Wyraźnie widać, że sposób myślenia, zależy od sondaży leżenia, a w obliczu zagrożenia „pisowskim totalitaryzmem” publicyści i naukowcy bez żenady zmieniają zdanie i dotychczasowe „białe” staje się „czarne”.
Spójrzmy przykładowo na takie referendum w sprawie sześciolatków. Wydawać by się mogło, że jeśli ktoś popiera prawo do wypowiedzenia się rodziców o przyszłości edukacji, a tym samym o przyszłości ich dzieci na drodze referendum, to takie poparcie nie ma związku z sytuacją polityczną. Nic bardziej mylnego. Publicyści na wyścigi zmieniają poglądy, byle tylko wesprzeć PO.
Jacek Żakowski jeszcze dwa lata temu apelował do Premiera Tuska, by PO zgodziła się na zorganizowanie referendum w sprawie sześciolatków. Jego tekst miał mocny tytuł: „Referendum, panie premierze”, a redaktor Żakowski dowodził:
Ruch Ratujmy Maluchy zebrał dość podpisów, by zmusić Sejm do podjęcia decyzji, czy ogłosić referendum w sprawie posłania sześciolatków do szkół. Zrozumiały odruch rządzącej koalicji jest taki, by wykorzystać zdobytą dwa lata temu przewagę w parlamencie, odrzucić wniosek o referendum i kontynuować reformę. Koalicja ma jeszcze dość siły, żeby wygrać w obu izbach. Ale byłoby to pyrrusowe zwycięstwo. **Opozycja zyskałaby argument, że „władza boi się narodu”, i przez dwa lata powtarzałaby, że „Tusk rządzi przeciw Polakom”(…)
Ale tak być nie musi, jeśli w myśleniu PO o sprawowaniu władzy „rządzenie” zostanie zastąpione przez „sprawowanie przywództwa”. W przypadku sześciolatków (i wielu innych reform) znaczyłoby to, że władza przestanie nakazywać i zacznie przekonywać do potrzebnych rozwiązań, a zamiast objawiać bezwzględne konieczności, będzie negocjowała realne możliwości. Referendum, i to akurat w tej sprawie, jest doskonałą okazją do takiego zwrotu. Nie wolno jej zmarnować. Albo PO będzie w stanie przekonać społeczeństwo do swojej polityki (nie tylko w tej kwestii), wygra referendum, będzie miała szansę utrzymać się przy władzy i obroni reformy, które wprowadziła, albo będzie dalej jechała po równi pochyłej, straci władzę, a jej następcy zniszczą dorobek ostatnich sześciu lat
— przekonywał Jacek Żakowski.
Dziś ta sama osoba nie ocenia już instytucji referendum tak pozytywnie. W odstawkę poszły, jakże prawdziwe argumenty, że „Kopacz rządzi przeciw Polakom”, a „władza boi się narodu”. Dziś referendum według Żakowskiego służy wyłącznie „gierkom partyjnym” i jest dowodem na deficyt kultury politycznej.
W wielu krajach referenda są ważnym narzędziem demokracji. W Polsce też mogłyby być, gdyby prezydenci traktowali państwo poważnie i podjęcie decyzji poprzedzali namysłem oraz solidną debatą. Deficyt kultury politycznej sprawia, że trudno na to liczyć.
Wniosek z referendalnej epidemii jest prosty - potrzebujemy ustawy referendalnej, która jednoznaczność i zrozumiałość pytań podda kontroli Trybunału Konstytucyjnego, na debatę referendalną da nam przynajmniej pół roku, wyznaczy jeden termin referendów, najlepiej w połowie kadencji parlamentu. By mogły służyć państwu, a nie gierkom partii
— przekonuje dziś redaktor Żakowski.
W kwestii referendum i sześciolatków zdanie zmienił także Jan Hartman. W 2013 roku cieszył się:
świetnie, że społeczeństwo w liczbie miliona zmobilizowało się, żeby złożyć podpisy
— mówił Hartman.
Twierdził też, że:
ministerstwo sobie nie radzi z reformą szkolnictwa, a jest to temat, o który można zapytać społeczeństwo, bo nie jest to temat polityczny. Ludzie mają prawo wypowiedzieć się, czy chcą, aby ich dzieci rozpoczynały naukę w wieku sześciu lat i czy mają dalej istnieć gimnazja
— tłumaczył Hartman.
Dobrze by było, gdyby rząd wiedział, jaka jest opinia Polaków o systemie edukacji
— klarował dwa lata temu Hartman.
Dziś zdanie Polaków nie wydaje się już profesorowi tak ważne.
To pytanie jest głupie i mylące, gdyż problem dzieci sześcioletnich dotyczy czegoś zupełnie innego niż wiek rozpoczęcia obowiązku szkolnego, a mianowicie tego, że jedne sześciolatki mają zajęcia edukacyjne (w szkołach i w części przedszkoli), a inne nie (w pozostałej części przedszkoli). Stawiam dolary przeciwko orzechom, że prezydent Duda nie ma zielonego pojęcia o zagadnieniach nauczania początkowego i problematyce administracyjno-organizacyjnej związanej z przełomem przedszkole/szkoła.
— ocenia pytanie referendalne o obniżenie wieku rozpoczęcia nauki prof. Jan Hartman.
Jest jednak dokładnie inaczej niż dziś twierdzi profesor Hartman, a w referendum chodzi właśnie o wiek obowiązku szkolnego, ale stawiam dolary przeciwko orzechom, że prof. Hartman nie raz jeszcze zmieni zdanie, byle tylko być w kontrze do urzędującego prezydenta.
Skierowanie do Senatu wniosku o uchwalenie na dzień wyborów parlamentarnych referendum, o treści do bólu pisowskiej i ze wszech miar propagandowej, jest gwałtem na demokracji, i to w samym jej świętym łonie, którym są wybory i wyborcza niedziela
— pisze na swoim blogu Hartman.
I tak lekką ręką od „prawa do wypowiedzenia się” przeszliśmy do „gwałtu na demokracji.” Najwyraźniej każda wolta intelektualna jest możliwa, byle tylko dokopać urzędującemu prezydentowi. Oni w panice są najwyraźniej gotowi na wszystko.
Nowość wSklepiku.pl!
Książka, dzięki której odeprzesz najbardziej absurdalne poglądy polityczne swoich oponentów:„I gadaj tu z idiotami czyli jak powstrzymać małe móżdżki i wielkie państwo”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/263187-od-prawa-do-wypowiedzenia-sie-do-gwaltu-na-demokracji-czyli-o-intelektualnych-wygibasach-intelektualnej-elity-iii-rp
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.