Bez inwokacji. Austriacka telewizja ORF martwi się o języki Beaty Szydło. Ni be, ni me, ni kukuryku Kopacz nie przeszkadzało

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk
fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

Zachodnie, choć licho europejskie media, martwią się bardzo o dalsze losy Polski, jeśli zwycięży PiS. Piszę licho europejskie, bo jeśli przyjąć, że wielkimi Europejczykami byli Konrad Adenauer, Charles de Gaulle i im podobni, to wielu dzisiejszych zapełniaczy łamów i eteru w Berlinie, Wiedniu, czy Brukseli są Europejczykami raczej ledwo, ledwo.

Ale do rzeczy. Mędrcy z austriackiej ORF wielce się trapią przewidywaniami, które wskazują na Beatę Szydło, jako przyszłego premiera. Jednym z powodów jest ponoć brak znajomości języków obcych. Prawdę mówiąc, akurat nic o tym nie wiem, ale nawet gdyby mieli rację, to czemu nie nabijali się z Ewy Kopacz, która – jak mawiał klasyk intelektu – ni me, ni be, ni kukuryku?

A niejaki Tusk Donald? Dopiero w Brukseli, po przyspieszonych, na nasz koszt kursach, zaczął odczytywać przemówienia w języku angielskim. Gdy został premierem, jeszcze przez długie lata także spełniał wzmiankowane kryterium Wałęsy Lecha. Panowie redaktorzy z ORF, pilnujcie raczej nadal, by żadna informacja o chorobach w obozach uchodźców nie przedostała się na wizję. Na tym znacie się jednak lepiej.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych