Miesiąc do 25/10. Wybory będą także o tym, czy kolejne 4 lata staną się permanentną awanturą i piaskownicą, czy okresem rządów, które będzie można ocenić i rozliczyć

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
PAP/Leszek Szymański/Jacek Turczyk/Radek Pietruszka
PAP/Leszek Szymański/Jacek Turczyk/Radek Pietruszka

Tendencje w sondażach (do których, patrząc na wybory prezydenckie, należy podejść z dużym dystansem) pokazują, że jedynym ważnym pytaniem, na które nie znamy odpowiedzi jest to, czy PiS wraz z całą Zjednoczoną Prawicą sięgnie po samodzielną większość w przyszłym Sejmie. Platforma pewnego pułapu (18, 20, 25%?) nie przeskoczy, choćby Joanna Mucha pojawiła się na siedmiu konferencjach prasowych dziennie. Ale otwartą kwestią jest to, jak dużo partii wejdzie do przyszłego parlamentu i z jakim rozkładem.

Wystarczy spojrzeć na wpisy pluszaka tej władzy i posłuchać wypowiedzi polityków PO, Zjednoczonej Lewicy, Ryszarda Petru, a często i PSL, by dowiedzieć się, że jedynym zadaniem, jakie postawił sobie obóz broniący status quo jest stworzenie wielkiej antypisowskiej koalicji. Temu służy medialne wzmożenie, którego ewidentnym efektem jest wybuch zaproszeń telewizyjnych, radiowych i prasowych dla Petru.

Gdyby ten pomysł się powiódł, to oprócz permanentnego zamieszania z przepychankami politycznymi, jakie obserwujemy dziś, mielibyśmy też do czynienia z problemami w kwestii prowadzenia polityki. Przykład? Prezydent chcący budować sojusz Europy Środowko-Wschodniej i liczący na przychylność tych państw w kwestii baz NATO (czemu ma sprzyjać na przykład szczyt w Rumunii) będzie musiał zmierzyć się z niechęcią tychże z powodu decyzji rządu Ewy Kopacz. Ale i z perspektywy Platformy ta sytuacja będzie mocno niekomfortowa - wielka antypisowska koalicja będzie bardzo niestabilna, zapewne zakończy swoją działalność po roku-dwóch, a jej każda poważniejsza ustawa będzie blokowana przez weto prezydenta Dudy.

W efekcie dostaniemy spotęgowaną dawkę wzajemnych oskarżeń, przerzucania się odpowiedzialnością za przyjęcie (bądź nie) danych ustaw oraz niekonsekwentną politykę zagraniczną. Nie ma się co łudzić, że któraś ze stron odpuści - mając w perspektywie i tak silny (i pewnie rosnący w siłę) największy sejmowy klub - PiS - w opozycji.

Andrzej Duda stał się, chcąc nie chcąc, jedną z głównych postaci tej kampanii.. Prezydent nawet jeśli tego nie chce, stał się głównym podmiotem i przedmiotem przedwyborczej walki. Czy to efekt świadomej polityki PiS, które chce wykorzystać większą siłę rażenia Szydło-Duda, czy wygodny unik, pozwalający słabszej (jeśli chodzi o kampanijne warunki) Szydło zejść z pierwszej linii strzału? Tego możemy się domyślać. Nowy prezydent jest zawsze trudnym celem, a wzięcie go na celownik przez Platformę jest bezskuteczne (poza małym spadkiem w poparciu dla niego, na co może sobie pozwolić).

25 października albo zakończymy tę piaskownicę i damy okazję do rządów, które po czterech latach będzie można rzetelnie ocenić i rozliczyć (przy okazji wraz z prezydentem, który będzie wówczas kończył kadencję), albo kolejna kadencja - zapewne skrócona - będzie okazją do permanentnej awantury politycznej. Gorące 30 dni, które pozostały do głosowania, powinny być dla wyborców okresem do przemyślenia tego problemu.

« poprzednia strona
12

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych