Niewątpliwie najistotniejszym elementem Debaty Liderów - niezależnie od tego jak bardzo nie podoba się to mniejszym partiom - była ewidentna dogrywka pomiędzy Beatą Szydło i Ewą Kopacz.
Trzeba przyznać, że pani premier wyciągnęła wnioski z poniedziałkowej porażki. Lepiej ubrana (czemu Beata Szydło nie zmodyfikowała nieco stroju?), mniej nerwowa, konkretniejsza. Ale nie zrezygnowała - ze straszenia PiSem: tą całą republiką wyznaniową, mitycznym projektem Konstytucji, fanatyzmem, zagrożeniem demokracji - całym tym repertuarem straszaków, w które sama chyba nie do końca wierzy.
Widać, sztabowcy PO pogodzili się już z porażką i walczą już tylko o swój własny, twardy elektorat. Ratują „masę upadłościową”. Tę taktykę potwierdzałoby dramatyczne wezwanie premier po debacie, żeby nie oddawać głosów na mniejsze partie. Bo to oznacza głosowanie na PiS. Takie wypowiedzenie wojny na finiszu - teoretycznie oddala wizję wielkiej antypisowskiej koalicji.
Niewątpliwie znacznie lepsze - z punktu widzenia interesów PO - było przemówienie Ewy Kopacz po debacie. Gdyby tak zachowała się w poniedziałek - kto wie, może komentatorzy nie byliby tak pewni jej porażki. Wtorkowy spektakl był już jednak spóźniony i prawdopodobnie nie zdoła zatrzeć niekorzystnego wrażenia.
Beata Szydło wypadła podobnie jak poprzedniego dnia. Może momentami była bardziej ofensywna. Skorzystała z okazji by sprostować nieuczciwe zarzuty rywalki z poniedziałku (sprawa Nord Stream’u). Częściej zdarzały się jej za to potknięcia językowe i okrągłe wiecowe zdania. Ale, zgodnie ze swoim hasłem wyborczym - „dała radę”. Potwierdziła wrażenie osoby spokojnej i przygotowanej. I chyba taki był cel jej występu.
Co do pozostałych uczestników debaty - błyskotliwe momenty miał Janusz Korwin-Mikke (ze swoimi kanibalami i służbą zdrowia na wzór weterynaryjnej) - i Paweł Kukiz z cytatem z Herberta. Choć ten drugu da się raczej zapamiętać z uporczywego wchodzenia w utarczki z dziennikarzami. Jak na antysystemowca przystało.
Programowa ugodowość Janusza Piechocińskiego wypadła raczej blado. Jego wizje niesienia cywilizacyjnej i gospodarczej pomocy Afryce - brzmiały dość egzotycznie. A zielone jabłuszko na pulpicie - nie odegrało żadnej roli.
Ryszard Petru usiłował zaistnieć dzięki przyniesionej planszy. Jednak realizatorzy telewizyjni - nie pomogli mu w tym zakresie. Wykresy, czy też liczby umieszczone na tabliczce były dla widza zupełnie niewidoczne.
Swoje pięć minut miał niewątpliwie lider Polski Razem Adrian Zandberg. Człowiek, o którym większość Polaków usłyszała zapewne po raz pierwszy. Ot, kolejna kilkudniowa „gwiazdka” - niczym Marian Kowalski w wyścigu prezydenckim.
I jeszcze Barbara Nowacka, która wypadła nieźle, choć nieco konwencjonalnie. Gdyby przygotowała sobie jakieś choć jedno nośne zdanie - które dałoby się zapamiętać - mogłaby mówić o sukcesie. Ale swojemu elektoratowi - pewnie się podobała.
Mimo wszystko podczas całego wieczoru nie wydarzyło się nic, co mogłoby radykalnie powywracać sondażowe słupki. (Chyba w toczącym się równolegle Konkursie Chopinowskim było więcej niespodzianek). Liderzy co najwyżej utwierdzili swoje elektoraty, co do słuszności wyboru. Czy zmobilizowali niezdecydowanych? Raczej w niewielkim stopniu. A to oznacza, że przed nami decydujące trzy dni. Bo nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jakieś fajerwerki jeszcze nas czekają. Nieubłagana logika dotychczasowej kampanii pokazuje,że walka będzie trwać do ostatniej minuty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/269122-spozniona-reaktywacja-ewy-kopacz-stabilna-beata-szydlo-i-przewidywalni-do-bolu-outsiderzy-wtorkowa-debata-raczej-nie-wywroci-sondazowych-slupkow-ale-to-jeszcze-nie-koniec
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.