To była historia mająca się zakończyć happy endem, i to wręcz baśniowym. A wyszło, jak w scenie lądowania ze spadochronem płk. Jose Arcadio Moralesa w filmie „Kilerów 2-óch” Juliusza Machulskiego. Ale po kolei. Uwagę użytkowników Twittera zwróciło ostatnio dziwne zachowanie na tym portalu Radosława Sikorskiego i jego żony Anne Applebaum. Najkrócej mówiąc, wpisy obojga były wyjątkowo nieobiektywne, jeśli chodzi o ocenę wyników wyborów Polsce, a także wtedy, gdy przywoływały materiały w zachodnich mediach. A potem było już tylko gorzej, czyli zupełnie groteskowe opowieści o obiadach i śniadaniach podawanych w Chobielnie czy niezwykle bezczelne puszenie się drogimi obiadami za pieniądze podatnika jako czymś, co szefowi MSZ należy jak psu micha. Po czym nastąpiło obrażanie się Applebaum i Sikorskiego na cały świat oraz zapowiedzi, że były marszałek Sejmu gdzieś zniknie na lata, bo ma dość Polski, jaka ma nadejść. Wielu obserwatorów polityki i mediów społecznościowych zadawało sobie pytania, jak Anne Applebaum, autorka świetnych i nagradzanych książek oraz bardzo ważna publicystka „Washington Post” może się tak rozmieniać na drobne, a właściwie nawet kompromitować. Sikorski od dość dawna był postrzegany jako osoba o niebywale rozdętym ego, które sprawiało, że był coraz rzadziej traktowany poważnie. Ale po ujawnieniu nagrania jego rozmowy z Jackiem Rostowskim stał się modelowym przykładem aroganta u władzy, który uważa się niemal za nadczłowieka. A potem zaczął się jego polityczny upadek, czyli zmuszenie do odejścia z MSZ, a po pół roku także z funkcji marszałka Sejmu, którą dostał na pocieszenie. Ostatecznym politycznym dobiciem Sikorskiego było ośmieszenie go i poniżenie przez Ewę Kopacz, która najpierw zapewne obiecała mu „jedynkę” w Bydgoszczy, a potem wszystkiemu zaprzeczyła. W efekcie Sikorski nie tylko wyszedł na mitomana, ale broniąc resztek twarzy w ogóle wycofał się z kandydowania.
W ciągu około roku Sikorski, uważający się i uważany za salonowego lwa europejskiej dyplomacji, ustosunkowany i świetnie ożeniony, mający bardzo wpływowych przyjaciół w świecie oraz w mediach po obu stronach Atlantyku, korzystający z mitu absolwenta Oxfordu, stał się nikim. A w najlepszym wypadku stał się polityczną wydmuszką. A miało być zupełnie inaczej. Najpierw, podczas szczytu NATO w 2008 r. w Bukareszcie, miał zostać wskazany na nowego sekretarza generalnego NATO. Przegrał tę rozgrywkę z kretesem w eliminacjach. W 2010 r. przegrał z Bronisławem Komorowskim prawybory na kandydata PO na prezydenta. W listopadzie 2011 r. w Berlinie wygłosił przemówienie, w którym niebywale podlizał się Niemcom i właściwie uzależnił od Berlina dobrą przyszłość Unii Europejskiej. Zrobił to także po to, by przez niemieckich polityków zostać wspartym jako kandydat albo na przewodniczącego Rady Europejskiej, albo na szefa unijnej dyplomacji. W 2014 r. te jego plany okazały się kompletnym mirażem, bo wykolegował go i ubiegł Donald Tusk. Ówczesny premier oficjalnie udawał, że wspiera ambicje i zamiary Sikorskiego, a po cichu negocjował dla siebie, przede wszystkim w Berlinie, stanowisko szefa Rady Europejskiej. Sikorskiego niby wspierał jako kandydata na koordynatora europejskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, ale było oczywiste, że Polska tych dwóch stanowisk nie dostanie. Oznacza to, że Tusk modelowo Sikorskiego wystawił i oszukał. Nie zaproponowana mu nawet stanowiska komisarza ds. energii, które było oczekiwaniem minimum. A po kilku miesiącach Sikorskiego jeszcze bardziej pognębiła Ewa Kopacz.
ciąg dalszy na następnej stronie ==>
Drukujesz tylko jedną stronę artykułu. Aby wydrukować wszystkie strony, kliknij w przycisk "Drukuj" znajdujący się na początku artykułu.
To była historia mająca się zakończyć happy endem, i to wręcz baśniowym. A wyszło, jak w scenie lądowania ze spadochronem płk. Jose Arcadio Moralesa w filmie „Kilerów 2-óch” Juliusza Machulskiego. Ale po kolei. Uwagę użytkowników Twittera zwróciło ostatnio dziwne zachowanie na tym portalu Radosława Sikorskiego i jego żony Anne Applebaum. Najkrócej mówiąc, wpisy obojga były wyjątkowo nieobiektywne, jeśli chodzi o ocenę wyników wyborów Polsce, a także wtedy, gdy przywoływały materiały w zachodnich mediach. A potem było już tylko gorzej, czyli zupełnie groteskowe opowieści o obiadach i śniadaniach podawanych w Chobielnie czy niezwykle bezczelne puszenie się drogimi obiadami za pieniądze podatnika jako czymś, co szefowi MSZ należy jak psu micha. Po czym nastąpiło obrażanie się Applebaum i Sikorskiego na cały świat oraz zapowiedzi, że były marszałek Sejmu gdzieś zniknie na lata, bo ma dość Polski, jaka ma nadejść. Wielu obserwatorów polityki i mediów społecznościowych zadawało sobie pytania, jak Anne Applebaum, autorka świetnych i nagradzanych książek oraz bardzo ważna publicystka „Washington Post” może się tak rozmieniać na drobne, a właściwie nawet kompromitować. Sikorski od dość dawna był postrzegany jako osoba o niebywale rozdętym ego, które sprawiało, że był coraz rzadziej traktowany poważnie. Ale po ujawnieniu nagrania jego rozmowy z Jackiem Rostowskim stał się modelowym przykładem aroganta u władzy, który uważa się niemal za nadczłowieka. A potem zaczął się jego polityczny upadek, czyli zmuszenie do odejścia z MSZ, a po pół roku także z funkcji marszałka Sejmu, którą dostał na pocieszenie. Ostatecznym politycznym dobiciem Sikorskiego było ośmieszenie go i poniżenie przez Ewę Kopacz, która najpierw zapewne obiecała mu „jedynkę” w Bydgoszczy, a potem wszystkiemu zaprzeczyła. W efekcie Sikorski nie tylko wyszedł na mitomana, ale broniąc resztek twarzy w ogóle wycofał się z kandydowania.
W ciągu około roku Sikorski, uważający się i uważany za salonowego lwa europejskiej dyplomacji, ustosunkowany i świetnie ożeniony, mający bardzo wpływowych przyjaciół w świecie oraz w mediach po obu stronach Atlantyku, korzystający z mitu absolwenta Oxfordu, stał się nikim. A w najlepszym wypadku stał się polityczną wydmuszką. A miało być zupełnie inaczej. Najpierw, podczas szczytu NATO w 2008 r. w Bukareszcie, miał zostać wskazany na nowego sekretarza generalnego NATO. Przegrał tę rozgrywkę z kretesem w eliminacjach. W 2010 r. przegrał z Bronisławem Komorowskim prawybory na kandydata PO na prezydenta. W listopadzie 2011 r. w Berlinie wygłosił przemówienie, w którym niebywale podlizał się Niemcom i właściwie uzależnił od Berlina dobrą przyszłość Unii Europejskiej. Zrobił to także po to, by przez niemieckich polityków zostać wspartym jako kandydat albo na przewodniczącego Rady Europejskiej, albo na szefa unijnej dyplomacji. W 2014 r. te jego plany okazały się kompletnym mirażem, bo wykolegował go i ubiegł Donald Tusk. Ówczesny premier oficjalnie udawał, że wspiera ambicje i zamiary Sikorskiego, a po cichu negocjował dla siebie, przede wszystkim w Berlinie, stanowisko szefa Rady Europejskiej. Sikorskiego niby wspierał jako kandydata na koordynatora europejskiej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, ale było oczywiste, że Polska tych dwóch stanowisk nie dostanie. Oznacza to, że Tusk modelowo Sikorskiego wystawił i oszukał. Nie zaproponowana mu nawet stanowiska komisarza ds. energii, które było oczekiwaniem minimum. A po kilku miesiącach Sikorskiego jeszcze bardziej pognębiła Ewa Kopacz.
ciąg dalszy na następnej stronie ==>
Strona 1 z 2
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/270172-basn-o-krolu-radoslawie-i-krolowej-annie-sikorskich-ktorzy-spadli-z-tronu-zanim-sie-nan-wspieli