Sobota i niedziela mają być dniem demonstracji. Czego? Skrajnego braku odpowiedzialności, rozniecania emocji, bezgranicznej głupoty po prostu!
To, że w przygotowywane manifestacje zaangażowani są politycy - ich sprawa, i ich partii. Wielu de facto z polityką nie miało i nie ma nic wspólnego, choć wydaje im się, że są politykami, że wystarczy wysiąść z tramwaju i prawem kaduka, pardon, ordynacji wyborczej, wejść do Sejmu, stanąć przy mównicy, powrzeszczeć, rzucić parę inwektyw (jeśli w ogóle wiedzą, co to słowo znaczy), powymachiwać, pogrozić, popluć… - i to już jest uprawianie polityki. Ich sprawa, nie moje małpy, nie mój cyrk. Ale fakt, że w tym cyrku uczestniczą dziennikarze, którzy też czują się politykami, uskrzydlają ich, a nawet inicjują i występują w roli współorganizatorów ulicznych konfrontacji, wręcz mnie przeraża. Bo są to moi koledzy po fachu i takimi pozostaną, choć prezentujemy odmienne poglądy, używając niekiedy wobec siebie może zbyt ostrych słów.
Pytam zatem wprost kolegę Adama Michnika, redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, w której usłużny, funkcyjny realizator propagandowej linii z czasów komuny w TVP, później naczelny postkomunistycznej „Trybuny” Janusz Rolicki wywodzi o „obronie demokracji przed zakusami PiS nie tylko w Sejmie” i o „Majdanie na horyzoncie”, podobnie jak ćwierkający na Twitterze o kijowskim wzorcu redaktor naczelny „Newsweeka” Tomasz Lis, i inni, którzy nie potrafią pogodzić się z demokratycznym wyborem Polaków: Panowie, czy wyście powariowali? Dokąd nas zaprowadzi to szaleństwo nienawiści do PiS i dzielenie Polaków?
Demokracja może nie jest najlepszym systemem, gdyż bywa, że niemała część społeczeństwa życzyłaby sobie kogoś innego u steru władzy, nikt jednak czegoś lepszego od demokracji nie wymyślił. Organizowanie masówek niby w obronie demokracji przeciw demokratycznie wybranemu rządowi jest nie tylko brakiem poszanowania dla tejże, jest zwykłym warcholstwem, jest polityczną obsesją.
Oto przy aktywnym udziale niektórych, żądnych igrzysk - eufemistycznie mówiąc - mediów, zjednoczeni przegrani wychodzą na ulice. Co więcej, ci, których obywatele zepchnęli do ław opozycji, wychodzą na ulice z hasłem: „Obywatele dla demokracji”… PO, PSL, Nowoczesna i Zjednoczona Lewica - ramię w ramię na al. Szucha, w ramach kolejnego happeningu przygotowanego przez… Komitet Obrony Demokracji. Ten sam „wielki” komitet, którego pierwsze akcje przyciągnęły mniej ludzi niż liczba tych, którzy w ramach inicjatywy „Zerwijmy łańcuchy” przykuli się do bud w 50 miastach Polski.
KOD i opozycja liczą na to, że z czasem przyciągną więcej zainteresowanych wysadzeniem w powietrze rządu PiS, któremu polskie społeczeństwo powierzyło władzę (tak właśnie, nie część obywateli, lecz polskie społeczeństwo, bo tak należy odbierać i traktować rezultat demokratycznych wyborów), i zajmą jego miejsce. Nie głosowałem na Bronisława Komorowskiego, ale był prezydentem mojego kraju, więc także moim, również wtedy, gdy komentowałem, że „mamy buraka za prezydenta”… Premier Ewa Kopacz, która notabene nie została wyłoniona w wyborach i objęła tę funkcję dzięki jednoosobowej, autorytarnej decyzji jej poprzednika Donalda Tuska, też nie była z mojej bajki, ale stała na czele polskiego, czyli mojego rządu i w tej roli była przeze mnie oceniana. Tej samej ocenie będzie podlegał prezydent Andrzej Duda i rząd Beaty Szydło. Nie powstrzymam się przed krytykowaniem prezesa PiS, ekspremiera Jarosława Kaczyńskiego, jak choćby za poinformowanie podczas „miesięcznicy” o „woli prezydenta” w sprawie tablicy przed pałacem, upamiętniającej ofiary smoleńskiej tragedii; o tym powinien powiedzieć sam Andrzej Duda. Nigdy jednak, ani w kontekście czterech lat reformatorskiego nieróbstwa i kolejnych czterech afero-, i skandalotwórczego rządu Tuska, a na koniec nieudolności Kopacz (przez to właśnie PO straciła władzę), nie przyszłoby mi do głowy nawoływanie do urządzenia Majdanu w Warszawie!
W reakcji na przemarsz KOD i politycznych przystawek z opozycji pod pałac prezydencki, PiS zwołuje kolejny, piąty Marsz Wolności i Solidarności, z okazji 34. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Osobiście wolałbym zamiast obchodów wyprowadzenia wojska na ulice w obronie władzy tzw. „ludowej”, świętować jej obalenie. Fakt, co do tego ostatniego datę ustalić trudno, byli komuniści zdołali przejść suchą stopą do rozdziału wolnej Polski, a nawet po paru latach zostali wybrani do władz państwowych przez wolny lud, w demokratycznych wyborach, na najwyższe urzędy premiera i prezydenta. Jak twierdzą organizatorzy tegorocznego Marszu Wolności, ma on być wyrazem poparcia dla rządu Beaty Szydło i prezydenta Andrzeja Dudy:
Odpowiedzią na potrzebę wyborców, którzy czują się wręcz maltretowani przekazem medialnym, narracją, że rzekomo demokracja jest zagrożona, że zagrożony jest ład konstytucyjny w naszym państwie, tylko z tego powodu, że na 15 sędziów Trybunału Konstytucyjnego nie będzie 15 ze wskazania PO
— uzasadnił wicemarszałek Sejmu Joachim Brudziński.
W odpowiedzi na tę odpowiedź przeciwnicy PiS wzywają do pikiety pod domem Jarosława Kaczyńskiego, co można traktować już tylko w kategoriach obłędu. W samej Warszawie marszów i zgromadzeń za i przeciw podczas tego weekendu będzie bodaj kilkanaście. O prowokacje w tłumie i eskalację emocji nietrudno, czego namiastkę przeżył młody, „ambitny” reporter TVN przed pałacem prezydenckim… Czy o to chodzi?
Więc jeszcze raz pytam zaangażowanych kolegów dziennikarzy: dokąd nas zaprowadzi to szaleństwo dzielenia polskiego społeczeństwa?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/274843-pytam-wprost-kolegow-z-gazety-wyborczej-newsweeka-i-innych-dokad-nas-zaprowadzi-to-szalenstwo-dzielenia-polskiego-spoleczenstwa