Demokracja na Dziś. Kłamstwo stało się poręcznym narzędziem zdobywania głosów wyborczych, podobnie jak zabijanie w ludziach pamięci

Są takie podprogowe informacje, głęboko tkwiące w człowieku od czasów edukacji powszechnej, których sensu nie podważamy, gdyż nie widzimy już problemu. Zabita została w nas od dzieciństwa szkolnego zdolność do refleksji. Jedną z takich informacji-interpretacji jest pogląd, że postęp w dziejach ludzkości układa się na linii (wektorze) czasu w sposób jednokierunkowy zwrotem do przodu, czyli ku nam.

Ta bałwochwalcza ocena właściwości historii nadana przez Hegla i tradycję rewolucji francuskiej ma się jednak nijak do doświadczeń rozumu ludzkiego niepoddającego się podprogowym formułom. Dzieje parlamentaryzmu polskiego, a także europejskiego, są tego dobitnym przykładem. Dziś zachęcamy czytelników „wSieci Historii” do powrotu do ławy szkolnej, by przyjrzeć się dziejom ustrojowym Polski i praktyki rządzenia.

Z niewiadomych powodów od zarania edukacji szkolnej uczymy się, że pełnia demokracji ateńskiej nastąpiła w czasach Peryklesa, a jedynie drogą do niej były np. reformy Solona, czyli wsteczne i mniej postępowe. Jednakże w praktyce rządzenia wolnym miastem-państwem (polis), w ówczesnym społeczeństwie obywatelskim nastąpiły przemiany mentalnościowe, które de facto obniżyły wartość demokracji, dopuszczając do władzy zarówno ludzi rozumnych, jak i bezrozumnych.

Szkoła sofistów dopiero wtedy, za czasów pełnej demokracji, mogła zaistnieć i zbałamucić rozum ludzki, zachęcając do ucieczki od poszukiwania prawdy. Co gorsza, ta „zdobycz” demokracji ateńskiej rozpleniła się po czasach i ludziach. W najlepsze trwa do dziś. Na dodatek się wulgaryzując. Kłamstwo stało się poręcznym narzędziem zdobywania głosów wyborczych, a jeszcze poręczniejszym zabijanie w ludziach pamięci.

Jak powiedział niedawno w Klubie Ronina prof. Andrzej Nowak, pamięć elektoratu rodzi konsekwencje w postaci odpowiedzialności polityków za czyny i słowa. Brak historycznego widzenia zdarzeń staje się natomiast wartością dodaną pozwalającą ustawicznie liczyć czas i rozliczać ze słów, od dziś. Czyli od nigdy. Wydaje się, że dość mamy już tego postępu!

Afera taśmowa czy zmienne wypowiedzi pani premier na temat polityki Polski wobec imigrantów i stanowiska państwa wobec Unii Europejskiej unaoczniły w sposób niepodlegający dyskusji oczywiste wady „postępowej demokracji”. Rodzi ona brak stabilności, bolszewickie podejście do prawa, zanik odpowiedzialności, a w konsekwencji groźbę zaniku poczucia bezpieczeństwa powszechnego.

Sytuacja Polski i Polaków nie jest dziś – po ośmiu latach rządów PO – komfortowa ani w sferze bezpieczeństwa zewnętrznego, ani wewnętrznego. I nie chodzi tylko o aferę taśmową, której jedno z oblicz wskazuje wyraźnie, że ogon rządzi psem, a nie odwrotnie (czyli służby władzą wykonawczą, konstytucyjną). Brak poczucia bezpieczeństwa odczuwają np. frankowicze, którzy być może (tego jeszcze dokładnie sprawdzić się nie da) mogą liczyć na władzę sądowniczą w Polsce, ale już wiadomo, że na pewno nie na parlament (z tą większością) i ten rząd.

Dużo poważniejszym problemem jest bieda lub potencjalny upadek polskich rodzin, np. wielodzietnych, którym państwo „oferuje” zabranie dzieci do opłaconych z innej kieszeni budżetu rodzin zastępczych. Te rzekome marginalia jak strumyczki górskie zamieniają się w potok i mogą nas zalać jednocześnie.

Podobnie w kwestii imigrantów, którzy być może (być może nie) za chwilę zapukają do naszych bram granicznych, a my nie jesteśmy ani mentalnie, ani organizacyjnie na to spotkanie przygotowani. Najlepiej, tradycyjnie, przygotowany na sytuacje zmienne jest Kościół katolicki i tzw. trzeci sektor, czyli organizacje społeczne, szczególnie aktywne w środowiskach Polaków o przekonaniach konserwatywno-niepodległościowych i chrześcijańskich.

Lekarstwem na dziś staje się zatem powrót do demokracji solońskiej, w której rządy miały należeć do ludzi wartościowych, zdolnych do utrzymania kręgosłupa moralnego i przed wejściem na stołki, i po zejściu z tychże stołków. Czy ekipa Prawa i Sprawiedliwości jest tym gwarantem powrotu Polski do rodziny państw demokratycznych z litery i ducha?

Wydaje się, że trzeba nam podjąć to ryzyko. I nakazać, by rozumiano, co znaczy to zdanie Romana Dmowskiego napisane u zarania XX w.: „Jestem Polakiem. To znaczy, że mam obowiązki polskie”.

Tekst ukazał się pierwotnie w miesięczniku „wSieci historii”, numer 10/2015

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.