Bezsensowne jest tłumaczenie się przez zwycięskie PiS, jak formuje swój rząd i kto to konkretnie robi

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fot. wPolityce.pl
Fot. wPolityce.pl

Jeśli polityczni rywale PiS i wspierające ich media chcą mieć wpływ na kształt rządu i to, kto będzie premierem, niech wygrają wybory i układają go tak jak chcą. Inaczej nic im do tego.

Z meblowaniem rządu PiS (Zjednoczonej Prawicy) jest jak z reformowaniem Kościoła katolickiego przez ateistów. Wszyscy by chcieli i wiedzą lepiej, jak to zrobić, niż ci, którzy wygrali wybory i mają do tego legitymację. Na tej zasadzie powstający rząd powinien być taki, żeby się spodobał (albo przynajmniej nie wywoływał szału) Platformie Obywatelskiej, „Gazecie Wyborczej”, „Newsweekowi”, TVN 24, Tok FM czy „Polityce”. Czyli byłoby najlepiej, żeby rząd PiS miał jak najmniej wspólnego z PiS, a właściwie, żeby nie miał z nim nic wspólnego. Przypomina to rady udzielane kapelanowi, kpt. A.T. Tappmanowi przez przełożonego w powieści „Paragraf 22” Josepha Hellera. Chodziło o to, żeby tak niósł pociechę religijną rodzinom poległych, aby właściwie nie było w tym niczego nawiązującego do religii.

Obiektywnie najlepiej byłoby, gdyby rząd PiS (Zjednoczonej Prawicy) kompletnie się nie spodobał tym, którzy najgorliwiej chcą go układać. Po pierwsze, ministrowie to nie panny startujące w konkursie piękności, żeby się podobać. Po drugie, opozycja wobec tworzonego gabinetu oraz media nie są od układania rządu ani od tego, jaki on jest, lecz od jego kontrolowania i krytykowania tego gabinetu, który jest. Po trzecie, rząd ma być sprawny i efektywny, a nie taki, żeby spełniał wyobrażenia tych, którzy w żaden sposób za skutki rządzenia nie będą odpowiedzialni. Po czwarte, wyborcy zawarli swego rodzaju kontrakt ze zwycięskim PiS, a nie z przegranymi w ostatnich wyborach. Po piąte wreszcie, tylko rząd suwerennie powołany przez zwycięskie ugrupowanie, a nie tworzony na zasadzie konkursu piękności czy plebiscytu może być autentycznie i sensownie rozliczany.

Uważam za piramidalną bzdurę wzywanie tych, którzy werdyktem wyborców mogą rządzić samodzielnie, żeby tworzyli jakieś atrapy czy surogaty rządu uwzględniające interesy i zachcianki wszystkich, którzy wyrażą taką wolę. Wybory wygrywa się po to, by powołać taki rząd, jaki najbardziej pasuje zwycięzcom i ich wizji rządzenia dobrego dla Polski. Obracamy się przecież w demokratycznym świecie i demokratycznych procedurach, więc nie trzeba tworzyć żadnych kordonów sanitarnych. W ostatniej kampanii od polityków PO i miłujących ich dziennikarzy oraz różnych opiniotwórczych postaci dowiedzieliśmy się, że trzeba PiS otoczyć kordonem sanitarnym, ale przecież to była czysta antydemokratyczna aberracja.

Tylko rząd powołany samodzielnie oraz wedle własnego gustu może odpowiedzialnie zaproponować własny plan rządzenia, z którego będzie rozliczany. Gdyby to miała być hybryda czy „ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra”, to sensu nie miałyby nie tylko wybory, ale także różnice partyjnych programów i koncepcji rządzenia czy podział na rządzących i opozycję jako tych, którzy przedstawiają konkurencyjne oferty. Uzurpowanie sobie przez opozycję, różne media oraz rozmaite ośrodki opinii prawa do współtworzenia rządu jest czystą groteską. Gabinet bierze się z całym dobrodziejstwem inwentarza, bo to ci, którzy go tworzą są zań odpowiedzialni, a nie jakieś pospolite ruszenie czy różni moralizatorzy i esteci. I dopiero wtedy ci moralizatorzy oraz esteci mają pełne prawo do kontroli i krytyki już funkcjonującego rządu.

Od polityków PiS (Polski Razem czy Solidarnej Polski), ale także od każdej innej zwycięskiej formacji oczekiwałbym, by na pytania o to, kto będzie premierem czy poszczególnymi ministrami, odpowiadali, że ci, których sami wybiorą i nikomu nic do tego. Nie byłaby to żadna arogancja, lecz proste stwierdzenie faktu, że zwycięzcy mają mandal do meblowania rządu tak jak chcą. To nie samozwańczy doradcy czy życzliwi będą przecież odpowiadać za sposób i skutki rządzenia. Jakieś kolektywne układanie rządu przez tych, co wiedzą lepiej, choć nie wiadomo skąd i na jakiej podstawie uważam za zupełną dziecinadę. Sądzę też, że bezsensowne jest tłumaczenie się przez zwycięzców z tego, jak formują oni swój gabinet i kto to konkretnie robi. Istotne jest tylko to, żeby premier i ministrowie byli później w pełni odpowiedzialni za gotowy gabinet i jego działania. Nie rozumiem, po co zwycięzcy dają się wkręcać, w jakieś dywagacje o technologii tworzenia nowego rządu. Gdy już zostanie on zaprzysiężony i zacznie funkcjonować, będzie można oceniać jego kształt i program. Wcześniej to tylko zawracanie głowy. A jeśli polityczni rywale i wspierające ich media chcą mieć wpływ na rząd, niech wygrają wybory i układają go tak jak chcą.


Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości - scenariusze po wygranych przez PiS wyborach kreślą publicyści „wSieci” na łamach nowego wydania tygodnika, w sprzedaży od 2 listopada br., także w formie e-wydania na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych