Smutek w Platformie, nadzieja w PiS. Finał kampanii nie pozostawia wątpliwości co do tego, kto zwycięży. Ale pytanie o kształt rządu pozostaje otwarte

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
FOT. ) PAP/Bartłomiej Zborowski/PAP/Marcin Obara
FOT. ) PAP/Bartłomiej Zborowski/PAP/Marcin Obara

Tak smutnej konwencji finałowej nie miał nawet Bronisław Komorowski.

Ewa Kopacz na zakończenie kampanii wyborczej nie uśmiechnęła się chyba ani razu. Uparcie powtarzała te same „groźne” frazesy o strasznym PiSie, a nawet dorzuciła kilka nowych („Znacie stolicę, gdzie mrożą szampana”, „Nie damy Polski rozdrapywać radykałom”,”Będą czystki od sprzątaczki po dyrektorów”). Ale zdawała się sama nie bardzo wierzyć w ich skuteczność. Wywołanie na scenę grona współpracowników bardziej kojarzyło się ze wskazaniem winnych nieuchronnej porażki. Całości obrazu dopełniła żenująca wyliczanka: „Raz, dwa trzy, zwyciężymy właśnie my… „. Może gdyby prawa wyborcze mieli koledzy Julusia, coś by to dało. Dla tych nieco starszych zabrzmiało po prostu żenująco. Inna sprawa, że ostatnie wystąpienie Ewy Kopacz w kampanii zaplanowano na 20-ta - czyli po głównych serwisach informacyjnych. Błąd tak szkolny, że wręcz niewytłumaczalny. Czyżby sztabowcy chcieli oszczędzić elektoratowi tego smutnego widowiska?

Swoją drogą coraz częściej zastanawiam się, czy w sztabie PiS szykują już kosz kwiatów dla Michała Kamińskiego, za taki właśnie kształt kampanii. Moim zdaniem powinni. I butelkę whiskey na dokładkę. Może będzie miał okazję osuszyć ją z wiceminister Zbrojewską…

Rzecz jasna do ostatniej chwili Platformę wspierała Gazeta Wyborcza. Poza dramatyczną okładką Adam Michnik zdecydował się osobiście postraszyć wyborców na falach TOK FM. W popołudniowej rozmowie z Piotrem Najsztubem przekonywał, że Jarosław Kaczyński to przypadek szczególny, bo nie interesują go pieniądze i dziewczynki. Tylko władza i odwet. Jasne, balangowanie przy ośmiorniczkach i deale zawiązywane w knajpach to jest ten europejski standard, który wraz Platformą ma szansę odejść w niebyt. Jakiż żal…

Wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego i Beaty Szydło miały dziś zupełnie inną temperaturę. Choć i po nich - zwłaszcza po kandydatce na premiera - było już widać trudy wielomiesięcznej kampanii.( Dopiero okrzyki „Jesteś w domu!” przywołały na twarz Beaty Szydło spontaniczny uśmiech.)

Niewątpliwie dużym sukcesem PiSu była konsekwencja - to, że nie dał się sprowokować, nie pozwolił wciągnąć się w agresywne przepychanki słowne. Mimo wysiłków mainstreamu, mimo uporczywego straszenia raportem WSI, pasożytami, faszyzmem, demokraturą i nieistniejącym projektem Konstytucji - pogróżki PO w większości zawisły w próżni. Ostanie wystąpienie liderki PiS dotyczyło łączenia, nie dzielenia. Emanowało przekazem pozytywnym. Podobnie jak w kampanii Andrzeja Dudy.

Pytanie czy to wystarczy? Do zwycięstwa - na pewno. Do samodzielnych rządów - być może. Tak czy owak epoka Platformy Obywatelskiej dobiegła końca. W poniedziałek obudzimy się w zupełnie innej Polsce.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych