Spocony prezes Rzepliński w pogoni za poparciem polityków, czyli europejskość jak słoma w butach

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot.PAP/Tomasz Gzell
fot.PAP/Tomasz Gzell

Według prezesa Trybunału Konstytucyjnego pisanie ustawy dla instytucji, w której pracuje i w której mu płacą, czyli tworzenie prawa pod siebie i dla siebie, to jest „praktyka w stu procentach europejska”.

Wygląda więc, że albo nam się Europa stoczyła, albo z prezesa Rzeplińskiego jest taki przysłowiowy światowiec, któremu słoma z butów wyłazi.

Szkoda, że tego specyficznego kryterium europejskości nie znali bohaterowie afery hazardowej, najbliżsi współpracownicy byłego premiera Tuska, którzy na cmentarzach procedowali ustawę hazardową wspólnie z właścicielami jaskiń hazardu. Mogli powołać się na europejskie standardy i żadna sejmowa komisja śledcza by nie powstała. Afera Rywina również by wcale nie wybuchła, bo Rywin tylko pośredniczył pomiędzy ustawodawcą a ustawobiorcą w procesie legislacji ustawy medialnej. Zwyczajna Europa przecież, czego tu się było czepiać?

Pojmowanie europejskości na modłę prezesa Rzeplińskiego jest zdaje się standardem w sądownictwie, przynajmniej w jego najwyższych instancjach. Polacy z zażenowaniem obserwowali, kiedy na skinienie prezydenta Komorowskiego zlecieli się prezesi SN, TK, NSA, żeby jeszcze w trakcie trwania procedury wyborczej usłużnie potwierdzić jego słowa o rzetelności wyborów samorządowych. Było to widowisko obrzydliwe i przypominało stalinowskie czasy, kiedy nie obowiązywała praworządność formalna, lecz praworządność „rewolucji zmierzającej ku swym wielkim celom”.

Powszechnie mówi się o korporacji sędziowskiej, która gwarantuje sędziom bezkarność, ale jednocześnie pozoruje niezawisłość. Sam Sąd Najwyższy całkiem niedawno zamiótł pod dywan korupcję we własnym gronie. W prokuraturze wprowadzono formalną niezależność, lecz Prokurator Generalny i wisi na decyzji polityków o przyjęciu jego sprawozdania, a także na wyznaczonych przez polityków środkach budżetowych. Po co Tuskowi była taka fasada? Pytanie retoryczne.

Sławny sędzia Milewski z Gdańska stał na baczność przed telefonem, na którego drugim końcu był rzekomy urzędnik kancelarii premiera. To jest alegoria niezawisłości sędziów w Polsce. Kiedy Amber Gold latami nabierał klientów, cały wymiar sprawiedliwości łącznie ze służbami i z policją skarbową miał oczy szeroko zamknięte i nie oszukujmy się, że to wyjątek. Spocony prezes Rzepliński w pogoni za poparciem partii rządzącej, antyszambrujący w sejmowych gabinetach, to ma być europejski standard? Lamenty nad rzekomo ginącą demokracją i niezawisłością sędziowską przykrywają faktyczną komunę w sądownictwie.

Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem prezesa Rzeplińskiego jest analogiczny do peerelowskiej konstytucji, która formalnie i na papierze była cudem demokracji, lecz w rzeczywistości tyle warta, ile papier, na którym ją spisano. Polska praktyka sądownicza zaś tyle ma wspólnego z sądownictwem europejskim, co prezes Rzepliński z europejskością.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych