Właśnie Jarosław Gowin. Uważam, że wniósł wiele do styku uprawiania polityki przez prawicę. Awans na wicepremiera jest więc w pełni zasłużony, to wyraz uznania dla koalicjanta, często traktowanego, zwłaszcza przy układaniu list cokolwiek „z buta”. A jednak – z całą sympatią osobistą - nie jestem nadmiernym entuzjastą powierzania akurat jemu resortu nauki i szkolnictwa wyższego.
Ta kandydatura wzbudziła panikę w środowiskach naukowych zbuntowanych przeciw polityce obecnego rządu. I nie jest to panika środowisk ideologicznie zorientowanych na III RP. Chodzi o obawy, czy PiS będzie się wywiązywał ze swoich obietnic.
Zmiana systemu finansowania nauki, tak aby chronić uczelnie w mniejszych miastach, a w ich ramach chronić kierunki humanistyczne, wymaga kogoś, kto wierzy w koordynacyjną rolę państwa w tej mierze. Wypowiedzi Gowina, oczywiście dawniejsze, każą w to wątpić. A wspólnota narodowa powinna na swoją naukę chuchać i dmuchać. Nie tylko na tą służącą rozwojowi ekonomicznemu, ale i tą ważną dla ducha narodu.
Jest wreszcie kandydatura, co do której mam idealnie mieszane uczucia, a była przedmiotem ostrej kontrowersji na samej prawicy. Chodzi o Mateusza Morawieckiego. Wiele środowisk boi się oszczędzania interesów lobby bankowego, którymi trzeba mocno potrząsnąć. W normalnej demokracji można człowieka z rynku wynająć na jakiś resort, ale czy koordynatorem gospodarczej polityki nie powinien być ktoś bardziej miarodajny? Ktoś, kto poczuje się związany obietnicami wyborczymi partii obiecującej choćby reindustrializację.
A zarazem mamy poczucie, że do normalności nam daleko. Ławka ekspertów ekonomicznych mieszczących się w samym PiS jest bardzo krótka. Wiadomo, że Morawiecki pracując w banku od lat pomagał Kaczyńskiego w pisaniu programów korekty dotychczasowej polityki. Może był po trosze Wallenrodem? Na ile był, pokaże dopiero praktyka. Mnie osobiście cieszy ta kandydatura jako sygnał braku szaleństw i uwzględniania rachunku ekonomicznego. Zawsze powtarzam, że Kaczyński jest tu znacznie bardziej umiarkowany niż świadczyłaby o tym jego wyborcza retoryka. Ale rozumiem, że niektórych to boli albo peszy. I przypominam: program każdej formacji jest jednak realizowany zawsze tylko w części, a jego poszczególne elementy stają się od razu przedmiotem kompromisów.
Ale warto będzie temu wicepremierowi i szefowi superresortu patrzeć uważnie na ręce. Czy okaże się równie odważni jak architekci narodowej polityki społeczno-gospodarczej Orbana. Może tak, może nie. W sumie nie powalił mnie ten rząd na kolana, ale prezentuje się solidnie i poważnie. A o powagę przecież apelowaliśmy. O jej brak obwinialiśmy inne formacje.
Tym co mnie za to najbardziej niepokoi nie jest ten czy inny minister, a widoczny cały czas stan swoistej dwuwładzy. Rozumiem, że to Kaczyński jest architektem całej tej polityki, że uznawanie jego pozycji jest naturalne. Ale to właśnie będzie wydłużało i komplikowało proces podejmowania decyzji.
Różni ministrowie będą się orientowali albo na Kancelarię Premiera albo na Nowogrodzką. I pewnie obecna pani premier w końcu odejdzie. Ale system zderzaków generuje stratę czasu i energii. A oczekiwanie na zmiany jest spore.
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
Właśnie Jarosław Gowin. Uważam, że wniósł wiele do styku uprawiania polityki przez prawicę. Awans na wicepremiera jest więc w pełni zasłużony, to wyraz uznania dla koalicjanta, często traktowanego, zwłaszcza przy układaniu list cokolwiek „z buta”. A jednak – z całą sympatią osobistą - nie jestem nadmiernym entuzjastą powierzania akurat jemu resortu nauki i szkolnictwa wyższego.
Ta kandydatura wzbudziła panikę w środowiskach naukowych zbuntowanych przeciw polityce obecnego rządu. I nie jest to panika środowisk ideologicznie zorientowanych na III RP. Chodzi o obawy, czy PiS będzie się wywiązywał ze swoich obietnic.
Zmiana systemu finansowania nauki, tak aby chronić uczelnie w mniejszych miastach, a w ich ramach chronić kierunki humanistyczne, wymaga kogoś, kto wierzy w koordynacyjną rolę państwa w tej mierze. Wypowiedzi Gowina, oczywiście dawniejsze, każą w to wątpić. A wspólnota narodowa powinna na swoją naukę chuchać i dmuchać. Nie tylko na tą służącą rozwojowi ekonomicznemu, ale i tą ważną dla ducha narodu.
Jest wreszcie kandydatura, co do której mam idealnie mieszane uczucia, a była przedmiotem ostrej kontrowersji na samej prawicy. Chodzi o Mateusza Morawieckiego. Wiele środowisk boi się oszczędzania interesów lobby bankowego, którymi trzeba mocno potrząsnąć. W normalnej demokracji można człowieka z rynku wynająć na jakiś resort, ale czy koordynatorem gospodarczej polityki nie powinien być ktoś bardziej miarodajny? Ktoś, kto poczuje się związany obietnicami wyborczymi partii obiecującej choćby reindustrializację.
A zarazem mamy poczucie, że do normalności nam daleko. Ławka ekspertów ekonomicznych mieszczących się w samym PiS jest bardzo krótka. Wiadomo, że Morawiecki pracując w banku od lat pomagał Kaczyńskiego w pisaniu programów korekty dotychczasowej polityki. Może był po trosze Wallenrodem? Na ile był, pokaże dopiero praktyka. Mnie osobiście cieszy ta kandydatura jako sygnał braku szaleństw i uwzględniania rachunku ekonomicznego. Zawsze powtarzam, że Kaczyński jest tu znacznie bardziej umiarkowany niż świadczyłaby o tym jego wyborcza retoryka. Ale rozumiem, że niektórych to boli albo peszy. I przypominam: program każdej formacji jest jednak realizowany zawsze tylko w części, a jego poszczególne elementy stają się od razu przedmiotem kompromisów.
Ale warto będzie temu wicepremierowi i szefowi superresortu patrzeć uważnie na ręce. Czy okaże się równie odważni jak architekci narodowej polityki społeczno-gospodarczej Orbana. Może tak, może nie. W sumie nie powalił mnie ten rząd na kolana, ale prezentuje się solidnie i poważnie. A o powagę przecież apelowaliśmy. O jej brak obwinialiśmy inne formacje.
Tym co mnie za to najbardziej niepokoi nie jest ten czy inny minister, a widoczny cały czas stan swoistej dwuwładzy. Rozumiem, że to Kaczyński jest architektem całej tej polityki, że uznawanie jego pozycji jest naturalne. Ale to właśnie będzie wydłużało i komplikowało proces podejmowania decyzji.
Różni ministrowie będą się orientowali albo na Kancelarię Premiera albo na Nowogrodzką. I pewnie obecna pani premier w końcu odejdzie. Ale system zderzaków generuje stratę czasu i energii. A oczekiwanie na zmiany jest spore.
Strona 2 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/271263-macierewicz-gowin-morawiecki-te-i-inne-dylematy-nowego-rzadu?strona=2