Podsumowanie III RP. To nie był tylko mój proces, lecz sprawa, która reprezentowała nadzieje zwykłych ludzi przeciwko wszechwładzy rządzących

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Niewidzialne ręce władzy

Na mnie osobiście najsilniejsze wrażenie zrobiły jednak odsłonięte przed sądem kulisy całej operacji – wielkiej prowokacji, której pointa nastąpiła wiosną 2008 r. To czas, w którym cała potężna machina uruchomiona wiele miesięcy wcześniej przez Leszka Tobiasza, sunęła już pełną parą. Do „jednej bramki grali” wówczas płk Leszek Tobiasz, płk Aleksander Lichocki, marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, prokuratorzy i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Jaki był cel, wskazał podczas ostatnich szokujących zeznań płk Tomasz Budzyński, kolega i podwładny ówczesnego zastępcy szefa ABW, płk. Jacka Mąki. Pomimo żalu, jaki do mnie żywił Tomasz Budzyński – pomimo że przez siedem ostatnich lat w ogóle się nie kontaktowaliśmy, Budzyński miał do mnie pretensje o mój pożegnalny list napisany po załamaniu, gdy podli ludzie doprowadzili mnie do próby samobójczej – zdecydował się powiedzieć w sądzie prawdę, a była to prawda szokująca.

Z relacji oficera wynikało bowiem, że płk Jacek Mąka, wiceszef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, najprawdopodobniej w porozumieniu z szefem ABW i innymi wyżej postawionymi osobami w hierarchii państwowej naciskał na niego, by wziął udział – i także zmusił do udziału mnie – w prowokacji przeciwko legalnie działającej instytucji państwowej, jaką była komisja weryfikacyjna WSI. Nagrodą dla Budzyńskiego miała być intratna posada w spółce skarbu państwa, dla mnie zaś uniknięcie poważnych problemów. Pułkownik Budzyński odmówił i od tego zaczęły się jego kłopoty, a potem moje. Zeznania Tomasza Budzyńskiego to pierwszy kamień, który powinien uruchomić lawinę. Jeżeli Polska jest państwem prawa, to nie wyobrażam sobie, by na tych zeznaniach i bez wyjaśnienia wszystkich aspektów tego, o czym mówił Tomasz Budzyński, mogło się zakończyć! Jeżeli to, co mówi ten oficer, jest prawdą – a nikt jego zeznań dotąd nie podważył – to całą tę przestępczą operację zaplanowano na najwyższych szczytach władzy. Co stało się dalej? Budzyński odmawia wzięcia udziału w prowokacji, maszyna zostaje puszczona w ruch. Dla mnie to, co się dzieje, począwszy od 13 maja, jest największym szokiem w życiu. Prowokatorzy mają swojego człowieka. Zdecydowano o tym w gabinetach polityków i ludzi tajnych służb, czego dowodem jest bezprecedensowa narada z udziałem marszałka Sejmu Bronisława Komorowskiego i szefa sejmowej komisji ds. służb specjalnych Pawła Grasia. Po zatrzymaniu czułem się jak Franz K. w słynnej powieści „Proces”. Wtedy jeszcze nie widziałem niewidzialnych mocy, które rozgrywały swoją grę w tej sprawie, jeszcze się łudziłem, że to pomyłka… Tymczasem kłamstwa i plotki obiegają media. Błyskotliwość tych kłamstw mydli ludziom oczy i zakłóca logikę, nakręca się spirala kłamstw, a im większe kłamstwo, tym ludzie łatwiej w nie wierzą. Miałem być pierwszym z wielu kozłów ofiarnych w tej historii, po mnie mieli być kolejni.

O co zatem tak naprawdę chodziło w tej historii? I dlaczego ta sprawa toczyła się aż tyle lat? Odpowiedź nie jest skomplikowana: ponieważ niewolnicą tego procesu była prawda. I to nie dzięki bystrości prokuratury, lecz za przyczyną długiego ramienia władzy. Jako dzieci wierzyliśmy, że prawda zawsze sama z siebie wygrywa z kłamstwem, dobro ze złem, a cnota sama w sobie jest nagrodą – ale tak nie jest. Jako dorośli dowiadujemy się, że o prawdę trzeba walczyć, a to bywa niebezpieczne, bo prawda bywa zagrożeniem dla władzy – i tak właśnie było w tym procesie. To nie był tylko mój proces, lecz sprawa, która reprezentowała nadzieje zwykłych ludzi przeciwko wszechwładzy rządzących. Być może już nic w moim życiu nie będzie ważniejsze niż ta sprawa, bo podsumowała ona nie tylko całe moje życie, ale zarazem cały system III RP.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych