Wrzutka medialna czy rozgrywka wewnątrz PiS? Trójgłos w sprawie sporu o Beatę Szydło

fot.ansa
fot.ansa

Informacje o tym, że Beata Szydło miałaby nie być premierem, to typowe medialne zamieszanie, które zaczęło się pewnie nie przypadkiem w TVN 24. - pisze na łamach SE eurodeputowany PiS - Ryszard Czarnecki. Wg. Andrzeja Stankiewicza z „Rz” cała rozgrywka wzięła się stąd, że pewne grono polityków - między innymi od dawna skonfliktowany z Szydło Joachim Brudziński - obawia się też wzrostu pozycji Beaty Szydło. Z kolei Przemysław Harczuk uważa, że choć Beata Szydło może nie być idealnym kandydatem na premiera, to wskazanie innego kandydata w tej chwili - oznaczałoby trwałą i nieodwracalną utratę wiarygodności PiS-u.

Słysząc „życzliwych”, którzy udzielają dobrych rad na temat składu rządu Prawa i Sprawiedliwości, mogę jedynie przypomnieć stare, ale bardzo trafne powiedzenie - „strzeż mnie Panie Boże od przyjaciół. Z wrogami poradzimy sobie sami”. Skoro obiecaliśmy przed wyborami, że premierem będzie Beata Szydło, to jest rzeczą oczywistą, że tym premierem zostanie!

— deklaruje kategorycznie Czarnecki.

Jak widać, niektórzy nie mogą się pogodzić z tym, że prawica wygrała tak zdecydowanie, że ma bezwzględną większość. (…) Tego typu zagrywki służyć mają temu, by zamieszać, pokazać, że wewnątrz zwycięskiego obozu toczą się jakieś walki. A w rzeczywistości nic takiego nie ma miejsca

— dodaje.

Tymczasem Andrzej Stankiewicz nie poddaje w wątpliwość informacji o zamieszaniu wokół nominacji, choć stwierdza:

Informacje o tym, że ktoś inny niż Beata Szydło miałby być szefem rządu, są to oczywiście wrzutki medialne, ale wrzutki mające konkretny cel: rozgrywanie sytuacji wewnątrz PiS. Mówiąc delikatnie, kandydatura Beaty Szydło nie ma wśród liderów partii wysokich notowań

— zauważa. I tłumaczy:

Wielu znaczących polityków partii uważa, że sukces ten był jednak sukcesem Jarosława Kaczyńskiego, i że to prezes PiS powinien stanąć na czele rządu. Pewne grono polityków - między innymi od dawna skonfliktowany z Szydło Joachim Brudziński - obawia się też wzrostu pozycji Beaty Szydło. Jest ona wiceprezesem PiS, ale tylko dzięki wskazaniu przez Kaczyńskiego. Jako premier z silnym mandatem mogłaby w oczywisty sposób swoją pozycję wzmocnić. Nie sądzę natomiast, by chodziło tu o spór między twardym a miękkim skrzydłem partii, raczej o osobiste ambicje polityków. A także o pokazanie Beacie Szydło, że choć zostanie premierem, stanie się to wyłącznie dzięki wsparciu Kaczyńskiego.

— pisze Stankiewicz.

Przemysław Harczuk stwierdza natomiast kategorycznie:

Uzasadnione obawy, że miękka Beata Szydło nie poradzi sobie z rolą premiera, nie mogą być usprawiedliwieniem dla oszukania wyborców, którzy głosując na PiS, wiedzieli, że głosują na premier Szydło.

Jego zdaniem grupa działaczy uznała, że Szydło na premiera się nie nadaje. A więc lepiej, by został nim ktoś inny. „W kampanii obiecaliśmy coś innego? Oj tam, oj tam, wszak mamy pełnię władzy” - zdaje się taki był tok rozumowania tych, którzy chcieli dokonać przewrotu

— pisze Harczuk.

Delikatnie mówiąc, tok rozumowania błędny. Decyzja o zmianie kandydata na szefa rządu kilka dni po wyborach byłaby bowiem zwykłym, bezczelnym oszustwem wobec własnych wyborców i wszystkich (także niegłosujących na PiS) Polaków, którym właśnie Beatę Szydło przez kilka miesięcy przedstawiano jako murowanego kandydata na stanowisko premiera. Owszem - PiS mógłby, mając pełnię władzy, taką decyzję podjąć. Oznaczałoby to jednak trwałą i nieodwracalną utratę wiarygodności.

— podkreśla.

ansa/ SE


W aktualnym numerze „wSieci”: CO PIS ZROBI ZE ZWYCIĘSTWEM? - PLAN DLA POLSKI.

E - wydanie tygodnika dostępne na: http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html. Kup koniecznie!

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych