Między cynizmem a głupotą, czyli imigranckie rozterki chrześcijańskiego Europejczyka

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. PAP/EPA
fot. PAP/EPA

Przyznam, że w sprawie imigrantów jestem mocno skonfundowana. Bo dyskusja na ten temat zaczyna się robić – jak zwykle u nas – dwubiegunowo nieobiektywna.

Z jednej strony moraliści spod sztandarów lewicy i Gazety Wyborczej krzyczą: przyjmować bez względu na wszystko, to nasz moralny obowiązek, Polakom wszak też pomagano za komuny!

Z drugiej samozwańczy patrioci chcą widzieć w uciekających ludziach wyłącznie terrorystów i uchodźców ekonomicznych, którzy zaleją nas, wynarodowią, zdominują, a kościoły zastąpią meczetami.

Problem polega na tym, że jedni i drudzy mają rację – częściowo. Lub też – jak kto woli – częściowo tej racji nie mają.

Nie da się ukryć, że za pomocą uchodźcom przemawiają racje humanitarne. I nawet te najbardziej ckliwe – jak piszą „imigrosceptycy” obrazki - z wielodzietnymi rodzinami, ze zdesperowanymi kobietami, które z niemowlętami przy piersi przemierzają pól świata, byle znaleźć bezpieczny dach nad głową, na który nie spadną za chwilę bomby – nie są przecież reżyserowane. Doniesienia o tych, którzy zginęli – na tratwach, łodziach w ciężarówkach też nie zostały wyssane z palca. Taka imigracja po prostu istnieje. Szczególnie z ogarniętej wojną Syrii. Trudno uwierzyć, żeby setki i tysiące ludzi ryzykowały życie rzucając się na oślep przed siebie – z błahego powodu. Zresztą nikt kto był w Syrii, kto zainteresował się tematem – nie ma wątpliwości. Ci ludzie uciekają przed wojennym piekłem. Nawet jeśli ich wyobrażenie o krajach Zachodu jest nieprawdziwe, wyidealizowane i roszczeniowe.

Z drugiej strony nie sposób nie mieć obaw, gdy się widzi tłumy ludzi – przeważnie młodych mężczyzn, którzy rzucają się na ciężarówki w Calais, szturmują granice, dworce, porty. Ludzi, którzy przychodzą do spokojnych mieszkańców wysp i żądają: jedzenia, pieniędzy, dachu nad głową.

I końca tego exodusu nie widać. Choćby bowiem Europejczycy dwoili się i troili nie są w stanie przyjąć na Stary Kontynent ludności całej Afryki i Bliskiego Wschodu. Obawy o zwiększanie zagrożenia terrorystycznego też nie są nieuzasadnione. Nawet jeśli wśród emigrujących większość stanowią prawdziwie potrzebujący, to – jak wskazuje doświadczenie -wystarczy kilku, kilkunastu fanatyków, którzy podszyją się pod uchodźców aby doszło do nieszczęścia na niewyobrażalną skalę. Zresztą nawet jeśli bojownicy Państwa Islamskiego nie przenikną do nowych krajów wraz z uchodźcami teraz, to w późniejszym czasie będą mieli wśród nich potencjalnie przyjazną „bazę”.

Do tego dochodzi aspekt ekonomiczny. Bo przecież zwłaszcza rządzący mają prawo pytać : a co z naszymi własnymi potrzebującymi?

Najbardziej jednak irytuje mnie – to powoływanie się na obowiązek moralny. W czym celują żakowsko podobni publicyści. A i politycy - np. Andrzej Celiński, który u Tomasza Lisa dał wczoraj istny recital hipokryzji.

Przy czym nie twierdzę, że Europa nie ma moralnych zobowiązań wobec krajów południowych. Zwłaszcza Afryki. Bo niewątpliwie tragiczna sytuacja jej mieszkańców to bardziej lub mniej bezpośrednia konsekwencja polityki kolonialnej. Ale przecież nie prowadziła jej Polska. To przede wszystkim Wielka Brytania, Francja, Niemcy przez lata czerpały niebotyczne zyski z eksploatacji krajów afrykańskich. Przy okazji wpędzając w nędzę jej mieszkańców. Jeśli więc ktoś ma do spłacenia dług wobec Afrykańczyków to przede wszystkim one. To, że go usiłują spłacić – jest w jakimś sensie zrozumiałe. A nawet godne pochwały. Ale Polska, Węgry, Czechy – gdyby ktoś nie pamiętał – kolonii nie miały. Nie zyskały niczego, co dziś - w tej czy innej formie należałoby zwrócić. Biorąc więc dodatkowo poprawkę na gospodarczą kondycję Polski – jakikolwiek wymuszanie na nas imigranckich zobowiązań jest czystą hucpą.

Oczywiście tych dwa tysiące rodzin budżetu państwa nie zrujnuje. I pewnie jakąś symboliczną liczbę w imię owej międzynarodowej solidarności powinniśmy przyjąć. Ale już wiemy, że zakusy Unii są większe. Bo z dwóch tysięcy zrobiło się nagle dziewięć. A jeśli fala imigracji nie zostanie powstrzymana – te liczby z pewnością ulegną zwielokrotnieniu.

Zdumiewające jest natomiast, że instytucje międzynarodowe zdają się nie robić nic, by rozwiązać problem u źródeł. Tylko pomoc humanitarna i polityczna na terenach skąd uciekają ludzie - może poprawić sytuację. A tu - cisza. Jakby problemu nie było. Nawet celebrytka taka jak Angelina Jolie to zauważyła, ogłaszając publicznie, że samo przyjmowanie imigrantów kryzysu nie rozwiąże. Na naszym zaś polskim gruncie Manuela Gretkowska, którą trudno posadzić o prawicowe inklinacje stwierdziła w programie Lisa:

Rozumiem tę lęki. W telewizji pokazywane są nam biedne dzieci, oglądamy obrazki z zamachów we Francji. Ludzie innego wyznania kojarzą nam się jednoznacznie. Nie mamy takich zasiłków i pensji minimalnych jak Niemcy. I nagle dostajemy ludzi, który mają tutaj z nami żyć, stąd ta reakcja lękowa. Polacy z reguły dobrze reagują na prośby o pomoc, ale tutaj trzeba zrozumieć, skąd bierze się ten lęk. Sami boimy się o siebie. Nie czujemy się wystarczająco silni i zamożni

-– tłumaczyła. W dodatku, jak zauważają inni eksperci, wraz z imigrantami jedzie do Europy potencjał niezadowolenia, o czym doskonale wiedzą mieszkańcy Paryża czy Londynu., gdzie co i rusz wybuchają zamieszki, i płoną całe dzielnice. A przecież te kraje są w stanie zaoferować im pomoc niewyobrażalnie większą niż Polska.

Ale o tym na salonach europejskich jakby ciszej. A w polskich mediach - przynajmniej tych mainstreamowych - mówić o tym w imię poprawności politycznej - praktycznie nie wypada. Bez ryzyka otrzymania łatki ksenofoba, egoisty i obskuranta.

Najuczciwiej w tym wszystkim brzmi głos Kościoła i papieża Franciszka. Pomagajmy, tym którzy pomocy potrzebują. W miarę możliwości. Dobrowolnie - oddolnie. Kto może przyjąć - uchodźców - niech pomoże. W sytuacji zagrożenia życia nie pyta się o wyznanie. Ale nie można zmuszać do miłosierdzia siłą, tak by pomagając jednych - krzywdzić drugich.

Tymczasem unijni notable ograniczają się na razie do uchwalania kwot imigrantów, które muszą być zaakceptowane w imię odgórnie narzuconej solidarności. I tyle. Zero rozmów o konsekwencjach. A gołym okiem widać, że niezbędne tu będą potężne programy pomocowe, asymilacyjne, szkolenia, opieka medyczna. Inaczej ich dramat rozszerzy się na rdzenne społeczności.

Patrząc na imigrantów można dostrzec wszystko: potrzebujących pomocy bliźnich i zagrożenie zachodniej cywilizacji, potencjalnych obywateli własnego kraju i domniemanych terrorystów. Problem w tym, by nie ograniczyć się do jednego tylko punktu widzenia. Bo to uczyni z nas albo bezdusznych cyników, albo „pożytecznych” (czyli b, szkodliwych) idiotów.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych