Polityczne objazdowe jarmarki, zwane patetycznie wyjazdowymi posiedzeniami rządu, spodobały się raptem Pani Premier i wszystkim, co do jednego, jej przybocznym. Złamana została tradycyjna nuda podobnych zgromadzeń na miejscu. Te same twarze, te same odzywki, ci sami klakierzy, ci sami kelnerzy. Podczas posiedzeń gdzieś w Polsce zawsze jest trochę inaczej. Pojawią się na powitanie gospodarze, dziewczynki i chłopcy w regionalnych odzieniach, czasem ktoś krzyknie – niech żyje Pani Premier! Tak zwyczajnie, spontanicznie. Wcześniej, oczywiście biurokratyczna proza, więc ustawianie stołów, krzeseł, wód mineralnych i ciasteczek. Jeśli trzeba ruszyć w teren z własnymi meblami, trudno. Poprzedniego dnia załadunek i jazda w drogę. W końcu poważny rząd poważnego państwa nie może zasiadać przy byle czym.
Istnieje jednak w tym prawie już obłąkańczym pędzie ku poznawaniu nowego drobna wątpliwość. Wiem, że nie najważniejsza i nie może ona zasłaniać szczytnego celu bratania się z partyjnymi kolegami mieszkającymi chwilowo poza stolicą, ani też poznawania bojem największych utrapień miejscowej ludności. Na pewno moje wątpliwości mają dużo z niepewności niedowiarka. Tym niemniej muszę nimi obdarować także czytelników, bo może oni również tkwią w podobnych rozterkach, więc wspólnie będzie nam raźniej.
Jeśli dobrze obserwuję stan administracji naszego państwa, to nigdzie nie zauważyłem, by ktoś ostatnio zlikwidował stanowiska wojewodów i urzędy wojewódzkie, czyli przedstawicielstwo Rady Ministrów w województwach. Jest tych wojewodów, a zatem i urzędów 16. Słownie – szesnaście. Teoretycznie zdarzyć by się mogło, iż ci wysokiego szczebla urzędnicy, mianowani bezpośrednio przez premiera, stale przesyłają rządowi najbardziej aktualne wiadomości o stanie spraw na ich terenie. Zapewne proponując takie lub inne rozwiązania najważniejszych dolegliwości. W przypadku szczególnej wagi trudności, zapewne prosi się wojewodę, pewnie z doradcami, o pilny przyjazd do Warszawy i wówczas czas na wspólne omówienie rzeczy.
Ale teraz cały ten porządek został obrócony w perzynę. Mogę zatem, niezbyt śmiało podejrzewać, że mianowano w województwach osoby mało umysłowo sprawne, albo też nikt ich doniesień, czy wręcz raportów nie czytał. Bo skoro nagle nagromadziło się, w bardzo krótkim czasie, aż tyle przypadków, które wymagają „rządowej karetki pogotowia”, to albo raporty wysyłali pisarze mało gramotni, albo też do ich wypracowań nikt nigdy nie zaglądał.
Mam pewność, że moje zatroskanie o rozsądne rozwiązanie tych wątpliwości nie natrafi na akceptację ze strony wycieczkowiczów towarzyszących „Ewie w podróży”. I ja taką postawę rozumiem, choć jej nie aprobuję. Nie lubię bowiem, jeśli ktoś wyrzuca moje pieniądze pod próchniejący płot. Choćby i wówczas, gdy podtrzymują go plecami takie tuzy politycznej akustyki, jak Misiek K., Stefan N., czy też nawet pani Joanna od naszych milionów wsadzonych Madonnie i partyjnym kolesiom w portfel.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/262511-jesli-rzad-jezdzi-po-polsce-bo-nie-zna-problemow-to-niech-wywali-z-pracy-wojewodow-albo-niech-chociaz-czyta-ich-raporty
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.