„Hände hoch” na polskich granicach? Prof. Żurawski: Europejska straż graniczna to nie może być rozwiązanie narzucone, które odda ochronę granic formacji międzynarodowej. NASZ WYWIAD

Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

wPolityce.pl: Media informują, że Unia Europejska jest bliska powołania europejskiej Straży Granicznej. W Polsce pojawiają się kontrowersje wokół tej sprawy. Czy ten pomysł nam zagraża?

Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Na razie brak szczegółów tej propozycji, więc trudno jednoznacznie o tym mówić. Wszystko zależy od charakteru tej formacji. Sądzę, że europejska Straż mogłaby istnieć jako pewna rezerwa, którą państwa w potrzebie mogłyby wzywać jako wsparcie. Wyobrażam sobie, że szczególnie kraje Południa Unii byłby zainteresowane takim rozwiązaniem. Tam, gdzie wyzwanie w zakresie strzeżenia granic ma naturę niewojenną, być może taki mechanizm byłby przydatny. Jednak dla krajów wschodniej flanki UE to nie byłby dobry pomysł, ponieważ dla nas wyzwaniem najbardziej prawdopodobnym są nie imigranci ekonomiczni, ale masa uchodźców wojennych, którzy uciekają z kraju bezpośrednio zaatakowanego.

To znacząca różnica? Dlaczego to rodzi inne zagrożenia?

Uchodźcy wojenni, jacy mogliby przybyć do Polski nie byliby filtrowani w krajach pośrednich. Polska byłaby pierwszym bezpiecznym krajem dla nich. Napływ masowych uchodźców wojennych do Polski, które wymagałoby wsparcia dla kraju, oznaczałby również wzrost realnego zagrożenia wojennego. W takim przypadku Straż Graniczna powinna zostać zmilitaryzowana i włączona do Sił Zbrojnych. Trudno sobie więc wyobrazić, by w tym scenariuszu decyzje podejmowano na szczeblu unijnym, choćby dlatego, że to zajmowałoby zbyt dużo czasu. Wszystko zależy więc od tego, na jakim kierunki UE miałaby działać taka straż, jak miałaby być zarządzana itd. Jeśli to byłaby formacja pomocnicza, z której kraje narodowe mogłyby korzystać wedle potrzeb, to byłoby pewnie akceptowalne. Jeśli jednak to miałaby być centralnie sterowana instytucja, to nie można się na to godzić. Wtedy z naszego punktu widzenia to byłoby niepokojące.

Dlaczego?

Mogłoby to być używane chociażby jako czynnik wpływający na dany kraj. Straż zarządzana na szczeblu unijnym mogłaby działać miękko, albo twardo w zależności od potrzeb politycznych. Sytuacja jest mocno skomplikowana, jej ocena jest zależna od szczegółowych rozwiązań, których jeszcze nie znamy.

Sama dyskusja na ten temat jest dla Polski bezpieczna, czy może lepiej od razu zakwestionować sens powołania takiej instytucji?

W tej sprawie należałoby przeprowadzić pogłębioną analizę. Trzeba opracować strategię. Wydaję się, że jest dla Polski pewne pole do rozmów. Jesteśmy np. zainteresowani stabilizacją na Bałkanach, żeby w Europie nie było kolejnego ogniska zapalnego, którym mogłaby grać Rosja. W tej sytuacji Węgry, Grecja, Słowenia mogłyby potrzebować tego typu wsparcia na swoich południowych granicach. Ten pomysł można by rozważać właśnie w porozumieniu z nimi. A jednocześnie pilnować, by to nie była formacja narzucona, która ma powstać w każdym kraju, a którą zarządzać będzie jakieś unijne centrum. Na takie coś nie możemy się godzić. Zaś już samo rozpoczęcie dyskusji w tej sprawie rodzi możliwość ewolucji tej inicjatywy w stronę dla nas niepożądaną.

Czyli nie warto dyskutować?

Proszę pamiętać, że każda polityka ma swoje koszty i swoje zalety. Pamiętajmy, że brak wsparcia dla krajów południowych UE w sprawie napływu imigrantów również rodzi skutki dla całej Unii. One także mogą nie być w naszym interesie. Sądzę, że nie warto mówić już, że na nic się nie zgadzamy i nie chcemy nawet rozmawiać. To również spowoduje straty. Jednak trzeba walczyć o szczegółowe zapisy. To nie może być rozwiązanie narzucone, jako reguła jaką trzeba przyjąć i godzić się na to, żeby granice były strzeżone przez formację międzynarodową. W tej formule europejska straż graniczna nie powinna powstać.

Rozmawiał Stanisław Żaryn

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych