Samobójstwo Labour Party. Zachodnioeuropejscy socjaliści, a i ich polscy towarzysze, znaleźli się w pustce ideologicznej

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Dla tych, którzy przez ostatnie trzy miesiące śledzili bieg po władzę w Labour Party, wynik wewnętrznego balotażu na przywódcę partii, nie był zaskoczeniem. „Corbymania” rozpoczęła się właściwie od momentu ogłoszenia jego kandydatury. W sobotę o godz. 12 ogłoszono wyniki, 59,5% głosów na Jeremy Corbyna - admiratora Fidela Castro, sojusznika grup terrorystycznych Hezbollah i Hamas i wyznawcę teorii, że to „zachodnie prowokacje winne są wojny na Ukrainie.

Na wieść o tej wiktorii Corbyn zaintonował hymn włoskich komunistów, „Bandiera rossa”, „Czerwony sztandar”, i ogłosił program, który zjeżył włos na głowie nawet jego partyjnym kolegom. W manifeście nowego lidera brytyjskiej Partii Pracy znalazły się następujące punkty. Wyjście z NATO i „radykalna zmiana polityki zagranicznej”, co znaczy oddanie Irlandii Belfastu i wspólne z Argentyną zarządzanie Falklandami. Redukcja wydatków na obronę – „Costa Rica zlikwidowała armię i pokazała nam drogę do światowego pokoju” – oraz veto dla dołączenia do aliantów bombardujących IS. Spotkanie z Putinem, lecz nie po to, aby negocjować wymarsz Rosji ze wschodniej Ukrainy, ale by go przekonać iż „źle czyni prześladując gejów”. Podobno nie jest przeciwny referendum w sprawie Brexitu, jednak będzie naciskał na próby dogadania się. Republikanin, więc w perspektywie – obalenie monarchii. Wyższe podatki dla zamożnych i wyższy socjal dla ubogich. Renacjonalizacja transportu kolejowego oraz firm dostarczających energię. Opowiada się za przyjęciem znacznie większej liczby imigrantów i za likwidacją ID - czyli odwrócenie tych wszystkich trendów, które zapoczątkował Tony Blair i nie ruszył, choć próbował, „czerwony Ed” Miliband. Corbyn natychmiast sformował nowy gabinet cieni, a ponieważ 7 osób z poprzedniego podziękowało za współpracę, dobrał sobie kilkoro byłych rywali, którzy obiecali „wspierać go ze wszystkich sił”.

Brytyjska Partia Pracy od 2003 roku, czyli relegowania Tony Blaira z Downing Street, pozostaje w głębokim kryzysie, który pogłębił się wraz z wyborem Corbyna. Jest to jednak kryzys na własne życzenie. Najpierw partyjni twardogłowi zarzucili Blairowi i jego Trzeciej Drodze, centryzm, a następnie, kiedy przystąpił do koalicji anty-irackiej i sprzymierzył się z George’em Bushem Jrem, spowodowali jego odejście. Premiera, który trzy razy wygrał dla tej partii wybory parlamentarne! Następnie ster Labour Party przejęła grupa neo-komunistów, balot wewnętrzny na przywódcę wygrał Gordon Brown, który w dwa lata później przerżnął elekcję do konserwatysty Davida Camerona. Kolejne zamieszanie, i w dołkach startowych w sprincie na szefa partii, stanęli dwaj bracia Milibandowie, umiarkowany David i „czerwony Ed”, pupil związków zawodowych. I to związki zawodowe wyniosły tego młodego i bardzo niedoświadczonego, gorzej – „geeky”, „dziwacznego” - Eda na fotel przywódcy Partii Pracy. Potem było już tylko głową w dół. Po kompromitującej klęsce w maju tego roku, Ed złożył rezygnację. Ale podziały partyjne – zostały. Toteż dziś jedna część laburzystów otwiera szampana i świętuje, a druga, jak to malowniczo określił „Mail On Sunday”, ostrzy noże. Walka frakcyjna między centrystami i radykałami – trwa, a nawet zyskała na sile.

Wczoraj podano wyniki balotażu, dziś mamy pierwsze komentarze prasowe. Okładka „Mail On Sunday” i wielki tytuł: „Red and buried”, „Czerwony i skończony”. I podtytuły: „twardogłowy lewak - celebryta po koronacji”, „7 kluczowych postaci gabinetu cieni odchodzi” i „z badań opinii publicznej , że Labour Party z nowym prezesem, przegra dwie kolejne elekcje”. Na okładce lewicowo – liberalnego „Sunday Mirrora” – zupełnie inne klimaty. Ekskluzywny wywiad z nowym liderem partii, o którym dziennikarz opowiada z uczuciem:

W nowej marynarce, kupionej przez synów, Corbyn mówi naszej gazecie: „Jestem gotów, żeby objąć fotel premiera”.

A dalej w numerze – mocno wyspacjowane złote myśli Corbyna:

Nie musimy cierpieć w kraju nierówności społecznych, ekonomicznych. Bieda nie musi nas nękać. Możemy zaprowadzić sprawiedliwe rządy. To wszystko może się zmienić, i się zmieni”

— typowe lewicowe zaklęcia, od których od 1917 roku „to wszystko” nie zmieniło się ani na jotę. A jeśli tak, to na najgorsze.

Na wieść o zwycięstwie labourzystowskiego hardlinera, premier David Cameron powiedział:

Jeremy Corbyn zagraża bezpieczeństwu narodowemu, bezpieczeństwu ekonomicznemu i bezpieczeństwu brytyjskich rodzin.

Tony Blair zdystansował się do nowego szefa Partii Pracy, były wicepremier w rządzie Blaira, John Prescott, zamieścił w „Sunday Mirror” - „10 porad dla towarzysza Corbyna” - w którym zalecił mu złagodzenie kursu, a lord Mandelson powiedział, nie owijając w bawełnę:

Jeremy Corbyn musi się zdecydować czy Labour Party chce być „partią w parlamencie” czy „partią na politycznym marginesie”.

A w cytowanych już badaniach opinii społecznej, na pytanie czy nowy przywódca ma szansę zostać premierem, na nie glosowało 34%, nie wiem – 43%, a tak – jedynie 24%.

Partie lewicowe od 25 lat toną w głębokim kryzysie. I kiedy obserwuje gorączkowe zabiegi Leszka Millera czy Janusza Palikota, aby sklecić choćby podstawy programowe, ogarnia mnie pusty śmiech. Nie sklecą, bo – podobnie jak zachodnioeuropejska lewica - nie mają z czego. „Ni cebuli, ni w co wkroić”. Zrozumieli to już 20 lat temu Tony Blair i teoretyk i filozof Labour Party, Peter Mandelson, przygotowując się do desantu na Downing Street. Nie istniał już wtedy Związek Sowiecki, zdelegalizowano Partię Komunistyczną Wielkiej Brytanii, ogłoszono „Czarną księgę komunizmu:, związki zawodowe traciły swoje wpływy – a po reformach strukturalno-ekonomicznych premier Thatcher - nie istniała już nawet klasa robotnicza! Blair i Mandelson dokonali wtedy zabiegu, którego do dziś nie mogą im wybaczyć brytyjscy post-komuniści. W nowym manifeście programowym zamiast do Karola Marksa, zaczęto odwoływać się do utopijnego socjalisty i artysty, Williama Morrisa. Dawni ideolodzy i patroni, Marks, Engels i Lenin, dawne symbole i komunistyczna retoryka zostali posłani do lamusa. I choć wciąż promowano solidarność, nie była to już solidarność klasowa, lecz uniwersalna, jacyś nie do końca określeni „nieuprzywilejowani”. Sięgając po nowy elektorat, klasę średnią, laburzyści zapożyczyli także sporo haseł z programu konserwatystów, jak częściowy wolny rynek, rodzina, szacunek dla pracy. Wtedy to nastąpiło głębokie rozbicie Partii Pracy – jedna frakcja broniła Marksa, a druga Morrisa - które trwa do dziś.

Zachodnioeuropejscy socjaliści, a i ich polscy towarzysze, znaleźli się w pustce ideologicznej, i w panice zawierają sojusz z organizacjami pozarządowymi, które jeszcze do niedawna były jedynie obyczajowym odpryskiem walki politycznej - z feministkami, ruchem gejowskim, gendrystkami, i razem kontynuują inwazję na „establishment”, państwo, rodzinę, tradycję, religię, prawa Natury i zdrowy rozsądek. Widać jak świat ideologii lewicy traci grunt pod nogami, dogorywa, jak pojawiają się ersatze. Co jednak nie znaczy, że nie może jeszcze narobić sporego zamieszania. Może. O Mr Corbynie też jeszcze niejedno usłyszymy.

Londyn, 13 września 2015

Felieton został opublikowany na stronie sdp.pl

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.