Ks. Sowa i Przyjaciele. Księża emancypanci kontynuują proceder księży patriotów

Fot. YouTube
Fot. YouTube

Ksiądz Kazimierz Sowa wyemancypował się na światowca w każdym calu. I jak przystało takiej figurze, zarzuty zbywa zgrabnym bon motem, że noszenie sutanny nie jest koniecznym warunkiem zbawienia. Jednak gołym okiem widać, że sutanna mu przeszkadza. Widocznie otrzymał powołanie bardziej do krawata niż do koloratki.

Nie chce być postrzegany jako ksiądz kościółkowy, więc prowadzi misję otwartą na świat, jak za przeproszeniem kanał, który jeszcze niedawno prowadził. Sprawdza się w biznesie, a jeszcze lepiej w Gazecie Wyborczej. Ksiądz Sowa pokończył bowiem różne renomowane studia i nade wszystko ukochał posługę raczej świecką, którą pełni w mediach równie światowych, jak on sam. Furda wierni, furda duszpasterstwo, furda parafia. Ksiądz Sowa bryluje. I jak widać po garniturach i aparycji, dzięki tej zbawczej misji świetnie prosperuje.

Natomiast ksiądz Andrzej Luter wybił się na państwowca. Z tej pozycji podziękował odchodzącemu prezydentowi za „budowanie pomostów”. Ja doskonale pamiętam pierwszy pomost, który Bronisław Komorowski, jeszcze jako elekt, zbudował na Krakowskim Przedmieściu w 2010 roku, wydając prowokacyjne oświadczenie o konieczności usunięcia krzyża spod prezydenckiego pałacu. Po tym pomoście wzniesionym przez Komorowskiego przypełzła tłuszcza z warszawskich lupanarów i melin, żeby lżyć Chrystusa, chrześcijan i Kościół Katolicki. Ksiądz Luter musiał już wtedy być zaślepiony, żeby nie wiedzieć, kto ten „pomost” zbudował. Zapewne państwowotwórcza żarliwość przyćmiła mu normalne postrzeganie. Tylko dzięki tej przypadłości ksiądz Luter może dzisiaj mówić o „chrześcijańskiej intuicji” byłego prezydenta Komorowskiego.

Przykładów „księży emancypantów” można przytoczyć więcej, choćby księdza Lemańskiego, który chyba jako jedyny w dziejach, do godności męczennika za wiarę został wyniesiony przez wojujących ateistów. Ale nie w tym rzecz, nie w ilości przypadków, których nie jest znowu tak wiele. Sedno tkwi bowiem w uderzającej analogii do księży patriotów, znanych skądinąd. Tamci także pełnili zupełnie świecką, albo lepiej powiedzieć - nieświętą posługę wobec władzy komunistycznej. Czasy się zmieniły, dyktatura ciemniaków odeszła do lamusa historii, władza już nie mieni się być „ludową”, lecz „obywatelską”. Nie rządzi już w imieniu uciśnionej klasy robotniczej, lecz broni praw rzekomo dyskryminowanych mniejszości, od praw obscenicznych dewiantów począwszy, aż po prawo do zabijania nienarodzonych dzieci.

Ciągłość ideologiczna została jednak zachowana, co widać choćby po protektorach księży emancypantów. Nieodrodni potomkowie tych, którzy mordowali żołnierzy podziemia niepodległościowego jako „zaplutych karłów reakcji”, dzisiaj piszą, że zabory były korzystne dla Polaków. Ich rodzice admirowali mordercze poświęcenie ubeków dla sprawy komunizmu, oni oddają dzisiaj honor tym samym ubekom jako patriotom. Analogicznie księża emancypanci pełnią podobną rolę, co niegdyś księża patrioci. Tamci wspomagali walkę z Bogiem pod pozorem patriotyzmu, ci robią to samo w imię postępu. Tamtym księżom nie przeszkadzał stalinowski ludobójca u władzy, tym nie wadzi bluźnierca kroczący pod rękę z władzą, z którą robią sobie słodkie fotki. Księżom emancypantom nie przeszkadza jaskiniowy ateizm ani antypolskość ich medialnych sponsorów, ani nihilizm władzy, która im patronuje.

Omotani przez „światowy postęp”, zaślepieni światłem bijącym z salonów establishmentu, wyemancypowali się z Kościoła. Jak onegdaj księża patrioci, tyle że pod innym pretekstem. Pełnią specyficzną posługę wobec władzy, która również chętnie się nimi – nomen omen - posługuje. Zawsze gotowi do wzajemnych usług. Taki charyzmat księży emancypantów. I doskonale na nim wychodzą.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych