"Sumliński był tylko zającem, żeby ustrzelić tura, a tym turem jest Antoni Macierewicz". RELACJA z kończącego się procesu

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. Youtube.pl
Fot. Youtube.pl

Wojciech Sumliński stwierdził, że starał się pracować tak, jak potrafił najlepiej, choć nie udało mu się uniknąć błędów. Poprzez opowieść o kulisach swojej pracy dziennikarskiej starał się jednak pokazać Sądowi, że oprócz dziesiątek czy setek spotkań z Aleksandrem L. były też dziesiątki, setki czy tysiące spotkań z innymi osobami, również niebezpiecznymi, których nazwisk nie może tu przywołać. Wszystko to robił po to, aby coś odsłonić, pokazać, coś naprawić.

Pan prokurator chce, żebym teraz został za to skazany? A Aleksander L., który teraz przeszedł na drugą stronę, a w zasadzie od początku pełnił role „konia trojańskiego” w tej historii, zresztą i w wielu innych, jak później czas pokazał - to ma być ten przyzwoity, uczciwy człowiek… Wiem, że mam się zwracać do Wysokiego Sądu, nie do prokuratora, ale w tym jednym, jedynym wypadku zapytam - jak Panu nie wstyd?

— zapytał prokuratora Wojciech Sumliński, choć było to raczej pytanie retoryczne.

Wojciech Sumliński podkreślił, odnosząc się do kwestii motywu, że w okresie, którego dotyczy również akt oskarżenia, prowadził bardzo wiele programów, miał dobrą pracę, bardzo dobrze zarabiał, nawet ponad 20 tys. zł miesięcznie, a Aleksander L. w tym samym czasie, ze względu na problemy rodzinne, miał sytuację pod tym względem tragiczną, co było podnoszone podczas toczącego się procesu. „Pakowanie się” w tej sytuacji w takie sprawy, jak propozycja korupcyjna, uznał za niedorzeczne.

Po przerwie, Wojciech Sumliński przypomniał rozprawę w Pałacu Prezydenckim, gdzie były obecne wszystkie główne stacje telewizyjne, ale żadna z nich nie prowadziła relacji na żywo, poza TV Republika, która zrobiła to za pomocą telefonu komórkowego, ponieważ jej kamer nie dopuszczono na salę. Taka jest, zdaniem Wojciecha Sumlińskiego, właśnie rzeczywistość, o której opowiada. Odniósł się też do dowodów Prokuratury, w postaci opisu jego osoby przez Leszka Tobiasza oraz numerów rejestracyjnych jego samochodu - nawet, gdyby wersja Tobiasza była prawdziwa, to zdaniem Wojciecha Sumlińskiego, nie było żadnego problemu w 2007 r., aby opisać jego wizerunek, ponieważ występował w tym czasie w telewizji, choćby prowadząc program „30 minut”, a jeśli chodzi o ustalenie numerów rejestracyjnych jego samochodu, to zgadza się z opinią mecenas Konstancji Puławskiej w tym temacie.

Wojciech Sumliński odniósł się też do sensu słów prokuratora, że toczący się proces ustalił jego winę - w jego głębokim przekonaniu, a także zapewne w przekonaniu większości osób, które uczestniczyły w tym procesie przychodząc na wszystkie rozprawy, pan prokurator chodził chyba na jakiś inny proces, bowiem ten proces wykazał jego całkowitą niewinność oraz to, że była to zwyczajna kombinacja operacyjna tajnych służb. Kończąc pierwszą część swojego wystąpienia, Wojciech Sumliński poprosił, aby popatrzeć na tę całą sprawę właśnie jako na grę tajnych służb, gdzie nie zawsze wszystko jest widoczne, i postarać się spojrzeć na to również sercem, bo ono nam podpowiada, gdzie jest prawda - a nie tylko rozumem.

W drugiej części swojego wystąpienia Wojciech Sumliński wyraźnie podkreślił, że przyczyną zaistniałych wydarzeń był płk. Leszek Tobiasz - bez tej osoby nie byłoby tej historii. Kluczowym pytaniem jest to, czy była to w takim razie prowokacja, którą przygotował płk. Leszek Tobiasz. Oskarżony dziennikarz wskazał na fakty, które jego zdaniem na to wskazują, przywołując m.in. postać Mariana Cypla, przez którego Leszek Tobiasz próbował nawiązać kontakty z biskupami, a także osobę niechętnego mu dziennikarza Michała Majewskiego, który opisał w swoim artykule, znajdującym się zresztą w aktach sprawy, jak płk. Leszek Tobiasz próbował wciągnąć inne osoby w działania korupcyjne, mające polegać na organizowaniu pieniędzy od biznesmenów i firm, aby nie pojawiły się w Aneksie do Raportu z likwidacji WSI. Świadczy o tym również to, że płk. Leszek Tobiasz, na samym początku tej historii, nagrywając pierwszą kasetę, sam mówi - „to jest prowokacja”.

Wojciech Sumliński przywołał też werdykty Sądów w procesach Pani Pazury czy Pani Sawickiej, gdzie Sąd Apelacyjny stwierdził, że „demokratyczne państwo ze swej istoty wyklucza testowanie uczciwości obywateli czy dokonywanej wyrywkowo na chybił-trafił kontroli tej uczciwości, przy użyciu w tym celu tajnych i podstępnych metod. Postępowanie takie jest cechą i praktyką państwa totalitarnego”, a Sąd Najwyższy że „nie może być takiej sytuacji, że kreuje się przestępstwa na zasadzie, że się prowokuje do ich popełnienia”. Wedle tych werdyktów, do takich prowokacji nie mogą się posuwać nawet tajne służby, nie mówiąc już o Leszku Tobiaszu, którego działania były w takim razie albo wielkim nadużyciem, albo przestępstwem.

Oskarżony dziennikarz powrócił także do kwestii wiarygodności płk. Leszka Tobiasza, która wg niego, w odróżnieniu od stanowiska Prokuratury, ma bardzo duże znaczenie dla tej sprawy. Przywołał przykłady z pracy policji, która w przypadku danego rodzaju przestępstwa, zawsze najpierw sprawdza kartoteki osób, które już były notowane za popełnienie takich przestępstw. Zdaniem dziennikarza, to, co robimy w życiu pokazuje, kim jesteśmy, a płk. Leszek Tobiasz całe swoje życie zajmował się właśnie niszczeniem ludzi, ich szantażowaniem czy prowadzącymi do takich sytuacji kombinacjami operacyjnymi. Wojciech Sumliński zauważył, że on zajmował się w swoim życiu zupełnie czymś innym - m.in. pokazywaniem zła.

Odnosząc się do osoby Aleksandra L., Wojciech Sumliński przypomniał, że wykazał już wcześniej jego kłamstwa, poprzez zadanie mu podczas procesu pytań dotyczących jego (Aleksandra L.) rozmów z dziennikarzem Przemkiem Wojciechowskim, który to dziennikarz podjął swojego rodzaju grę z Aleksandrem L., gdy ten zaoferował mu jakieś informacje mówiące o tym, że Antoni Macierewicz jest rosyjskim agentem. Zdaniem Wojciecha Sumlińskiego, w rezultacie analizy odpowiedzi Aleksandra L. na te jego pytania, gdy Aleksander L. przyznał się, że już od jesieni 2007 r. wiedział, że Prokuratura prowadzi przeciwko niemu postępowanie, a nie, jak wcześniej twierdził, dowiedział się od tym właśnie od Sumlińskiego, można wysnuć wniosek, że wszystko zaczęło się od płk. Leszka Tobiasza, który szukał ofiary i ofiarą taką stał się właśnie Aleksander L., ponieważ miał w tamtym czasie problemy, również finansowe. Kiedy płk. Tobiasz nagrał Aleksandra L. i mu to przedstawił, ten, nie widząc innego wyjścia, zaczął dla niego pracować. Aleksander L. kontaktował się również z Anną Marszałek, której oferował możliwość dostępu do Aneksu. Biorąc pod uwagę różne działania Aleksandra L., które zintensyfikowały się na początku 2008 r. i zakładając jego wiedzę o prowadzeniu przez Prokuraturę przeciwko niemu postępowania, a jednocześnie dalsze utrzymywanie bliskich kontaktów z płk. Leszkiem Tobiaszem, który na niego doniósł, wniosek taki, zdaniem Wojciecha Sumlińskiego, jest prawidłowy - Aleksander L. Był wzięty przez płk. Leszka Tobiasza na smycz i prowadzony jak pies. Wojciech Sumliński dodał, że właśnie wtedy Aleksander L., wytwarzając wobec jego osoby różne sytuacje, najprawdopodobniej rozpoczął z nim grę, której rezultatem było oskarżenie dziennikarza o korupcję. Wojciech Sumliński zwrócił również uwagę, że obaj oficerowie dotarli prawie w tym samym czasie, ale na różne sposoby, do Bronisława Komorowskiego, który „wyraził zainteresowanie” uzyskaniem dostępu do Aneksu.

Jeżeli druga osoba w państwie mówi, na propozycję zdobycia w sposób nielegalny najbardziej tajnego dokumentu w Polsce, mówi - „wyraziłem zainteresowanie” - czym? - zdobyciem w sposób nielegalny, sprzeczny z prawem, najbardziej tajnego dokumentu w Polsce - no to co jest, jeśli nie przestępstwo - no to co to jest?

— zapytał retorycznie Wojciech Sumliński.

Następnie oskarżony dziennikarz przypomniał datę swojego zatrzymania, 13 maja 2008 r., oraz fakt, że Sąd pierwszej instancji nie zdecydował się na areszt. Po zatrzymaniu dziennikarza Leszek Tobiasz dzwonił do Szuma oraz innych osób, próbując wywrzeć na nich presję, aby zeznawali przeciwko Wojciechowi Sumlińskiemu. Szum dzwonił w tej sprawie do dziennikarza - ponieważ telefon Wojciecha Sumlińskiego był w tamtym czasie podsłuchiwany przez ABW, nagranie to powinno być w aktach sprawy, ale oskarżony dziennikarz wyraził wątpliwość, czy rzeczywiście się tam znajduje, biorąc pod uwagę działania, jakie ABW prowadziła w tej sprawie.

Wojciech Sumliński powiedział, że zgadza się z opinią mecenasa Puławskiego - to nie on był zwierzyną, na którą prowadzono polowanie. Nie sądził też, że zdarzy się coś takiego, że na procesie jako świadek wystąpi Tomasz Budzyński, tym bardziej, że w swoim nieszczęsnym liście, napisanym siedem lat temu, napisał o parę zdań za dużo i Tomaszowi Budzyńskiemu jego firma, ABW, zgotowała za to piekło. Dziennikarz starał się też wykazać, na postawie analizy działań prowadzonych w tamtym czasie przez Aleksandra L. wobec jego osoby, że gdyby wiedział o prowadzonym przez Prokuraturę postępowaniu, zachowywałby się wobec Aleksandra L. zupełnie inaczej, zerwałby z nim kontakt, a już na pewno nie pozwolił na to, aby Aleksander L. wysyłał mu na konto jakieś pieniądze, bo nie ma w tym żadnej logiki ani zdrowego rozsądku. Jego zdaniem potwierdza to, że tylko jeden z nich wiedział o prowadzonym przez Prokuraturę śledztwie i człowiekiem tym był Aleksander L. Dopiero po artykule w „Dzienniku” na początku maja 2008 r. Wojciech Sumliński zaczął się czegoś domyślać i urwał swoje kontakty z Aleksandrem L. Wracając jeszcze do zeznań Tomasza Budzyńskiego, Wojciech Sumliński stwierdził, że będzie wnioskował do Prokuratury, może nie od razu, ale za kilka miesięcy, kiedy do Prokuratury przyjdą ludzie, którzy rzeczywiście zajmą się łapaniem przestępców, aby zajęła się tymi zeznaniami, bo nie można tego tak zostawić, a szczególnie roli, jaką odgrywał w tej sprawie wiceszef ABW, Jacek Mąka.

Zdaniem Wojciecha Sumlińskiego, nie jest to historia zero-jedynkowa, czarno-biała. Dziennikarz przyznał, że cały czas żyje tą sprawą - a nawet, jak jest w domu, to tak naprawdę go tam nie ma, a jego rodzina przeszła w związku z tą sprawą bardzo ciężkie chwile.

Szkoda, że Pan prokurator nie zobaczył, co Prokuratura zrobiła z życiem moim, mojej żony i moich dzieci

— powiedział oskarżony dziennikarz.

Wojciech Sumliński powiedział także, że próbowano na niego znaleźć również inne zarzuty, m.in. defraudacji pieniędzy podczas produkcji przez niego programów telewizyjnych, a także prowadzono akcję oczerniania jego osoby wobec jego znajomych i przyjaciół, poprzez rozsyłanie do nich za pomocą maili i listów kłamliwych informacji na jego temat. Wojciech Sumliński wyraził również swoje rozczarowanie, że nie mógł wykazać kłamstw płk. Leszka Tobiasza podczas jego przesłuchania przed Sądem, co utrudniło mu w znaczny sposób obronę. Powiedział także, że dostaje wiele listów od ludzi z wyrazami otuchy i poparcia, a wielu z tych ludzi uważa, że ta sprawa, która toczy się przed Sądem, jest w pewnym sensie również ich sprawą.

W swoich końcowych słowach Wojciech Sumliński stwierdził, że Sąd zrobi tak, jak będzie mu dyktowało sumienie i ocena materiału dowodowego, natomiast on prosi Sąd, aby wydał sprawiedliwy wyrok.

Po wystąpieniu Wojciecha Sumlińskiego o głos poprosił jeszcze Aleksander L., który oświadczył, że jego zeznania w Prokuraturze i przed Sądem polegają na prawdzie, i jest zdumiony kolejnym obrażaniem go przed Sądem przez Wojciecha Sumlińskiego - jest to niechrześcijańskie i nieludzkie, bo to nie tak było, jak przedstawia to Wojciech Sumliński.

Na tym wystąpienia stron zostały zakończone. Sąd postanowił, że ogłoszenie wyroku nastąpi w dn. 16 grudnia 2015 r. o godz. 12:00 w sali 24 Sądu Rejonowego dla Warszawa Wola, ul. Kocjana 3.

Na rozprawie było kilkanaście osób publiczności. Restrację audio-video za zgodą Sądu i stron prowadzili: Pan Grzegorz Kutermankiewicz z Solidarni2010/KSD, Pan Janusz Gajewski z KSD, Pan Krzysztof Karnkowski z SDP oraz ekipa TV Republika. Na sali był również obecny obserwator z ramienia CMWP SDP, Pan Piotr Wolniewicz. Po wystąpieniach Pani mecenas Konstancji Puławskiej, Pana mecenasa Waldemara Puławskiego oraz Wojciecha Sumlińskiego, obecna na sali publiczność zareagowała brawami.

Proszę Szanownych Czytelników tej relacji, aby w ewentualnych komentarzach posługiwać się imieniem i inicjałem nazwiska, współoskarżonego w tym procesie wraz z dziennikarzem Wojciechem Sumlińskim, byłego wysokiego oficera kontrwywiadu PRL, Aleksandra L., ponieważ nie wyraził on zgody na podawanie w relacjach z procesu swoich danych osobowych ani na publikowanie swojego wizerunku.

relację przygotował bloger ander


Najnowsza książka Wojciecha Sumlińskiego: „Czego nie powie Masa o polskiej mafii”.

Lektura dla ludzi myślących odważnie, trzeźwo i niezależnie! Pozycja w ciągłej sprzedaży „wSklepiku.pl”. Polecamy!

« poprzednia strona
1234

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych