To było dobre, zapoznawcze, pełne wzajemnej kurtuazji oraz nadziei na wspólne działania spotkanie.
Generalnie, jest nam po drodze, i w żywotnym interesie Polski leży ścisła współpraca z Davidem Cameronem. Np. w Brukseli, ale już nie w sprawie Ukrainy, która dla Wielkiej Brytanii leży „zbyt daleko”, ponadto wciąż łączą ją z Rosją jakieś niejasne interesy - doradcy wojskowi i know how. Choć mamy wspólny punkt widzenia w sprawie imigrantów – Europa nie może sobie pozwolić na imigranckie tsunami, w sytuacji kiedy budżety służb publicznych są już maksymalnie przeciążone - nasze spojrzenia jednak się różnią, i to nie tylko w detalach. Wielka Brytania jest ciągle krajem bogatym, Polska nie, pierwsza jest krajem postimperialnym, wciąż nękanym wyrzutami sumienia, druga – nie ma się czego wstydzić, ani czego sobie wyrzucać. Wielka Brytania od lat 40., jest państwem wielokulturowym, a jej służby socjalne przygotowane do „obsługi” społeczeństwa multietnicznego, u nas trzeba byłoby budować tę strukturę od początku. Dla Davida Camerona 10% społeczności kolorowych, to norma, dla nas – nie. No i to brytyjski premier Tony Blair, razem z George’em Bushem Jrem byli głównymi architektami wojny w Iraku, od których zaczęła się „arabska wiosna” na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej, rozpad struktur państwowych i chaos, produkujący wielką falę uchodźców. A jak bardzo świat jest dziś systemem naczyń połączonych, niech świadczy inny jeszcze fakt – kiedy kolonizatorzy, brytyjscy, francuscy, belgijscy wycofali się z Afryki, czy staliśmy się świadkami powstawania nowych demokracji? Nie. Walki plemienne, wojny domowe, upadek gospodarek, głód, dogadywanie się z byłymi kolonizatorami w sprawie eksploatacji bogatych złóż minerałów, z czego korzystają nieliczni. I teraz mamy tę lawinę imigrantów zarobkowych. Zmierzam do tego, że są problemy, które nas z Wielka Brytanią łączą – reforma Unii, rozwój infrastruktury NATO w naszym regionie Europy/ choć duch appeasement wciąż unosi się nad Anglią/, dywersyfikacja żródeł energii / choć Brytyjczycy biorą od Rosjan tylko 14% ropy i gazu/ - ale i takie, które owszem, ale nie do końca, i należy o tych różnicach pamiętać.
Tzw. coverage medialny wizyty był średni: świetny wywiad prezydenta Andrzeja Dudy w konserwatywnym „Daily Telegraphie” / choć pamiętam, że ten sam „DT” z okazji wyboru naszego prezydenta zamieścił artykuł pt. „Poland on the >vel vet road< to dictatorship” i obficie cytował >szanowanego byłego antykomunistycznego dysydenta, Adama Michnika<”/. W tym wywiadzie Andrzej Duda znakomicie wyartykułował sprawy ważne dla nas, ale i dla Wielkiej Brytanii. Po pierwsze - suwerenność państw narodowych w Unii. To była muzyka dla uszu Camerona, który dziś czuje się w Brukseli w swoich żądaniach reform Unii bardzo osamotniony! Prezydent mówił o konieczności wyznaczenia wschodniej flanki NATO / Polska, państwa bałtyckie, Rumunia i Bułgaria/, najpierw twarda infrastruktura NATO, a potem konieczność rozmieszczenia baz wojskowych w Polsce . I - jakże słusznie - dodał, że po napaści Putina na Krym i Ukrainę, dokument z 1997 roku, gdzie NATO deklaruje że nie rozmieści sił bojowych w nowych państwach członkowskich, nie obowiązuje. Podkreślił także wkład, wnoszony przez polskich pracowników w powodzenie brytyjskiej gospodarki, i że więcej wpłacają w podatkach niż odbierają w zasiłkach, co jest świętą prawdą. Nie wypadało mu wspomnieć o przyczynach dyskryminacji przybyszów z krajów nowej Unii, i ochrony imigrantów spoza Unii – politycznej poprawności Camerona i sporej części jego gabinetu. Podobało mi się, kiedy prezydent mówił o „duchu partnerstwa” – zdaje się, że Wyspy dawno nie słyszały od polskich polityków podobnych słów. Wywiad w „Daily Telegraphie” był naprawdę dobrym wstępem do kurtuazyjnych rozmów na Downing Street, to stary dyplomatyczny sposób przygotowania gospodarza do rozmowy. Konserwatywny „Telegraph” oczywiście wybił zdanie „Zgadzam się z Cameronem w sprawie UE – mówi nowy polski prezydent”. Nic dziwnego - dla premiera Polska liczy się głównie jako sojusznik we wprowadzaniu reform w Brukseli.
Zero informacji w „Timesie i, „Independencie”, w „Financial Times” online – odniesienie do wywiadu w „DT”, a w wydaniu internetowym „Guardiana” – jedynie serwis zdjęciowy z 75. rocznicy obchodów Bitwy o Wielką Brytanię, w której prezydent Andrzej Duda brał udział. Podobnie w BBC online – serwis zdjęć z mszy w londyńskiej katedrze św. Pawła, zorganizowanej przez RAF Association, w której wzięli udział brytyjski premier i polski prezydent. Trzeba przyznać, że w części opisowej wiele się mówiło o wielkiej roli polskich pilotów w Bitwie o Anglię, 1/5 kadry to byli Polacy, a ich skuteczność i odwaga stały się tu legendarne. Ciekawą wzmiankę znalazłam na stronie internetowej samorządowej gazetki londyńskich dzielnic Ealing, Uxbridge, Houndslow i Harrow, gdzie mieszka wielu Polaków. „GetWestLondon” opowiada, jak to prezydent Duda złożył wieniec w nowym Polish War Memorial Rememberance Garden, aby – jak powiedział radny John Puddifoot - „uczcić wkład polskich pilotów w Bitwę o Wielka Brytanię, jedną z najważniejszych kart II wojny światowej”. No i notatka o tych uroczystościach na blogu Jej Królewskiej Wysokości księżnej Wessex, żony księcia Edwarda - pewnie dlatego, że Edward jest honorowym komandorem RAF Waddington, i także uczestniczył w mszy w katedrze św. Pawła. Swietny koincydens z tą rocznicą – można było opowiedzieć historię, której nie zna nawet inteligencja brytyjska, a politycy mają o niej bardzo mgliste pojęcie. To jest budowanie prestiżu naszego kraju i jedna cegiełka więcej w gmachu polskiej polityki historycznej. Zapewniam państwa, że Polacy 10 razy lepiej znają historię, etc. Wielkiej Brytanii, niż Brytyjczycy polską – i to był jeden krok naprzód w wyrównywaniu tych dysproporcji.
Wciąż powtarzam, że była to wizyta udana: kulturalna, świetnie się prezentująca, władająca językami obcymi para, i prezydent, który – czując się partnerem, a nie totumfackim, podmiotem , a nie przedmiotem negocjacji - nie wahał się wyartykułować nasze oczekiwania. Ja też widzę szeroki pole współpracy: reforma Unii, która da nam trochę niezależności i oddechu, a następne dwa lata, do referendum w sprawie Brexitu, będą tu kluczowe. Choć dobrze jest pamiętać, aby nigdy, przenigdy nie oddawać niczego za darmo. Brytyjczycy cenią twardych, ale przedstawiających rozsądne racje negocjatorów. Podobna polityka w sprawie imigrantów – stanowcze nie, i uchodźców – z zastrzeżeniami, o których wspominałam. Dywersyfikacja źródeł energii – o naszych różnicach już wiemy - ale Cameron zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa monopolu Rosji. Obawiam się, że najtrudniej nam będzie powstrzymaniem reform socjalnych, które dotyczą imigrantów z Nowej Unii – bo to część demontażu bardzo kosztownego państwa opiekuńczego, na które Wielką Brytanię już nie stać. I tu – cóż - należy grać z Unią przeciw Brytyjczykom. I nauczyć się wreszcie znanej nad Tamizą prawdy: ”w polityce nie ma przyjaciół, są tylko sojusznicy”. A Wielka Brytania to dziś nasz sojusznik, jeden z nielicznych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/266231-wizyta-prezydenta-w-londynie-i-co-dalej