Polityczny recykling - kto pozwolił PO uwierzyć, że jest przewodnią siłą narodu?

fot. PAP/Paweł Supernak
fot. PAP/Paweł Supernak

Nazywa się to: polityczna prostytucja. Nie widzę powodu, aby ważyć słowa, skoro zarówno Platforma tzw. Obywatelska jak i jej ostatnie „nabytki” mają wyborców za kretynów. Aby utrzymać się przy władzy, PO po raz kolejny podsuwa wyborcom polityków lekkich obyczajów, którzy w niejednym domu stali.

Parę lat temu byli to m.in. Radosław Sikorski, Bartosz Arłukowicz czy Joanna Kluzik-Rostkowska. Czym skończył się ten polityczny recykling? Na krótką metę korzyści były obustronne: PO namieszała w obozach przeciwników, a zdrajcy i banici z lewa i prawa utrzymali się na świeczniku. Najlepszym recenzentem jest jednak czas. Do Platformy widać nie dotarło jeszcze, że dzisiejsze dołowanie w sondażach zawdzięcza m.in. takim działaniom. Na zdrowie nikomu to nie wyszło, nie tylko - nomen omen - byłemu ministrowi zdrowia. Dziś PO usiłuje zastosować ten sam chwyt: ożywić polityczne trupy z własnych i cudzych szaf, na widok których wyborcy dostają torsji lub wpadają we wściekłość.

Właściwie mógłbym to skwitować zdaniem: nie moje małpy, nie mój cyrk. Niestety, ten cyrk funduje swój koszmarny spektakl nie tylko sobie, lecz całemu społeczeństwu, wczoraj, dziś i być może na kolejne cztery lata. Pomijam już nawet wystawianie na listach - co zakrawa na prowokację - tak „zasłużonych” postaci, jak np. Joanna Mucha, która zasłynęła z wybitnego braku kompetencji i roztrwonienia paru milionów z funduszu celowego na krzewienie sportu wśród dzieci i młodzieży na koncert Madonny, kapiącego obłudą i fałszem, wielopartyjnego przechrzty, politycznej dziwki po prostu, Michała Kamińskiego, który zrobi wszystkim wszystko, byle tylko przetrwać na salonach polityki, niezrównoważonego emocjonalnie Stefana Niesiołowskiego, słynącego przede wszystkim z nienawistnej leksyki stosowanej wobec politycznych przeciwników, budowniczego do dziś niedokończonych autostrad, człowieka-spółdzielni, eksministra infrastruktury, potem sprawiedliwości z nielegalnie posiadaną bronią Cezarego Grabarczyka, znanego z pijackich ekscesów Jacka Protasiewicza i im podobnych…

Widać krótka jest ławka PO, skoro wprowadza do gry politycznych kuśtyków i posiłkuje się chromymi z innych szeregów, jak np. byłym, okpionym wcześniej przez nią samą liderem LPR i Wszechpolski Romanem Giertychem. Najnowszy pomysł Platformy, to wciągnięcie na listy Grzegorza Napieralskiego, Ludwika Dorna i Michała Mazowieckiego. O zawodowym dorobku i zasługach dla kraju tego ostatniego media mogły donieść tyle, że „ma nazwisko”. W takim razie proponuję dopisanie na listach także poznańskiego krewniaka Angeli Merkel, którego babcia Anna Rychlicka, z domu Kaźmierczak, była prababką kanclerz Niemiec – najbardziej wpływowej kobiety na świecie, oraz poszukać w Polsce kogoś z nazwiskiem Obama, albo chociaż Putin…

A propos: dzięki prezydentowi USA rozgłos zyskał dawny towarzysz Arłukowicza, dziś również reprezentant PO „Grześ” Napieralski, który wyciągnął aparat fotograficzny i robił sobie zdjęcia z Barackiem w tle, podczas jego wizyty w Warszawie. Co gorsza, burak SLD prosił prezydenta, aby pogadał z… Donaldem Tuskiem o stypendiach i współpracy uczelni. Gdyby głupota miała skrzydła, Napieralski byłby orłem. Pisałem o tym, ale w nowych okolicznościach jego kandydowania z listy PO godzi się przypomnieć - pięć lat temu marzyła mu się prezydentura RP, do której wystartował z poparciem m.in. eksprezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Tak, w ramach rodzinnych tradycji, jako że ojciec Napieralskiego pełnił funkcję instruktora w Komitecie Wojewódzkim PZPR w Szczecinie.

Napieralski junior usiłował zaskarbić sobie sympatię narodu występując w różnych rolach. Np. troskliwego taty, gdy tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego wybrał się do sklepu po plastelinę i kredki dla córeczek, oczywiście powiadamiając uprzednio media, że się wybiera. A, że kamery nie kłamią, można było zobaczyć wystraszoną Olę, wówczas latek cztery, i siedmioletnią Alę, które usiłowały wydostać się z cyrku zaaranżowanego przez ojca. Ten wykazał jednak zdecydowanie, w końcu szło o Polskę, więc chwycił młodszą za twarz i obrócił do kamer… Można go też było zobaczyć np. na grzybobraniu - w żółtej kamizelce, żeby fotoreporterzy nie zgubili go w lesie, to znów wręczającego ludziom jabłka na ulicy i obiecującego, że po zwycięstwie będzie rozdawał tablety, albo umorusanego w kopalnianej windzie, czy z blond-„aniołkami” 2Sisters, które śpiewały: „To on sprawi, że lepszy będzie kraj!”. Niestety, przegrał, więc aniołki rozebrały się później dla magazynu CKM.

W sumie Napieralski przegrał w SLD wszystko, co miał do przegrania. Urażony, że partia nie wystawiła go w ostatnich wyborach prezydenckich, oddał partyjną legitymacją i wymyślił własną, biało-czerwoną partię. Ta jednak nie dawała mu żadnych szans na zdobycie miejsca w parlamencie, więc podczepił się do PO, czy też ona go podczepiła - mniejsza z tym. W każdym razie obie strony sądzą, że na tym skorzystają.

Podobnie przy wprzęgnięciu przez PO do wyborczego zaprzęgu posła Dorna. Ludwik Dorn też chce przetrwać. Ma widać świadomość, że wyborcy co najwyżej pamiętają jego sukę Sabę, którą wprowadził był na wypolerowane posadzki Sejmu, oraz kamasze, w które chciał kiedyś obuć lekarzy. Dziś Dorn zaprzecza temu, co kiedyś sam o sobie powiedział: „Ja nie jestem medialna małpą”, dziś gotów jest nią być i skorzystał z innej, własnej zasady:

Każdy wygnaniec musi podjąć decyzję, czy będzie dalej sechł na wygnaniu, czy też chwyci miecz w rękę i poszuka drużyny, razem z którą wyrąbie sobie królestwo.

Poszukał, bo usychał, i gotów jest rąbać. Wątpię tylko, czy zdobędzie królestwo. Chyba, że za takowe uważa krzesło w parlamencie.

Gdyby do Platformy starał się wejść Ludwik Dorn, to położyłbym się w drzwiach, jak Rejtan

— grzmiał kiedyś poseł Niesiołowski. Teraz już nie grzmi i się nie kładzie. Walczą przecie we wspólnej sprawie i, żeby było jasne, nie o diety poselskie im chodzi, lecz o Polskę, która bez nich zginie!

Mamy siłę, by uchronić Polskę przed rządami jednej partii!

— huczy gdzie się da Premier Kopacz vel Ewa „Peron”. Aż chciałoby się dodać, w kupie siła! Jak stwierdził po ogłoszeniu nazwisk nowych koni pociągowych PO - Napieralskiego, Dorna i Mazowieckiego, minister administracji i cyfryzacji Andrzej Halicki, który także z niejednej ręki chleb jadł, siła PO tkwi w jej „różnorodności”. Ministrze Halicki, sam Pan w to chyba nie wierzy. Czy na ten lep złapie się choć paru wyborców lewicy lub prawicy? – wątpię. Czas błazenady się kończy. Nie jest to przejaw siły, lecz kompletnego wyczerpania i słabości, skoro PO musi sięgać po takie „wybitne” postaci, i wmawiać obywatelom, że polityczna prostytucja jest cnotą.

Ale najbardziej zastanawia to, kto pozwolił Platformie z nazwy Obywatelskiej uwierzyć, że jest przewodnią siłą narodu…?

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.