Likwidator Jacek Michałowski. To w jego rękach znajdowały się sprawy, które tak poruszyły opinię publiczną

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. YouTube
Fot. YouTube

To, że po drugiej turze majowych wyborów zdewaluowała się prezydentura Bronisława Komorowskiego, nie znaczy, że ekspres do kawy kupiony rok wcześniej, za który Kancelaria zapłaciła kilka tysięcy zł., pod koniec maja 2015 stał się nagle warty ledwie kilkadziesiąt zł. A to próbuje nam wmówić Jacek Michałowski, były szef Kancelarii prezydenta Komorowskiego.

Pięć lat wiernego służenia Bronisławowi Komorowskiemu zrobiło swoje. Dwa filary jego Kancelarii Prezydenta – jeden występujący w roli medialnej osłony, drugi jako administracyjny wykonawca decyzji prezydenta – prof. Tomasz Nałęcz i Jacek Michałowski – dokonują dziś ekwilibrystycznych sztuczek, aby były prezydent wyszedł jako tako z twarzą ze skandalicznych kroków, jakie popełnił w ostatnich miesiącach i tygodniach swojego urzędowania. Z pośród kilku ruchów świadczących o cynizmie i pysze byłego prezydenta, najbardziej niewiarygodna jest sprawa rozszabrowania mienia, znajdującego się w willi prezydenckiej w podwarszawskim Klarysewie. Ale przecież decyzji, pozostawiających po swoim urzędowaniu jak najgorsze świadectwo, jest też kilka innych. Wystarczy przytoczyć w pełni świadomy sabotaż wobec swego następcy, polegający na pozostawieniu mu pustej kasy, mimo, że do końca roku budżetowego zostało pięć miesięcy. Opróżnienie kasy nie sprawiało Komorowskiemu trudności. Hojność odchodzącego prezydenta w przyznawaniu wielkości odpraw, była wprost proporcjonalna do jego niechęci „do fali nienawiści”, jaka wymiotła go z Belwederu.

Z pewnością do historii prezydentur w III RP przejdzie sprawa ogołocenia willi w Klarysewie. Dla wyjaśnienia tym, którzy po raz pierwszy słyszą o sprawie, powiem, że przykrą tą i kompromitującą rzecz ujawnił publicznie nasz tygodnik „wSieci”, w oparciu o informacje zaczerpnięte z audytu, przeprowadzonego przez administrację Kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy.

Naczelny obrońca dobrego imienia prezydenta Komorowskiego prof. Nałęcz przywykły do stosowania głównie broni ideologicznej, tym razem zdecydował się przygotować medialny koktajl – nieco polityki zmieszanej z nauką o owadach. W olbrzymim uproszczeniu, które jednak nie traci nic z siły argumentacji, prof. Nałęcz głosi tezę, że ukrytą przyczyną brutalnego ataku, czyli „opluskwiania” (czynność przy użyciu owada, żywiącego się krwią zwierząt ciepłokrwistych, w tym ludzką), którego obiektem stał się prezydent Komorowski, jest to, że jego - prof. Nałęcza – pryncypał staje na czele powszechnego buntu przeciwko władzy PiS. Rozgłaszanie faktu spustoszenia Klarysewa, poprzez zniszczenie znajdującego się tam mienia ruchomego, jest aktem „wyprzedzającego odwetu” na prezydencie Komorowskim, jako groźnym przeciwniku, który chce rozpalić zarzewie rebelii. Mnie to się nawet ta teoria podoba. Ma swoją głębię. I sprawia, że odstawiony na boczny tor były prezydent ma szanse wrócić na scenę polityczną jako heros. Już choćby po to warto było ograbić Klarysew. Przepraszam – zutylizować.

12
następna strona »

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych