Zamachy w Paryżu. To jest otwarta wojna. Wojna tutaj, u nas, na naszym kontynencie, nie na Bliskim Wschodzie

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. PAP/EPA/CHRISTOPHE PETIT TESSON
Fot. PAP/EPA/CHRISTOPHE PETIT TESSON

Z paryskich zamachów płynie kilka wniosków i postulatów.

Po pierwsze – polski rząd oraz rządy innych krajów, zwłaszcza Europy Środkowej, dostały właśnie do ręki potężny argument na rzecz weryfikacji narzucanej zwłaszcza przez Niemcy polityki otwartych drzwi do Europy (i tak już mocno zweryfikowanej po początkowym entuzjazmie). Ba, może to być nawet argument na rzecz zmiany wcześniejszych ustaleń, dotyczących przyjmowania „uchodźców”, z powołaniem się na klauzulę rebus sic stantibus. Bo zamachy istotnie zmieniają okoliczności. W jaki sposób?

Po drugie – w taki, że jeżeli z ochroną Francji nie radzą sobie służby francuskie, mające ogromne doświadczenie w pracy z radykalnym islamem, to jak mają sobie poradzić służby polskie, będące w stanie degrengolady, czy służby krajów, do których masowo przybywają imigranci? Skąd mamy mieć pewność, że w mitycznych hot-spotach służby specjalne będą w stanie przeprowadzić naprawdę głębokie i wiarygodne sprawdzenie przybywających do Europy, skoro już wiadomo, że dotychczas na fali kryzysu znalazły się w niej setki tysięcy ludzi, których absolutnie nikt nie sprawdził? Pożyteczni idioci z lewicy będą znów powtarzać, że to żadna różnica, skoro zamachów mogą dokonać muzułmanie już będący w Europie i dysponujący schengeńskimi paszportami. Pierwszym kontrargumentem jest pytanie: czy jeśli się wie, że ma się już w domu jednego bandytę, to oznacza, że nie należy bronić wstępu kolejnym? Im więcej przybywa na nasz kontynent imigrantów, tym łatwiej w masie ukryć fanatyków – to całkiem oczywiste. Im jest więcej przybyszów, tym łatwiej dokonywać wśród nich rekrutacji. I wreszcie – im jest ich więcej, tym łatwiej wywołać napięcie pomiędzy nimi – nawet tymi niefanatycznymi i niedokonującymi zamachów – a rdzennymi Europejczykami.

Po trzecie – Francja zamknęła granice. Być może całkowicie nie otworzy ich już nigdy. W obliczu terrorystycznego zagrożenia jest całkiem jasne, że system schengeński w dotychczasowej postaci się kończy. I niech się kończy. Nie może być celem sam w sobie. Pożegnanie się z nim nie jest wysoką ceną za zapewnienie bezpieczeństwa Europejczykom.

Po czwarte – ledwie kilka dni temu David Cameron napisał list do przewodniczącego Rady Europejskiej, stawiając warunki, pod którymi Wielka Brytania gotowa jest pozostać w UE. To przygotowanie do przyszłorocznego referendum w sprawie dalszej przynależności Albionu do wspólnoty. Za sprawą paryskich zamachów Brexit stał się bardziej prawdopodobny, dając mocny argument do ręki frakcji eurosceptycznych torysów oraz UKIP-owi.

Po piąte – jest oczywiste, że celem fanatyków jest wywołanie konfliktu pomiędzy muzułmanami, mieszkającymi w Europie, a jej rdzennymi mieszkańcami. Dlatego trzeba unikać stosowania odpowiedzialności zbiorowej. Zarazem jednak nie wolno dłużej unikać stwierdzenia podstawowego faktu: że źródłem problemów jest odmienność kulturowa, a pożywką dla fanatyków jest islam w jednej ze swoich, wcale nie najmniej popularnych, postaci. Werbalne potępienie zamachów przez francuską Radę Kultu Muzułmańskiego ma pewne znaczenie, lecz nie zapominajmy, że islam jest religią skrajnie zdecentralizowaną, a organizacje takie jak rada nie mają żadnej mocy regulacyjnej wobec radykalnych imamów, którzy mogą głosić pochwałę fanatyzmu tuż pod jej nosem. Nawet jeśli wciąż większość żyjących w Europie muzułmanów odcina się od takich aktów (czego w obecnej chwili trudno być pewnym), to w najlepszym przypadku pozostają bierni. Czy gdziekolwiek odbył się masowy muzułmański protest przeciwko islamskiemu terroryzmowi? Czy wiadomo, aby jakakolwiek grupa europejskich muzułmanów efektywnie współdziałała ze służbami na rzecz ujawniania dżihadystów? Nie.

Po szóste – siła islamskich fanatyków leży w tym, że Europa jest słaba i bezbronna. Zarówno w przenośni, jak i dosłownie. Pod tym względem symboliczna była sytuacja z sierpnia, gdy w superszybkim pociągu Thalys relacji Amsterdam-Paryż uzbrojony zamachowiec zamierzał dokonać masakry. Jedynymi osobami, które wówczas zareagowały i którym udało się obezwładnić fanatyka byli… Amerykanie, w tym dwaj żołnierze na przepustce.

Europa, zwłaszcza zachodnia, jest dziś słaba i bezbronna – i pod względem wartości (o czym już wielokrotnie pisałem), i środków technicznych. Forsowana od dawna przez europejską lewicę polityka rozbrajania obywateli sprawia, że terroryści mają zapewnioną swobodę działania. Prawdopodobieństwo, że wśród ich ofiar znajdzie się ktoś uzbrojony i umiejący się bronią posługiwać, kto sięgnie po pistolet i położy mordercę trupem nim ten zdąży dokonać zbrodni, jest minimalne. Dlatego paryska masakra jest potężnym argumentem na rzecz odwrócenia tej samobójczej strategii. Dotyczy to także Polski. Nowa władza powinna podejść z otwartą głową do problemu posiadania broni przez obywateli, zobiektywizować kryteria przyznawania pozwoleń i zgodzić się, że każdy sprawdzony i prześwietlony należycie obywatel ma mieć prawo posiadania broni bez żadnych dodatkowych uzasadnień i policyjnej uznaniowości, jak to ma dzisiaj miejsce.

Po siódme – na naszych oczach całkowitą klęskę ponoszą oderwane od życia pomysły, sprowadzające się do podkładania szyi pod nóż, głoszone przez oszalałą lewicę, reprezentowaną dziś w Polsce przez neomarksistowską partię Razem. Instynkt ochrony własnego życia jest jednak wciąż na tyle silny, że większość Europejczyków na widok kolejnych manifestów kawiarnianych specjalistów od otwierania drzwi wszystkim najwyżej popuka się w czoło.

Po ósme – bardzo możliwe, że paryskie zamachy przypieczętowały polityczny los Angeli Merkel. Gdyby wskazywać winnych obecnej sytuacji, kanclerz Niemiec z jej absurdalnym i oderwanym od rzeczywistości naciskiem na ochocze przyjmowanie imigrantów byłaby na jednym z pierwszych miejsc. Zaś bunt wobec jej polityki w samych Niemczech narasta.

Po dziewiąte – ABW wydała standardowy komunikat, że Polsce nic nie grozi. Czy mamy traktować poważnie zapewnienia służby, która – wraz z innymi – była przez ostatnie lata zaangażowana głównie w polityczne gierki z innymi służbami? Po Paryżu tym pilniejsze i poważniejsze zadania stają przed nowymi szefami służb, zwłaszcza ABW właśnie, oraz Mariuszem Kamińskim – koordynatorem ds. służb.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych