Paweł Kowal: "Nowa ustawa o Trybunale powinna kategorycznie zabraniać pozamerytorycznego zaangażowania prezesa"

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Tomasz Gzell
PAP/Tomasz Gzell

Weszliśmy w okres przejściowy, który kończy III Rzeczpospolitą. Widzimy pierwsze agonalne drgawki obecnych instytucji

— mówi Paweł Kowal w rozmowie z Elizą Olczyk w „Plusie i Minusie” – dodatku weekendowym w „Rzeczpospolitej”.

Trybunał Konstytucyjny został chyba w obecnym kształcie ustrojowym śmiertelnie poturbowany. (… ) Nie wytrzymuje stress testów – ani tych zafundowanych przez PO, ani obecnych. Już chyba dla każdego jest jasne, że Trybunał nie może być wybierany tylko przez parlament, bo gdyby jakaś partia rządziła przez 12 lat, to Trybunał byłby w 100 procentach jej emanacją. Trzeba go przemyśleć od nowa

— dodał polityk Partii Razem.

Według Pawła Kowala nie ma problemu z tym, że Trybunał mógłby być przeszkodą dla rządów PiS, ale problem jest np. z zachowaniem się prezesa TK – prof. Andrzeja Rzeplińskiego.

W przekonaniu postronnych obserwatorów on popierał PO. Dla mnie szczytem ryzykowania reputacji Trybunału było podpisanie oświadczenia po ubiegłorocznych wyborach samorządowych w sprawie stwierdzenia ich rzetelności. Rzepliński nie miał do tego formalnych kompetencji, a poza tym nie badał tej sprawy

— mówi Kowal.

Nowa ustawa o Trybunale powinna kategorycznie zabraniać pozamerytorycznego zaangażowania prezesa. Ludzie nie powinni wiedzieć, jakie poglądy ma szef TK, jak Brytyjczycy nie mają pojęcia, za kim jest Elżbieta II

— dodał.

Jego zdaniem programu 500+ nie można traktować jak każdy przeciętny program polityczny.

Plan 500+ ciągle może być przewrotem kopernikańskim w podejściu państwa do rodziny. To modernizacyjna oferta skierowana do klasy średniej. Dlatego irytuje mnie, że zaczyna się do tego programu przykładać kryterium dochodowe. Ono powinno obowiązywać w pomocy socjalnej, a nie w polityce rodzinnej. Program 500 + ma zachęcić ludzi do wydawania pieniędzy na dzieci i doprowadzić do wzrostu demograficznego

— tłumaczy Paweł Kowal.

Załóżmy, że nauka angielskiego kosztuje rodziców 600 złotych: chętnie wydadzą na to pieniądze, jeżeli 500 zł dostaną jako inwestycję państwa, a z własnej kieszeni wyłożą dodatkowo 100 zł. Dlatego nie można mówić, że te pieniądze nie należą się „bogatym”, bo ludzi naprawdę bogatych jest w Polsce bardzo mało, szczególnie jeśli mają większą rodzinę

— dodaje.

Slaw/ „Rzeczpospolita”

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych