Rząd Merkel nie atakuje rządu PiS, bo robią to za niego niemieckie media i użyteczni idioci w Polsce

PAP/EPA
PAP/EPA

Niemieckie media, a przede wszystkim ukryci zwykle w cieniu niemieccy politycy nauczyli się, że ktoś rządzący w Polsce czy wywodzący się z obozu władzy powinien stać przed nimi na łapkach oraz aportować.

Nie są oczywiście na tyle głupi, żeby od rządzących wywodzących się z PiS oczekiwać tego samego, ale chcą ich zmusić do maksymalnej uległości atakując bez umiaru poprzez media. Liczą na to, że niektórzy zmiękną i dla świętego spokoju zaczną się zachowywać konformistycznie, czyli jeśli nawet nie ulegle, to strachliwie. Ten atak jest dlatego tak silny na początku, żeby słabo zorientowanych w strategiach niemieckiej polityki i mediów mocno przestraszyć, a u tych zorientowanych zasiać zwątpienie. I w tych atakach niepoślednią rolę odgrywają polscy współpracownicy niemieckich mediów oraz beneficjanci niemieckich fundacji i programów oraz użyteczni idioci z działających w Polsce mediów.

Im więcej takich ochotników i użytecznych idiotów, tym niemieckie media mają mniej pracy, bo tylko rozwijają ich ataki i podpuszczają do kolejnych. A potem to wszystko opisują jako coś, co dzieje się w Polsce, a oni tylko przedstawiają to niemieckiej opinii publicznej i wyciągają wnioski ze względu na niemieckie oraz europejskie interesy.

Niemieccy politycy są powściągliwi i ostrożni wobec nowego polskiego prezydenta i rządu, bo sami nie muszą się wychylać, narażać i wygłupiać. I dobrze wiedzą, że Polska jest zbyt ważna dla ich gospodarki oraz rynku pracy, żeby zadzierać z jej władzami, kimkolwiek politycznie one są. I Polska jest zbyt ważna, jeśli chodzi o politykę zagraniczną oraz układ sił w Unii Europejskiej. Ale wszelkie ataki i tresura są im oczywiście bardzo na rękę. Nowe władze RP powinny to rozumieć i grać z Niemcami w taką samą grę. Nie ma żadnego powodu, żeby na poziomie rządów czy parlamentów toczyć niepotrzebne wojny. Trzeba jednak Niemcom jasno dać do zrozumienia, że nie powrotu do czasów Tuska, Komorowskiego, Kopacz i Sikorskiego, gdy Polska nie prowadziła wobec Niemiec żadnej suwerennej polityki. Niemieckie media robią wielki jazgot, ale politycy w Berlinie świetnie wiedzą, że tego ostrzału Polski pod rządami PiS nie można prowadzić bez końca. I naprawdę są w stanie wpłynąć na swoje media i ich sposób opisywania polskich spraw. Warszawa musi tylko zachować spokój i konsekwencję. Także w stosunku do takich postaci jak Martin Schulz, bo on jest tylko wykorzystywany i namawiany do przejaskrawiania i „przeginania” pewnych spraw, żeby przez to zmiękczać polską stronę, i żeby na jego tle rząd w Berlinie uchodził za umiarkowany, rozsądny i opanowany.

Najgorzej w tym wszystkim wypadają opozycyjni obecnie polscy politycy i wciąż mainstreamowe media. Bo nawet nie potrzebują bardzo mocnej zachęty, żeby robić to, co dla Niemców jest bardzo wygodne i użyteczne, a często tak podłe, iż sami nie chcą tego robić. Konia z rzędem temu, kto po niemieckiej stronie znajdzie odpowiedników tych polskich polityków, dziennikarzy czy naukowców, którzy pełniliby podobne funkcje już nie w stosunku do Polski, ale np. Francji czy Stanów Zjednoczonych. To po prostu niemożliwe, i to nie tylko z powodu lojalności wobec własnego państwa, ale także np. poczucia zwykłej przyzwoitości. W Polsce szmacenie się sporej grupy i wysługiwanie obcym uchodzi za normalne, choć jest czystą patologią.

« poprzednia strona
12

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.