Ten tekst powinien był powstać już dawno. Mogłem go napisać już po I turze wyborów prezydenckich, a nawet przed nią. Tak się jednak zbiegło, że piszę go dopiero teraz. I to, nie ukrywam, ze sporą satysfakcją, która zwykle towarzyszy stwierdzeniu „a nie mówiłem?”.
Wielokrotnie przychodziło mi się ścierać z twardymi zwolennikami PiS w sprawie strategii tej partii, działań Jarosława Kaczyńskiego, doboru ludzi i innych podobnych kwestii. Linia podziału zawsze przebiegała podobnie. Moi oponenci uważali, że nie warto zwracać się do centrum, że ma być twardo i agresywnie, że Jarosław Kaczyński nie powinien się chować, bo przyciąga jak magnes, że trzeba, jednym słowem, walić maczugą po łbach, potrząsać szabelką, a „wewnętrznymi Moskalami” (urocze określenie Jarosława Marka Rymkiewicza) nie ma się co przejmować. Mediami – takoż, bo media i tak są w większości wrogie, więc po co o nie dbać? Innymi słowy – ważniejsza jest moralna racja i ogólna słuszność niż zdobycie realnej władzy i uczynienie z niej pożytku. I nawet jeśli nieco przerysowuję linię argumentacji twardych zwolenników ugrupowania Kaczyńskiego, to nie przesadnie.
Ja z kolei oceniałem, że takie podejście to recepta na kolejną przegraną. Wyborców szuka się w centrum i w centrum wygrywa się wybory – nawet w warunkach mocnej polaryzacji. Owszem, część mediów jest wrogo nastawiona, ale to nie powód, żeby im oraz politycznym przeciwnikom dodatkowo podsuwać gotową amunicję w postaci nieprzemyślanych wystąpień polityków budzących duże negatywne emocje, jak Krystyna Pawłowicz czy Antoni Macierewicz. Czy sam Kaczyński. Nie miałem wątpliwości, że PiS może osiągnąć sukces tylko wówczas, jeśli uda mu się poprzez bardzo konsekwentne działanie pozbyć przyprawianej mu nieustannie gęby formacji obciachowej, awanturniczej i niepoważnej.
Kandydatura Andrzeja Dudy – w którego zwycięstwo nikt przez długi czas nie wierzył, z politykami PiS oraz autorem tych słów włącznie – została bez mrugnięcia okiem zaakceptowana przez twardy elektorat, choć na logikę rzecz biorąc jego przedstawiciele powinni mieć z tym problem. Duda nie spełniał wszak ich postulatów, był wręcz antytezą wojowniczego PiS-u, odnoszącego wciąż moralne zwycięstwa i ponoszącego formalne porażki.
Wzorowa kampania, potworne błędy kontrkandydata, niebywała wytrwałość Dudy dały wygraną w I turze. Spokój i konsekwencja w połączeniu z paniką w obozie Komorowskiego przyniosły ostateczną wygraną. Potem stało się to, co swego czasu postulował prof. Andrzej Nowak, a co wywoływało niepohamowane wzburzenie w szeregach twardego elektoratu PiS. Przypomnę, bo jakoś nikt o słynnym liście prof. Nowaka nie pamięta, a przecież właśnie dziś powinien zostać przypomniany. Znakomity historyk napisał mianowicie kilka miesięcy temu do zebranych na konwencji PiS, rozpoczynającej kampanię prezydencką, że Jarosław Kaczyński powinien oficjalnie zapowiedzieć, iż po ewentualnie wygranych wyborach nie będzie premierem. Prof. Nowak postulował, żeby stało się to jeszcze przed wyborami prezydenckimi (ten akurat punkt nie został spełniony). Argumentował, że ogrom pracy, jaki czeka nowego szefa rządu, jest tak niewyobrażalny, że wyczerpany i przecież ciężko osobiście doświadczony prezes PiS może go nie udźwignąć. Wskazywał też, że Jarosław Kaczyński budzi u części elektoratu bardzo negatywne emocje, a zwycięstwo jest w tym momencie ważniejsze niż przekonanie o swojej słuszności.
To oczywiście tylko streszczenie obszernej epistoły prof. Nowaka, która była utrzymana w bardzo eleganckim tonie i mocno rozbudowana. W każdym razie główne zalecenia wybitnego historyka, z którymi całkowicie się zgadzałem, zostały spełnione. Pamiętam jednak dyskusję o liście profesora w warszawskim Klubie Ronina i pomruki niezadowolenia, gdy przedstawiał swoją argumentację. Bo jakże to tak?! Wycofać Kaczyńskiego?! Choćby przyszło przegrać sto razy, tego zrobić nie można.
A jednak. I oto po kampanii sięgającego do centrum Andrzeja Dudy mam kampanię Beaty Szydło, także sięgającej do centrum i kokietującej na potęgę drobnych przedsiębiorców. Także stonowanej, nieagresywnej i wyważonej. Zamiast sprawy katastrofy smoleńskiej, na kongresie programowym są debaty o podatkach, systemie sprawiedliwości czy uzbrojeniu dla armii. No i nie ma Antoniego Macierewicza. Są za to rosnące i dobrze wyglądające sondaże oraz autentyczna szansa na zwycięstwo w październiku.
Krótko mówiąc – Prawo i Sprawiedliwość przyjęło strategię, którą od dawna za właściwą uznawali bardziej umiarkowani komentatorzy, a co budziło głęboką niechęć twardego elektoratu. Nie żebym się spodziewał czegoś w rodzaju zbiorowego „No dobrze, miał pan, panie redaktorze, jednak rację”. Aż tak naiwny nie jestem. Wystarczy mi własna satysfakcja.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/259818-pis-przyjelo-strategie-ktora-od-dawna-za-wlasciwa-uznawali-bardziej-umiarkowani-komentatorzy-a-co-budzilo-gleboka-niechec-twardego-elektoratu
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.