Wyższy standard PiS. Ci, którzy oczekiwali go od samego startu, mogą się czuć nieco zawiedzeni

fot.fratria/ M. Czutko
fot.fratria/ M. Czutko

PiS wygrał wybory z ogromnym kredytem zaufania oraz ogromnymi oczekiwaniami. Te oczekiwania umiejscawiają się w dwóch nurtach.

Pierwszy – obejmujący twardszy elektorat oraz tych wyborców, którzy podczas dwóch kadencji PO czuli się szczególnie poniżani i tłamszeni (a było takich sporo) – ma bardzo wysoko ustawioną granicę tolerancji dla różnych działań nowej władzy, także tych, które balansowałyby na granicy utrwalonego obyczaju, łamały go lub oznaczały, mimo poruszania się w granicach prawa, dopasowywanie państwa do własnych potrzeb. To kwestie takie jak sygnalizowana ewentualność niewprowadzania do prezydium Sejmu przedstawicieli dwóch najmniejszych ugrupowań (posiadających jednak swoje kluby) lub możliwość przeprowadzenia przedterminowych wyborów samorządowych w następstwie – na przykład – wyznaczenia nowych województw. Celem byłoby wyzyskanie korzystnej koniunktury politycznej i przełamanie układu, który wytworzył się po wyborach w roku 2014.

Drugi nurt, dziś być może mniej liczny, to ci, którzy dali PiS swój kredyt zaufania oczekując, że wygrana partii Jarosława Kaczyńskiego będzie oznaczała nowy standard w polityce, a nie odegranie się za osiem ostatnich lat. I w tym nurcie próg tolerancji dla działań na granicy obyczaju jest znacznie niższy. Jako się rzekło, to może grupa mniej liczna, ale być może ważniejsza, bo o jej zdobycie PiS walczył i temu podporządkował w dużej mierze swoją kampanijną strategię.

Żeby jednak nie komentować tego, co jest na razie jedynie w sferze spekulacji, zwrócę uwagę na to, co faktycznie się dzieje: tworzenie rządu. Nie jest niczym niezwykłym, że po wyborach formowanie nowego gabinetu trwa jakiś czas. Kuchnia polityczna bywa nieciekawa i nieładna i jest to całkowicie normalne. Nie sposób jednak uniknąć zastrzeżeń.

Pierwsze i zasadnicze jest takie, że z punktu należy odrzucić wszelkie próby tłumaczenia stanu rzeczy odniesieniami do poprzedników: a to że rząd PO także powstawał w chaosie, a to że także gry partyjne były ważniejsze od kompetencji, a to że długo nic nie było wiadomo. Władza przychodząca po ośmiu latach psucia państwa przez PO ma przywrócić normalne standardy życia publicznego, a poprzeczka dla niej jest postawiona znacznie wyżej.

Poprzeczka dla Platformy właściwie leżała na ziemi – jak wiele razy pisałem, po tamtej władzy nie było sensu już czegokolwiek oczekiwać, bo jej poziom sięgał dna. Ale ta władza ma się odróżniać. Twierdzenie, że przecież jest lepiej niż za PO, że to inni ludzie – przypomina argumentację Platformy z czasów jej rządów, że co prawda są niedociągnięcia, ale przecież jest lepiej niż w 1989 roku. Manipulowanie punktem odniesienia jest słabą metodą argumentacji. Nie jest trudno dziś być bardziej etycznym, sprawniejszym i bardziej merytorycznym od PO. Ale nie takie może być oczekiwanie wobec nowej władzy. Nie „być lepszym niż Platforma”, ale być po prostu dobrym – trzymać standard obiektywnie wysoki.

Jeśli ktoś oczekuje czego innego – choćby tego, co niegdyś było zwięźle ujmowane skrótem „T.K.M.”, nic nie poradzę. Ale to oczekiwanie wydaje mi się nierozsądne (o czym ostatnio pisałem na naszym portalu).

Drugie zastrzeżenie jest takie, że na przygotowanie gabinetu było mnóstwo czasu, Jarosław Kaczyński mówił, że ekipa (w sensie ludzi gotowych do podjęcia rządowych wyzwań, a nie skompletowanego gabinetu) jest gotowa i można było oczekiwać, że niemal od razu po wyborach zostaną po prostu pokazani kandydaci na ministrów. Nie ma tu znaczenia, że sam wynik – rządy samodzielne albo w koalicji – nie był jasny. Przygotowania mogły być wariantowe.

Obecna sytuacja sprawia, że można podać w wątpliwość trzy twierdzenia. Pierwsze – że ekipa jest gotowa. Drugie – że koalicja PiS, SP i Polski Razem była dogadana nie tylko w sprawie podziału list, ale też podziału stanowisk w rządzie – co wydawałoby się oczekiwaniem całkowicie logicznym. Szczególnie w momencie, gdy wygrana była już pewna, nieznana pozostawał tylko jej skala. Trzecie – że PiS traktuje wyborców poważnie, przedstawiając im zawczasu kandydata na tego czy innego ministra (casus Gowina) oraz kandydatkę na premiera.

Krążące nazwiska kandydatów na ministrów w znacznej części mogą wskazywać, że kluczem do obsady stanowisk nie jest przygotowanie, ale jakiś układ i kombinacja wewnątrzpartyjna. Problem nie polega ewidentnie na tym, że ławka jest długa i trudno się zdecydować, z kogo wybierać.

Jestem zdecydowanym zwolennikiem istnienia gabinetów cieni (pisałem o tym wielokrotnie), które jednak na serio nigdy w polskiej polityce nie istniały. PiS próbował wprowadzić podobną instytucję w postaci „rzeczników” w kadencji 2007-2011, ale szybko z tego pomysłu zrezygnowano. Szkoda, bo sprzyja przejrzystości wobec wyborców i pozwala ministrom cieniom zdobyć wiedzę o dziedzinach, którymi mieliby się zajmować. Wiadomo oczywiście, dlaczego tego typu rozwiązanie nie ma w Polsce racji bytu: zmniejszałoby pole manewru partyjnego lidera, który – obojętnie, o którą z dużych partii chodzi – znaczną część polityki realizuje poprzez wewnątrzpartyjne roszady i gry. Pokazuje to, nawiasem mówiąc, prymat partyjniactwo nad myśleniem państwowym, wynikający częściowo z proporcjonalnego systemu wyborczego.

Załóżmy jednak, że to zbyt daleko idące wnioski. Jeśli tak jest w istocie, to ogromnym błędem jest polityka informacyjna, a właściwie jej brak. Wskutek takiego stanu rzeczy nieprzychylne PiS media mają pole do popisu, gdy z kolei zwolennicy zwycięskiej partii zażarcie bronią informacyjnej próżni – choć gdyby to samo działo się w przypadku którejkolwiek innej partii, z pewnością by ją krytykowali. Dobrze, że jednoznacznie została potwierdzona kandydatura Beaty Szydło, ale źle, że w przypadku wszystkich pozostałych nazwisk nic nie wiemy, a terminu ich ogłoszenia brak. Taka sytuacja sprzyja chaosowi, pozwala go wykorzystywać do tworzenia kolejnych pięter gierek i gier prowadzonych poprzez kontrolowane wycieki do mediów. Przede wszystkim zaś jest niezrozumiała z punktu widzenia deklaracji o pełnej gotowości do przejęcia rządów.

To prawda – ogromna część wyborców PiS gotowa jest dziś tej partii wybaczyć wszystko, zgodzić się na wszystko i pójść na ślepo w kierunku wytyczonym przez jej lidera. Przynajmniej na razie. Ale dobrze by było, gdyby politycy PiS pamiętali, że wygrali nie tylko dzięki takim osobom. Ci, którzy oczekiwali nowego standardu od samego startu, mogą się czuć nieco zawiedzeni.


Wyjątkowy PREZENT dla prenumeratorów!

Zamów i opłać roczną prenumeratę pakietu: tygodnik „wSieci” i miesięcznik „wSieci Historii”, a otrzymasz w prezencie unikatową kolekcję numizmatów „Wielcy Polacy”, niedostępną na rynku wolnej sprzedaży.

Akcja trwa do wyczerpania puli numizmatów, zachęcamy więc do dokonania zamówienia już teraz.

Regulamin promocji na: http://www.wsieci.pl/upload/regulamin_promocji_numizmaty_za_prenumerate_ost.pdf.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych