„Złoty POciąg” do władzy. Maszynistą Kopacz, Dorn z Napieralskim machają przez okna, a Niesiołowski dorzuca do kotła…

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot. wPolityce.pl/PAP/Paweł Supernak
fot. wPolityce.pl/PAP/Paweł Supernak

Kuriozalna historia ze „złotym pociągiem”, wywołana oświadczeniem wiceministra w rządzie Ewy Kopacz, może mieć tylko jedno wytłumaczenie. To PO-ciąg do władzy powoduje, że niektórzy pogrążają się w gęstniejących oparach absurdu…

Co mogło spowodować, że rządowy dygnitarz od zabytków, wiceminister Piotr Żuchowski, „na 99 proc.” zapewnił o odnalezieniu w okolicach Wałbrzycha pociągu wyładowanego drogocennymi skarbami?

Chyba tylko przemożne pragnienie władzy potrafi tak zaślepić, że z pozoru poważny urzędnik traci kontakt z rzeczywistością. Spróbujmy spojrzeć na świat jego oczami. Już widział te wagony wypełnione złotem, cały świat relacjonujący niewiarygodne znalezisko i siebie w światłach reflektorów. Już czuł tę atmosferę wielkiego sukcesu, która mogłaby porwać wyborców do poparcia obecnej ekipy rządowej. Co tam osiem lat fatalnej władzy. Ważne, że na koniec sprawdziły się proroctwa Donalda Tuska i zdarzył się cud!

Pancerny pociąg z górą złota mógłby krążyć po kraju do samych wyborów, nawet bez przerwy na ciszę wyborczą, bo przecież nie byłaby to kampania, tylko rządowa akcja informacyjna. Wszak Ewa Kopacz jest specjalistką od takich akcji, a do ich przeprowadzania używa pociągów.

Czytaj dalej na następnej stronie

12
następna strona »

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych