Czy pomysły na dalszą „integrację” Unii Europejskiej podlegają falsyfikacji? Czy są obalalne? Czy ich funkcjonowanie - dobre albo złe - cokolwiek zmienia?
Wygląda na to, że nie.
Nieważne, jak bardzo skrzeczy rzeczywistość, raz ogłoszone wyznanie wiary obowiązuje. Zwłaszcza wyznawców idei z peryferiów, którzy muszą wykrzykiwać unijne credo głośniej niż centrum. Ci wątpliwości mieć nie mogą, nawet jeśli klęskę widzi każdy.
Oto Grzegorz Schetyna, szef naszej dyplomacji, błysnął złota myślą:
Euro nie jest złe z zasady, to w zamyśle ma Unię Europejską jeszcze bardziej zintegrować, jeszcze bardziej przyspieszyć, jeszcze bardziej stworzyć bardziej konkurencyjną.
Schetyna opatrzył swoją wypowiedź kuriozalnie brzmiącą w tym kontekście uwagą, że „nie można zakłamywać rzeczywistość”.
No właśnie, nie można. Bo przecież euro Unię Europejską topi, i jeżeli coś przyspiesza, to proces upadku gospodarczego sporej części kontynentu. To wniosek już raczej bezdyskusyjnie akceptowany. Gdyby nie euro, Grecy nie mieliby szansy zadłużyć się do obecnego, morderczego poziomu (dostali tanie kredyty pod zastaw niemieckiej wiarygodności). A jeżeli nawet wpadliby w jakieś kłopoty, to mogliby zareagować dewaluacją drachmy, czego dziś nie mogą zrobić.
Byli tacy, co widzieli zagrożenie od samego początku. William Hague, były lider brytyjskich konserwatystów i były szef dyplomacji Wielkiej Brytanii, wspominał niedawno jak wielkie zgorszenie wywołał w Europie oceniając w 1998 roku, że euro jest fatalnym pomysłem. Gdy wygłosił wykład na ten temat na jednej z francuskich uczelni, „Chirac i inni byli oburzeni, powiało chłodem”. Zaczadzeni własnym pomysłem przywódcy starej Europy nie chcieli słyszeć prawdy, zwłaszcza o tym, że w przypadku niektórych, mniej konkurencyjnych państw euro musi skończyć się recesją i zapaścią, „obniżką pensji, podwyżką podatków i wykreowaniem czarnych dziur bezrobocia”. Hague użył wówczas profetycznej formuły „płonącego domu bez wyjścia”, w którym znajdą się niektóre państwa. Precyzyjnie przewidział przyszłość. Spotkały go szyderstwa i niemal jawny bojkot.
Dziś jest jasne, że Hague miał rację. Grecja znalazła się w płonącym domu bez wyjścia, i nie możemy się dziwić, że protestuje.
Hague podkreśla, że to nie jest kryzys czasowy - on będzie trwał, i wciągnie w spiralę śmierci kolejne państwa. A zaszkodzi także bogatej północy, bo pęknięcie kontynentu i wzajemna wrogość wygranych i przegranych (wrogość na poziomie nieznanym od zakończenia II wojny światowej) nie będą służyły wspólnej przyszłości.
Koszty będą wysokie, bo euro to nie drobnostka - to „monumentalny błąd osądu, analizy i przywództwa”.
Błąd osądu, analizy i przywództwa trwa. Jak widzimy, także w Polsce. Jeszcze raz oddajmy głos Grzegorzowi Schetynie:
Uważam, że kryzys grecki otwiera dyskusję w Polsce o przyjęciu euro. I to otwiera szanse na spokojną debatę, spokojną analizę, by rozważyć za i przeciw.
Na jakiej zasadzie tak spektakularna klęska euro powinna zachęcić Polaków do „dyskusji o przyjęciu euro”? Nie wiadomo.
Jedyny motyw, który może skłaniać do dalszego forsowania wspólnej waluty, nie ma nic wspólnego z debatą i myśleniem: to chęć zdobycia poklasku unijnych decydentów. Tak, oni z wdzięcznością przyjmują takie złote myśli, zwłaszcza teraz, gdy szalone, ideologiczne pomysły wystawiają rachunek.
Patrzmy, kto nadal forsuje euro w Polsce. To ważny wskaźnik tego, jak dany polityk postrzega swoją rolę. Czy chce pilnować polskich interesów i polskiej przyszłości, czy też chce się przypodobać unijnemu centrum bez względu na narodowe koszty.
Obu tych motywacji zazwyczaj nie da się pogodzić. A już na pewno nie w sprawie euro.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/259718-na-jakiej-zasadzie-zdaniem-schetyny-spektakularna-kleska-wspolnej-waluty-powinna-zachecic-polakow-do-dyskusji-o-przyjeciu-euro
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.