O wolność i demokrację najzacieklej walczą upadli demiurdzy w typie Michnika i rozpieszczeni sybaryci z trzódki Żakowskiego

Rys. Andrzej Krauze
Rys. Andrzej Krauze

Dwa razy wymienił Adam Michnik nazwisko Władimira Putina w swoich krótkich, ale bardzo obficie obłudnych „życzeniach” dla prezydenta Andrzeja Dudy. I przestrzegł go przed metodami Putina. Ta bezczelność w stosunku do nowej głowy polskiego państwa jest o tyle groteskowa, że Putin stał się dla Michnika „złym” stosunkowo niedawno. Wcześniej Putin był wielką nadzieją i kontynuatorem dziewiętnastowiecznych zapadników w rodzaju Aleksandra Hercena czy Wissariona Bielińskiego. Michnik jest bezczelny także z tego powodu, że to on i jego gazeta, a nie Andrzej Duda budowały świat, gdzie istnieje grupa wybranych mocą swojej jedyniesłuszności, którzy pozostałych mogą strącać do różnego rodzaju kręgów piekielnych. Z powodu ich nieprawomyślności. Jeśli więc ktoś pod tym względem przypomina Putina, to na pewno nie Andrzej Duda.

Michnik przyjął wybór Andrzeja Dudy „ze smutkiem i niepokojem”. Bo boi się Polski „prowokacji służb specjalnych”, Polski „poszukiwania w archiwach rodzinnych dziadków z Wehrmachtu czy z NKWD, czy z KPP”. Pewnie ma na myśli prowokacje służb specjalnych w rodzaju nagrań z dwóch warszawskich restauracji kompromitujących rząd Donalda Tuska. I słusznie. Tyle że to się działo za władzy jego ulubieńców: Tuska i Komorowskiego. Bo jeśli Adam Michnik ma na myśli ofiary w rodzaju Beaty Sawickiej, lekarzy biorących łapówki czy małżeństwo Kwaśniewskich w związku ze sprzedawaniem willi w Kazimierzu, to trudno będzie mu uzasadnić, dlaczego mielibyśmy się bać ujawniania takich bezczelnych, robionych „na rympał” szwindli. A co do archiwów rodzinnych z dziadkami z Wehrmachtu, NKWD czy KPP, to problem raczej mają ci, których „dziadkowie” w tych organizacjach byli. Przecież nikt tych „rodzinnych archiwów” nie preparuje, nie wstawia do nich ludzi, którzy by sami się w nich nie umieścili. Ale nie ma też żadnego powodu, żeby pozostały one tylko „rodzinne”, gdy chodzi o osoby publiczne, a owi „dziadkowie” całkiem przypadkowo okazali się stalinowskimi zbrodniarzami czy funkcjonariuszami systemu zniewolenia Polaków.

Michnik i jego media przez lata walczyli z polskim faszyzmem, rasizmem, ksenofobią, nacjonalizmem czy talibanem. I walczyli tym zapalczywiej, im te zjawiska były w Polsce marginalniejsze. Można nawet powiedzieć, że bez ludzi opętanych krucjatami przeciwko tym wszystkim marginalnym zjawiskom, znacznie szybciej straciłyby one jakikolwiek szerszy oddźwięk. A wegetowały i wciąż czasem wegetują, bo były potrzebne szermierzom walki z nimi. Na takiej samej zasadzie Adam Michnik walczy teraz z urojonymi demonami rozpoczętej 6 sierpnia 2015 r. prezydentury Andrzeja Dudy. Nie on jeden zresztą, o czym świadczą kabaretowe „przemyślenia” trzódki zapraszanej co piątek przez Jacka Żakowskiego do zakładowego radiowęzła koncernu Michnika. Mający tytuł profesora „trzódkowiec” Żakowskiego z przejęciem opowiadał o „strachu przed reaktywacją IV RP”. który „jest rzeczywisty”. Istotnie jest on rzeczywisty w kręgach skorumpowanych urzędników i kanciarzy żerujących na majątku skarbu państwa. Ale martwienie się o nich i za nich to doprawdy wyjątkowa ekstrawagancja. I poświęcenie.

Ciąg dalszy na następnej stronie.

12
następna strona »

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.