Morawiecki ministrem u Szydło? To jest tak naprawdę pytanie do PiS, czy podtrzymuje tezę, że "Polska potrzebuje przebudowy sfery gospodarczej"?

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Podatek bankowy to pomysł PiS. Pomoc frankowiczom obiecywał PiS (i prezydent Andrzej Duda). Na obu rozwiązaniach, które mają być wdrożone przez nowy rząd, stracą banki, także BZ WBK. Czy mogę być pewien, że prezes Morawiecki, gdy już zostanie ministrem, będzie te pomysły torpedował? Oczywiście, że nie! Nie mogę też jednak być absolutnie pewien, że będzie on z sercem realizował prospołeczny program Prawa i Sprawiedliwości, którego nie da się przeprowadzić bez ograniczenia rozbuchanych przywilejów finansjery i opodatkowania banków. Jestem też przekonany, iż dla wielu wyborców, którzy zaufali Dudzie, Szydło i Kaczyńskiemu, Morawiecki-bankowiec w rządzie zgrzyta, aż uszy bolą. Ci ludzie doprowadzili przy wyborczych urnach do zmiany w Polsce i trzeba ich szanować.

Bronisław Wildstein odnalazł też w moim tekście „niepokojące wątki”: wezwanie do „przegonienia krwiopijców” z wielkich korporacji, jakąś niemal bolszewicką wiarę, że „zupełnie nowa gospodarka zaspokoi wszystkie potrzeby”. Oczywiście nic takiego nie napisałem, ale zgadzam się z Beatą Szydło i Jarosławem Kaczyńskim, którzy mówili w trakcie kampanii wyborczej, że Polska potrzebuje radykalnej przebudowy sfery gospodarczej, co ma polegać m.in. na systemowym wzmocnieniu roli państwa wobec wielkich korporacji, również bankowych. To Beata Szydło i Jarosław Kaczyński wskazywali na powszechnie znany fakt, że zagraniczne banki doją Polskę i Polaków w sposób wręcz skandaliczny, często traktując nasz kraj jak kolonię, którą trzeba wyczyścić do cna. Prawo i Sprawiedliwość zwyciężyło między innymi dlatego, że przedstawiło wizję Polski, która kolonią wyzyskiwaną przez „krwiopijców” już nie będzie. Stronnictwo patriotyczne wygrało, bo Polacy uwierzyli, że uda się zbudować gospodarkę, która zaspokoi ich potrzeby. Może nie wszystkie, jak ale więcej, niż do tej pory. Słowem: PiS zapowiedziało rewolucję. Bać się jej może Lis czy Żakowski, ale, na miłość boską, przecież nie Bronisław Wildstein!

Z przynależnością Mateusza Morawieckiego do ścisłej biznesowej elity III RP wiąże się jeszcze jedno ryzyko. Natury wizerunkowej, ale nie tylko. Według doniesień medialnych, miał on zostać uwieczniony na „taśmach prawdy”. Nie znam treści rozmów prowadzonych przez Morawieckiego ze Zbigniewem Jagiełłą i Krzysztofem Kilianem, za grosz nie ufam hipotezom i przeciekom ze śledztwa podawanym przez prasę (bo media mamy, jakie mamy). Uważam jednak, że mam prawo obawiać się sytuacji, w której ważny minister mojego rządu - mojego, bo wiążę z nim ogromne nadzieje – trafi na czołówkę „Wyborczej” albo jedynkę TVN-owskich „Faktów” w kontekście afery taśmowej. Jeszcze bardziej się boję rozgrywania ministra przez obecnych lub przyszłych dysponentów taśm. To nie jest nasza afera, nie powinniśmy mieć z nią nic wspólnego.

Jest jeszcze jeden, tym razem merytoryczny, argument Bronisława Wildsteina, mający uzasadnić, że moje obawy są bezpodstawne: według niego „banki są potrzebne, a ludzie tacy jak Mateusz Morawiecki rozumieją to jak mało kto i rozumieć powinni, co w nich stało się patologią”. Z pierwszą częścią zdania nie sposób się nie zgodzić – banki są nie tylko potrzebne, ale niezbędne. Część druga sprawia mi jednak pewien kłopot. Nie potrafię bowiem wskazać żadnej istotnej cechy, która odróżniałaby działania BZ WBK od innych zagranicznych banków działających w Polsce. Nie jestem więc pewien, czy Morawiecki potrafi poprawnie zidentyfikować patologie systemu bankowego, czy będzie umiał oprzeć swoje stanowisko o paradygmat radykalnie odmienny od stosowanego przez bankowe elity. A jeśli potrafi: dlaczego nie robił tego do tej pory? W związku z tym samo zdaje się nasuwać pytanie - skąd u Bronisława Wildsteina taka pewność, że to zrobi?

Na koniec kilka słów o znacznie przyjemniejszym dla mnie tekście Wiktora Świetlika.

CZYTAJ: Zamykać się czy otwierać. Mateusz Morawiecki nie należy do ludzi skompromitowanych. POLEMIKA

Podobnie jak redaktor Świetlik, cenię zaangażowanie Mateusza Morawieckiego w istotne przedsięwzięcia o konserwatywnym, patriotycznym charakterze. Do dzisiaj jestem pod wrażeniem pracy, jaką – o czym obaj wiemy – wykonał on choćby na rzecz ciepłego przyjęcia książki Igora Janke, wydobywającej z zapomnienia bohaterów Solidarności Walczącej. Mateusz Morawiecki ma piękny życiorys i jest szczerym polskim patriotą, nie zamierzałem i nie zamierzam przypisywać mu koniunkturalizmu. Nie odmawiam mu również kompetencji. Z pewnością jest kompetentnym, utalentowanym menedżerem.

Nie mogę jednak zgodzić się z tezą Wiktora Świetlika, iż wejście Morawieckiego w skład Rady Gospodarczej przy premierze Tusku było tym samym, co obecność Zbigniewa Ziobry czy Jarosława Kaczyńskiego w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego przy Komorowskim. Rada Gospodarcza, jak większość tworów platformerskiego rządu, została pomyślana jako wizerunkowa błyskotka. Tusk chciał w ten sposób obniżyć rangę Narodowej Rady Rozwoju, stworzonej niedługo wcześniej przez Lecha Kaczyńskiego. Ludzie wchodzący do ekipy kierowanej przez Jana Krzysztofa Bieleckiego musieli o tym wiedzieć.

Piszesz też Wiktorze, że nie słyszałeś, aby będąc w Radzie Morawiecki doradził Tuskowi coś złego. Zgoda. Ja jednak pamiętam, jak w kilka miesięcy po rozpoczęciu prac JKB puszył się, że to właśnie dzięki Radzie przecięte zostaną patologiczne powiązania między polityką a spółkami Skarbu Państwa. Basował mu – niestety – Mateusz Morawiecki. Mówił on wówczas:

„Nie wyważamy otwartych drzwi. Sprawdziliśmy zasady ładu korporacyjnego i najlepsze praktyki w różnych państwach. Zaczerpnęliśmy z nich to, co najlepsze, i dostosowaliśmy do polskich warunków. Dyskutowaliśmy listę kilkunastu kluczowych zasad, które powinny obowiązywać w spółkach Skarbu Państwa, i mamy pełne przekonanie, że ich wdrożenie podniesie ich wartość”.

O tym, jaki to „ład korporacyjny” udało się zaprowadzić w spółkach Skarbu Państwa kierowanych przez ludzi Platformy, wiemy choćby z taśm prawdy. Jeśli będąc w Radzie Morawiecki rzeczywiście chciał się temu przeciwstawić, to mu się nie udało. Tuskowi i Bieleckiemu udało się za to uczynić z niego jedną z twarzy firmujących arcyszkodliwą politykę odchodzącej na szczęście ekipy. To kolejny powód, dla którego Mateusz Morawiecki nie jest w moim przekonaniu najlepszym kandydatem na stanowisko ministra i wicepremiera w rządzie Beaty Szydło

« poprzednia strona
12

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych