„Uwierzył, że te oddane na niego głosy to głosy oddane na Pawła Kukiza, a nie na pewną ideę, którą miał uosabiać. Pomyślał, że teraz to on będzie rozdawał karty w polskiej polityce” - mówi Patryk Hałaczkiewicz, szef sztabu Pawła Kukiza w wyborach prezydenckich, w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”.
Poczułem się, jakby napluł mi w twarz w momencie, gdy ogłosił swoich pełnomocników. I gdy okazało się, że nie ma wśród nich praktycznie nikogo z naszego środowiska. Ani nikogo ze środowiska Ruchu na rzecz JOW, który również wspierał Pawła. A co się stało? To dobre pytanie, ale chyba do Pawła, nie do mnie. Bo ja nie wiem, co się z nim stało. Wybrał własną drogę, partyjną - z Ruchem Narodowym i KNP - choć umawialiśmy się na ruch bezpartyjny, obywatelski
—żali się Hałaczkiewicz. Według niego po wyborach prezydenckich miały się toczyć rozmowy o kampanii referendalnej, ale również o wyborach parlamentarnych.
Paweł w międzyczasie poprosił mnie i Damiana Stawikowskiego z Bezpartyjnych o gromadzenie nazwisk jowowców i samorządowców, którzy chcieliby się zaangażować w te dwie kampanie. Absolutnie nie było wtedy mowy o wchodzeniu na jakiekolwiek listy wyborcze. Chodziło o ludzi chętnych do pracy. Sam o to prosił! A dziś na Facebooku pokazuje te przesyłane mu listy jako dowód na to, że wysuwaliśmy jakieś żądania umieszczania poszczególnych osób na jedynkach. Kompletny absurd!
—przekonuje były szef sztabu Kukiza. Jak twierdzi to on wspólnie z Patrykiem Wildem, z którym działał w stowarzyszeniu Obywatelski Dolny Śląsk Rafała Dutkiewicza, przekonali Kukiza do startu do sejmiku.
16 listopada, w dniu ogłoszenia wyników wyborów samorządowych, gdy wiadomo było już, że Kukiz zdobył mandat, Damian wysłał mu SMS, że teraz będzie musiał wystartować na prezydenta. Że to dobry czas na zmiany, bo stanowiska zdobyło wielu kandydatów obywatelskich, spoza partii. Potem doszło do spotkania we Wrocławiu. […] Rozmawialiśmy wtedy o jego starcie, ale z zastrzeżeniem, że później kontynuujemy nasz projekt, wystawiając wspólne listy do parlamentu. Listy samorządowo-obywatelskie, czyli takie, jakich nie udało się w 2011 r. stworzyć Dutkiewiczowi w wyborach do Sejmu. I Paweł na to przystał
—mówi. Oraz podkreśla, że to nie Kukiz jest twórcą Ruchu JOW, ani nie jest jedynym popularyzatorem tej idei.
Pamiętam, że bywał na konferencjach Ruchu na rzecz JOW jeszcze za życia prof. Przystawy. Ale tak na serio zgłosił się do nas w 2012 r. […] Wtedy opowiedział nam o swoim pomyśle akcji Zmieleni.pl - odtworzenia listy sygnatariuszy platformianej akcji zbierania podpisów pod zmianą ordynacji. Miał pomysł, ale poprosił nas, czy nie moglibyśmy tego ogarnąć od strony technicznej, założyć strony internetowej itd. Niewiele myśląc, w ciągu kilku dni opracowaliśmy tę stronę i przez długi czas byłem jedyną osobą, która się tą stroną zajmowała. Nie było tak, że prof. Przystawa jakoś przekazał mu pałeczkę swojej działalności. Paweł, owszem, mówił o tych JOW-ach już wcześniej, ale na serio zaangażował się właśnie trzy lata temu
—zaznacza Hałaczkiewicz. Jego zdaniem Kukizowi „przewróciło się w głowie od sukcesu”. I zachował się wobec swojego sztabu i współpracowników „nielojalnie”.
Pod koniec kampanii Paweł zaczął działać trochę na własną rękę. Sam organizował sobie spotkania, nie koordynował tego z nami. Ale nie było problemu. Myślę, że coś się zmieniło już po wyborach. On po prostu uwierzył, że te oddane na niego głosy to głosy oddane na Pawła Kukiza, a nie na pewną ideę, którą miał uosabiać. Wiele razy powtarzałem mu, że on jest symbolem chęci Polaków do zmiany obecnego porządku. I że akurat tak to się poskładało, że trafiło na niego. Że on akurat miał potrzebną do tego charyzmę, ale przede wszystkim trafiliśmy na odpowiedni czas. A on pomyślał po prostu, że teraz to on będzie rozdawał karty w polskiej polityce
—uważa były sztabowiec Kukiza. Według niego Kukiz „uznał po prostu, że po takim wyniku to on będzie zarządzał jednoosobowo naszym wspólnym projektem”.
Choć umawialiśmy się na zupełnie inne zasady. Umawialiśmy się na podejmowanie decyzji oddolnie, a jak ktoś teraz popatrzy na zaprezentowany na jego Facebooku schemat podejmowania decyzji w jego Ruchu, to wszystko zatwierdzane będzie osobiście przez niego. Jak w partii politycznej. Nam po prostu przestał ufać. Nie wiem dlaczego. Zachował się nielojalnie. Nie konsultował z nami swoich decyzji. Później dowiedzieliśmy się, że rozmawia z Ruchem Narodowym i KNP. A to po pierwsze partie, a my umawialiśmy się na komitet bezpartyjny, a po drugie miały w wyborach prezydenckich swoich kandydatów. Dlaczego nie poparły wtedy Kukiza? Przecież to nielogiczne. Wtedy czara naszej goryczy się przelała
—tłumaczy. Jak twierdzi „czara goryczy się przelała w momencie prezentacji tych pełnomocników Pawła”.
No bo jeśli we Wrocławiu jego pełnomocnikiem bez żadnej konsultacji z nami zostaje człowiek, który w wyborach prezydenckich działała na rzecz Grzegorza Brauna, to o czym mówimy? Paweł nigdy nie przyjechał podziękować swojemu sztabowi za pracę na jego rzecz. Nie mówię o mnie, ale o chłopakach, którzy siedzieli w biurze dzień i noc. I robili to na zasadzie wolontariatu. Wystarczyło krótkie spotkanie i jedno słowo - dziękuję. Tego też zabrakło
—twierdzi Hałaczkiewicz.
Ryb, Wyborcza.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/260413-byly-szef-sztabu-kukiza-wybral-wlasna-droge-partyjna-uwierzyl-ze-to-on-teraz-bedzie-rozdawal-karty-w-polskiej-polityce
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.