Okiem francuskiego think tanku. Huyghe: "Ci, którzy szli na mecz, na koncert albo po prostu napić się kawy, są dla terrorystów przedstawicielami zła"

Ci, którzy szli na mecz, na koncert albo po prostu napić się kawy i miło spędzić czas, są dla terrorystów przedstawicielami zła

— mówi w rozmowie z dziennikiem „Polska The Times” Francois-Bernard Huyghe z paryskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych.

Z oceny działań zamachowców - zdaniem Huyghego - wyłania się obraz bardzo mocno uporządkowany.

Paryż jest w ich mniemaniu stolicą rozpusty. Grzeszników trzeba się więc pozbyć - to jasno wynika z komunikatu, który bojownicy zamieścili już po atakach

— czytamy.

Jak dodaje, perspektywa działań dżihadystów jest podwójna.

W perspektywie długofalowej dżihadyści chcieliby oczywiście zaprowadzić swój porządek tam, gdzie się da. Taki globalny kalifat. Natomiast w krótszej perspektywie, taktycznej, wydaje się, że chodzi o to, aby przenieść ciężar zainteresowania tego, co się dzieje w Syrii

— ocenia Huyghe.

Jak mówi francuski ekspert, piątkowe ataki należy interpretować w porównaniu z tym, co stało się kilka miesięcy temu.

Ja bym to nazwał nawet operacją paramilitarną. Mieliśmy już w tym roku różne ataki - a to ktoś z nożem atakował żołnierza, a to w pociągu został obezwładniony napastnik, który nie za dobrze sobie poradził, nawet bracia Kouachi, dokonując masakry w „Charlie Hebdo”, strzelali trochę na oślep. W tym wypadku stopień wyszkolenia wydaje się dużo lepszy

— zaznacza Hughe.

I dodaje:

Sytuacja międzynarodowa to jedno, ale konieczna jest też refleksja na temat tego, dlaczego tysiące młodych ludzi dają się uwieść do tego stopnia, że potrafią znienawidzić system, w którym się wychowali. Co więcej, są gotowi za tu umrzeć. To wymaga również zastanowienia się nad naszym modelem

— czytamy.

lw, Polska The Times