni władzy, Gazeta Wyborcza pasłaby się nadal na rządowych łąkach i tylko cichutko, od czasu do czasu, pisnęła coś dla niepoznaki. Władysław Frasyniuk ocknął się nagle i mówi, że „biznes musi coś zrobić ze śmieciówkami, żeby odebrać paliwo Kaczyńskiemu”. Do tej pory śmieciówki im nie przeszkadzały nic a nic.

Inny lewak zachwala logikę zachodniego modelu, w którym dokłada się starań, żeby „ci, którym się nie udało, zbytnio się nie zradykalizowali”. Cóż to może oznaczać? Ano, że można łupić naród, byle nie przekroczyć miary, żeby się czara goryczy nie przelała. To jest cała troska „obrońców demokracji”. Zaczęli się nawet troszczyć o wspólnotę, gdy się okazało, że wspólnotę buduje PiS. Przedtem, gdy Tusk piętnował moherowe berety, kiedy Sikorski apelował o dorzynanie watah, a Bartoszewski traktował wyborców PiS jak bydło, to jakoś nie widzieli w tym niszczenia wspólnoty.

Dzisiaj ze strony „obrońców demokracji” mnożą się dobre rady, że można lepiej wykorzystać 500 złotych, niż dawać je rodzinom na dzieci. Całkiem niedawno dyżurny socjolog postulował, żeby „wyrwać dzieci z rodziny”. I wyrywali, a jakże. Zabierali dzieci rodzicom, „którym się nie udało”, którym ciężko przychodziło związać koniec z końcem. A teraz pochylają się w fałszywej trosce nad tymi rodzicami, bo Kaczyński postanowił im pomóc realnie i konkretnie. Poprzednia władza tworzyła natomiast przepiękne programy, w rodzaju „Polska 2030”, które zaraz szły do kosza, albo „Mieszkanie dla młodych”, który po bliższym zapoznaniu okazywał się programem dla starych developerów.

Dzisiaj „obrońcy demokracji” biadają nad zagrożeniem dla pluralizmu i wolności słowa w mediach publicznych. Egzaltowany lewak żegnający się ze stołkiem w Polskim Radio, urządza pretensjonalne przedstawienie na  koniec swojego urzędowania. Jednak nie widział nic złego w tym, że od wielu lat do stanowisk w mediach publicznych nie prześliznął się nikt spoza ściśle partyjnego układu PO-PSL-SLD. Jaka demokracja, tacy obrońcy.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych